poniedziałek, 13 sierpnia 2018

32: Witaj x W x Domu.

Następnego dnia ruszyli w trasę wcześnie rano. Nell, mimo własnego nacisku by ruszyć jak najwcześniej, z trudem pozbierała się do drogi. Dopiero gdy słońce wynurzyło się zza horyzontu, oprzytomniała do reszty.

— Masz już plan, co zrobisz jak uratujesz rodzinę? — spytał Gon. Dziewczyna wzruszyła ramionami, nie chcąc pokazać, że pytanie, choć z pozoru tak błahe, mocno ją zaskoczyło. Nie myślała o tym. Najważniejszym było, żeby ich uratować.

— Pamiętasz ich chociaż? — Killua spojrzał na nią, nie zmieniając tempa. Z lekkim zawahaniem pokiwała głową, czując, jak jej policzki robią się ciepłe pod wpływem jego spojrzenia. Zakochanie było naprawdę upierdliwe.

— Wiem, że mama miała brązowe, długie włosy. Wiązała je w wysokiego kucyka. Tata miał szkarłatne, ścięte na żołnierza. Wiem też, że mam brata... Ale to tyle. Nie mogę sobie przypomnieć ich twarzy.

— A emocje? Czujesz coś w związku z wspomnieniami?

Pokiwała głową po raz kolejny.

— Wiem, że byłam... Szczęśliwa — odpowiedziała, z wyraźnym wahaniem. — Zaryzykowała bym stwierdzeniem, że lubiłam swoje życie. Nie mam pojęcia, dlaczego ktoś zrobił mi coś takiego.

— Mam nadzieję, że jak dotrzemy do Fallen, wróci ci pamięć.

— Też mam taką nadzieję — zaśmiała się Nell, starając się, żeby głos jej nie zadrżał. Killua spojrzał na nią z ponurym zrozumieniem. On wiedział.

Droga zajęła im mniej niż dziewczyna się spodziewała. Kiedy minęli tabliczkę, na której wyryta była nazwa miejsca, Nell uniosła wzrok. Spodziewała się czego innego... Ale nie tego.
Fallen miało być miastem. Nie nastawiała się na jakieś wygody, ale myślała, że przynajmniej będzie minimalnie zaludnione i będzie miastem z wyglądu. Tymczasem to, na co patrzyła... Było istną ruiną. Rozpadające się domy, niektóre totalnie zniszczone, to tego stopnia, że został z nich tylko gruz. Zarośnięte posesje. Nie było nawet ujadających psów, a samo miejsce przypominało jej bardziej wieś po bombardowaniu, niźli miasto. Fallen było zwykłą, zniszczoną wioską.

— Jesteście pewni, że to tutaj? — spytała, mimo że nie miała co do tego wątpliwości. Raz, że tabliczka, którą minęli, jakimś cudem ocalała, dumnie głosiła nazwę miejsca. Dwa, że gdzieś z tyłu głowy rozpoznawała to miejsce. Wiedziała, że są tu, gdzie powinni być. Wszyscy troje. Te myśli jednak wcale jej się nie podobały.

— Na pewno — oznajmił Gon, przyglądając się mapce, którą dostał od recepcjonistki. — May mówiła, że kilka miesięcy temu cała okolica miała problem z przestępczością. Ponoć Fallen padło ofiarą ataku jako pierwsze. Ludzie zostali wymordowani, miasteczko zniszczono. Nikt nie wie, czemu.

Nell uniosła brwi, nie wierząc w to co słyszy.

— I mówisz mi o tym dopiero teraz?!

Gon najwidoczniej był świadom, skąd brała się jej reakcja, ponieważ uciekł wzrokiem w bok.

— Gdybym powiedział ci wcześniej, ruszyłabyś od razu. A byłaś chora...

Chciała na niego nakrzyczeć. Wrzasnąć mu w twarz, że nie miał prawa zatajać tak istotnych faktów, że jej rodzina może już nie żyć, że jej zdrowie nie powinno go obchodzić. Nie mogła się na to zdobyć. Sam fakt, że się o nią martwił mimo wszystko dużo dla niej znaczył. No i miał rację. W stanie, w jakim była dzień wcześniej, dużo by nie zdziałała. Dlatego wzięła głęboki wdech i wydech, po czym uśmiechnęła się do chłopaka.

— Dziękuję, że się o mnie martwisz, Gon. Ale bez względu na wszystko, nie zatajaj przede mną takich rzeczy, dobrze?

Gon kiwnął głową.

— Przypominasz sobie coś? — spytał Killua, zmieniając temat. Nell przytaknęła, rozglądając się.

— Ta okolica... Na pewno już tu byłam. Przeszukajmy może domy, co wy na to? — zaproponowała, na co chłopcy spojrzeli na siebie porozumiewawczo.

— My przeszukamy — oświadczył Killua, kładąc Gonowi dłoń na ramieniu. — A ty się rozglądnij, okej? Może znajdziesz swój dom i-

— Chwila — przerwała mu dziewczyna. — Chcesz przeszukać domy, ale skąd będziesz wiedział, która rodzina to ta moja?

W tym momencie Zoldyck wyciągnął komórkę i nim Nell zdążyła się zorientować co zamierza, usłyszała trzask migawki.

— O ile ten, kto odpowiedzialny jest za twoją utratę pamięci, nie zaserwował tego twojej rodzinie, powinni cię rozpoznać.

— Pójdę z Nell — oświadczył nagle Gon, na co dziewczyna ponownie uniosła brwi, a Killua przytaknął.

— To może rzeczywiście dobry pomysł — mruknął pod nosem. — Jakby coś, to krzyczcie. Dołączę do was niedługo.

W ten właśnie sposób się rozdzielili. Killua zapukał do pierwszych drzwi, a Nell i Gon ruszyli piaszczystą drogą przed siebie. Szli w całkowitej ciszy. Nell rozglądała się po szarych, praktycznie takich samych domach, nie rozpoznając w nich niczego, co świadczyłoby o tym, że to jej dom. Słońce schowało się za burzowymi chmurami, a ciepło, które czuła Nell, znikło. Z jakiegoś powodu stwierdziła, że teraz wszystko do siebie psuje. Słońce nie powinno dosięgać miasta, które upadło.

— Może kłamał? — odezwał się znienacka Gon, splatając swoją dłoń z tą dziewczyny. Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. Mimo że nic nie powiedziała, zapewne zauważył, że się bała. Ta cała sytuacja niesamowicie ją przerażała.

— Nie kłamał — odpowiedziała. — To na pewno tu, tylko nie wiem, gdzie dokładnie. Patrząc po tym, jak tu wszystko wygląda, mogę mieć problem ze znalezieniem właściwego miejsca. No wiesz, jestem pewna, że zapamiętałam to wszystko nieco... Mniej rozwalone.

Nieco było dużym niedopowiedzeniem, ale oboje o tym wiedzieli.

Wioska była większa niż przypuszczali, jednak zdecydowanie nie była miastem. Od pewnego miejsca nie było nic oprócz gruzu i to w całkiem pokaźnej ilości. Jedyny plac jaki to miejsce posiadało, był większą, zarośniętą polanką, w centrum której stał sklep. Wyglądało to nieco śmiesznie, z drugiej strony było niecodzienne.

— Nie wydaje ci się, że budowanie sklepu na środku zarośniętej polany nie trzyma się kupy? — spytała Gona. Chłopak kiwnął głową.

— W dodatku... Jeśli przyjrzysz się otoczeniu, zauważysz, że jest zapuszczone o wiele za bardzo jak na trzy miesiące. Coś tu jest nie tak, Nell. Myślę, że powinniśmy znaleźć Killuę.

Dziewczyna przytaknęła, czując jak jej żołądek zawiązuje się w słup. Opuszczona wioska, całkowicie zniszczona. Dlaczego wszyscy mówili, że to miasto? Czy ten gruz... Czy to mogło być kiedyś miasto? Czy to możliwe, żeby na tak wielkiej powierzchni nie ostał się nawet jeden, większy budynek? Co się tu do cholery stało? Dlaczego recepcjonistka powiedziała Gonowi, że to miasto? Czy tu naprawdę ktoś po coś przyjeżdżał?

Nim jednak połączyła wszystko w całość, ściana deszczu runęła na nich bez zapowiedzi, w kilka sekund przemaczając parę nastolatków do suchej nitki. Gon chwycił pewniej dłoń dziewczyny i pociągnął ją do najbliższego domu. Kiedy wpadli do środka, nie przejmując się pukaniem, Nell stanęła jak wryta. Mimo że wszystkie meble były roztrzaskane, mimo że nie miała prawa rozpoznać tego miejsca, w jej głowie pojawił się obraz umeblowanego pomieszczenia - ciemnej kanapy w prawym, górnym rogu pomieszczenia, kremowej szafy naprzeciwko wejścia, ohydny, pomarańczowy dywan, którym wyłożona była podłoga, a z którego zostały tylko strzępy.

Brakło jej oddechu. Upadła na kolana, zmuszając Gona tym samym, by poszedł w jej ślady.

— Nell?!

— Pamiętam to miejsce! — wydusiła z siebie, powoli łapiąc oddech. To nie było miejsce i czas na atak paniki, nie wiadomo skąd i dlaczego.

— To twój dom?!

Na to pytanie, pokręciła przecząco głową.

— Nie. Mój dom... — wstała z klęczek i na drżących nogach przeszła do drugiego pomieszczenia, po czym dopadła okna. — Mój dom jest...

Urwała, patrząc przed siebie. Tam, gdzie powinien być jej dom... Nie było nic oprócz zarośniętych zgliszczy. Wyglądało na to, że ktoś postanowił spalić go już dawno temu.

— Mój dom jest... Był...

Ponownie urwała, czując, jak gardło ściska jej się z żalu, a oczy zachodzą łzami. Pokazała więc ręką na miejsce, o które jej chodziło, na co Gon tylko ścisnął jej dłoń w geście współczucia.

— Przykro mi, Nell.

W tym samym momencie usłyszeli szelest za plecami. Gwałtownie obrócili się, by zobaczyć chłopaka, opierającego się nonszalancko o przeciwległą ścianę. Miał na sobie zwykły, czarny komplet ciuchów. Jego kasztanowe włosy były w totalnym nieładzie. Grzywka opadała na czarną maskę karnawałową, która zasłaniała do połowy jego twarz. Złote oczy mierzyły przerażoną Nell spojrzeniem. Znała go.

— Gon. — Ścisnęła mocniej rękę przyjaciela. — To ten gość z karnawału.

Freecss spojrzał na nią z zaskoczeniem.

— Ten, który powiedział ci, gdzie masz iść?

Chłopak przed nimi parsknął śmiechem i odepchnął się od ściany, na co Nell i Gon automatycznie przyjęli pozycje bojowe.

— Nie musicie się mnie bać — powiedział szatyn, na ich ruch. — Znaczy, powinniście. Ale nie na was mi zależy.

— Co? — zdziwił się Gon. Nell w tym samym momencie poczuła, jak robi jej się gorąco.

— Killua — szepnęła, rzucając zielonowłosemu przerażone spojrzenie. — Chodzi mu o Killuę.

— Oj daj spokój. — Chłopak przed nimi machnął ręką. — Przecież się domyślałaś. Tak samo jak tego, kim jesteś i jaka jest twoja rola w tym wszystkim.

Pokręciła głową, widząc w oczach szatyna potwierdzenie. Owszem, brała pod uwagę to o czym mówił, ale to nie mogła być przecież prawda!

— Nell, o czym on mówi?

Niepewny głos Gona sprawił, że jej serce ścisnęło się z żalu. Spuściła głowę i wlepiła wzrok w drewnianą, brudną podłogę.

— Och, to bardzo proste — zaśmiał się szatyn, sięgając za głowę. — Jej zadanie polegało na przyprowadzeniu Zoldycka do Fallen.

— Nieprawda — szepnęła dziewczyna, odsuwając się pod ścianę.

— Taki od początku był plan.

W tym samym momencie trzasnęły drzwi i białowłosy wpadł do pokoju.

— Gon, mamy kłopoty...!

Freecss spojrzał na niego przerażonym spojrzeniem.

— Killua...!

— Dobrze się spisałaś — odezwał się ponownie szatyn, po czym ściągnął maskę. Nell uniosła głowę i jej oczy rozszerzyły się w przypływie szoku. Mogła o wielu rzeczach nie pamiętać, ale w chwili, gdy na niego spojrzała, wspomnienia o nim zalały jej umysł.

— Kirei...?

Killua na to imię gwałtownie się spiął i przyjął pozycję bojową.

— Gon, to skrytobójca — powiedział do przyjaciela. Jego głos wręcz ociekał złością. — Hashikaruko.

Szatyn kiwnął głową, uśmiechając się szeroko.

— Widzę, że twoja rodzinka doinformowała cię na mój temat. Szkoda, że nie wiedzieli wszystkiego. — Spojrzał na przerażoną Nell, po czym jego uśmiech się zmienił, na łagodniejszy, bardziej czuły.

— Nell? — Killua spojrzał na dziewczynę, która przerażona patrzyła na nastolatka przed sobą. Na swoje imię, dwróciła głowę w jego stronę.

— Killua, przepraszam...

— Nie powinnaś go przepraszać — zaoponował Kirei. Jego złote oczy wyrażały dumę i szczęście. Podszedł do niej i wyciągnął rękę w jej stronę, na co ona gwałtownie odepchnęła Gona na bok. Lekko się zdziwiła, gdy dłoń szatyna dotknęła miękko jej włosów, by po chwili zjechać po nich aż na szyję. Spojrzała w górę i gdy ich spojrzenia się spotkały, domyśliła się.

— Nie mów tego — szepnęła. Jej serce biło jak szalone, gardło ściskało się z rozpaczy. — Błagam, nie mów tego.

— Cii — przerwał jej, robiąc kciukiem kółka na jej szyi. — Będzie dobrze.

— Nell! — Gon zrobił krok w jej stronę, jednak gdy druga dłoń szatyna spoczęła na szyi dziewczyny w ramach ostrzeżenia, zatrzymał się.

Kirei uśmiechnął się ponownie, tym razem jednak jakby ze współczuciem i już wiedziała, że nie odpuści.

— Witaj w domu, Zoey.

Za raz po tym pochłonęła ją ciemność.

****************

Troszku krótszy, ale bywa, słoneczka <3

#Meiko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz