czwartek, 31 sierpnia 2017

20: Podobieństwa x I x Różnice.

Gon nigdy nie myślał, że to powie, ale ostatnimi czasy miał dość swoich przyjaciół. Siedząc na niebieskiej kanapie i popijając sobie herbatkę, wzrokiem skakał z Nell na Killuę i z Killuy na Nell, próbując rozeznać się po raz kolejny o co poszło. W większości przypadków po prostu dawał sobie z tym spokój i coś czuł, że tym razem również na tym poprzestanie. Martwiło go tylko, że odkąd przyjechali do Mort de Lavie ich kłótnie mocno się zaostrzyły.

— Jezu, jesteś nie do zniesienia! — wrzasnęła czerwonowłosa.

— Ja jestem nie do zniesienia?! — Zoldyck uniósł brwi, krzyżując ręce na piersi. — Uczepiłaś się jej!

— Kolejny raz masz urojenia, durniu! Nie zwalaj wszystkiego na mnie!

— Zamierzanie się na kogoś kataną to już przesada, nie sądzisz?!

— Wcale tego nie zrobiłam! Uczyła mnie po prostu trzymać miecz!

Ach. Gon przypomniał sobie, o co chodziło, a raczej o kogo. Chodziło o Renę. W sumie, przeważnie o nią chodziło. Przez ostatni tydzień każda konfrontacja dziewczyn kończyła się kłótnią Nell i Killuy. Na dobrą sprawę, nie rozumiał tego ani trochę. Dlaczego jego przyjaciel tak bardzo się martwił o Renę? Dlaczego krzyczał ciągle na Nell? Gdzie leżało drugie dno tego wszystkiego? Jego przyjaciele byli sfrustrowani. Widział to, mimo że starali się to ukryć. Ich własne emocje, jakiekolwiek by nie były, zaślepiały ich.

— Jak ci tak nie pasuje, to może idź sobie znowu do Levisa?!

— A żebyś wiedział, cholera, że pójdę! Kto by chciał siedzieć z takim palantem jak ty!

Gon poczuł dziwny uścisk w żołądku.

— Nie idź.

Jego usta poruszyły się mimowolnie, powtarzając na głos myśl. Zapadła cisza. Dlaczego to powiedział? Mimo to powtórzył zdanie, patrząc na Nell błagalnie.

 — Nie idź.

Odwzajemniła jego spojrzenie, łagodnym, pełnym ulgi. Uśmiechnęła się do niego delikatnie.

Nie poszła.

Po południu przyszła Rena ze szkoły, godzinę po niej Leorio przytaszczył się do domu z miną cierpiętnika. Zjedli w ciszy obiad przyrządzony przez rudowłosą. No, prawie wszyscy. Nell nawet nie tknęła swojej porcji, wymigując się brakiem apetytu. Przeprosiła Renę, co zdziwiło nawet samą zielonooką i poszła do salonu oglądać telewizję.

— Kill, co jej zrobiłeś?

Killua skrzywił się na to pytanie.

— Nic. I nie mów tak do mnie.

Gon spojrzał na talerz i wciągnął pasek cukinii. Spaghetti z cukini, jak to nazwała Rena, było naprawdę całkiem niezłe. W dodatku z serem feta komponowało się wyśmienicie. Nie był smakoszem, ale lubił jeść dobre rzeczy. Może ciocia Mito kiedyś zrobi to samo?

— Dobra, zbierajcie się.

Obaj chłopcy spojrzeli na Renę zdziwieni. Westchnęła, zeskakując z barowego krzesełka, na którym siedziała i włożyła pusty talerz do zlewu.

— Gdzie? — spytał w końcu Killua, nie wytrzymując.

— Zobaczycie — odparła wymijająco dziewczyna, wychodząc z kuchni. — Neeeeellly, ubieraj się! Wychodzimy! — usłyszeli jeszcze z korytarza.

— Nie mów do mnie Nelly! — krzyknęła Nell z salonu.

Gon miał wrażenie, że Rena uwielbiała denerwować ludzi. I że Nell naprawdę nie lubiła Reny.

Pogoda była całkiem niezła, biorąc pod uwagę deszcze, które towarzyszyły im przez kilka wcześniejszych dni. Nie było może zbyt ciepło, ale nie padało. Ciemne chmury zasnuły jednak niebo, więc na wszelki wypadek wzięli parasole. Całą czwórką wyszli z domu, ubrani w grubsze rzeczy. Gon w zieloną bluzę, Rena granatową parkę, Killua fioletową bluzę z kapturem, a Nell szła metr za nimi, naburmuszona, w czarnym polarze białowłosego. Nie miała niczego cieplejszego, a Gon żałował przez chwilę, że nie dał jej czegoś swojego. Zaraz jednak zganił się za takie myśli. Przecież to nie miało znaczenia. Bo nie miało, prawda? Ale jeżeli tak, to dlaczego czył ten dziwny ucisk w żołądku?

— Jestem dziwny — mruknął pod nosem, zapatrzony w chodnik. Killua zerknął na niego kątem oka, ale nie skomentował.

Minęło kilka minut, nim przystanęli przed dużym, białym budynkiem, w którym Gon od razu rozpoznał szpital.

— Po co tu przyszliśmy? — spytała Nell łagodniej niż zazwyczaj. Być może widok szpitala coś jej uświadomił, a może chciała być trochę milsza. Nie wiedział.

Rena milczała przez chwilę, a gdy się odezwała, nawet nie zaszczyciła ich spojrzeniem.

— Bo nie chciałam przychodzić tu sama.

Po czym ruszyła w stronę drzwi, a pozostała trójka podążyła posłusznie za nią.

Mijali wiele sal; przeszli dwa piętra.Idąc przez korytarze, co poniektórzy ludzie rzucali Renie współczujące spojrzenia, jednak nie zwracała na nich uwagi. Zatrzymali się na trzecim, na końcu skrzydła, w ostatniej sali.  Dziewczyna przystanęła przed śnieżnobiałymi drzwiami i wzięła kilka głębszych oddechów.

— Nie odważyłam się tu przyjść odkąd to się stało — powiedziała cicho.

Nell dotknęła jej pleców, jakby w geście wsparcia. To chyba zdziwiło wszystkich, ponieważ nikt tego nie skomentował. Rudowłosa wzięła ostatni głębszy oddech i nacisnęła klamkę. Weszli do środka.

Pierwsze, co rzuciło się Gonowi w oczy, to nieskazitelna biel pomieszczenia. Przez niesamowicie czyste okna,  promienie zachodzącego słońca wpadały do sali szpitalnej, oświetlając łóżko tuż przy oknach. Leżał na nim na oko nastoletni chłopak, podpięty do aparatury. Miał włosy o trochę ciemniejszym odcieniu niż Rena, ale też rude. Jego cera była mlecznobiała, a ręce chude i kościste. Policzki miał zapadnięte, na twarzy wyraźnie odznaczały się kości policzkowe.

— To Rine. — wyjaśniła Rena drżącym głosem. Nie wiedząc czemu, Gon spodziewał się jakiegoś złośliwego komentarza ze strony Nell. Gdy jednak na nią spojrzał, w jej oczach zobaczył przerażenie. Patrzyła na ciało chłopaka jakby zobaczyła ducha. Zrobiła się blada jak ściana. Zmarszczył brwi. To normalna reakcja? — Mój brat bliźniak. Widzicie, tak naprawdę nie jestem spokrewniona z Leo. Ale jego i moi rodzice się przyjaźnili. Pochodziliśmy z tego samego, zapomnianego miasteczka. Ale potem moja rodzina przeprowadziła się do Mort de Lavie.

— Co stało się twoim rodzicom? — spytał cicho Gon. Rena usiadła na najbliższym krzesełku, obok pacjenta.

— Wracaliśmy z dwu miesięcznych wakacji nad morzem. Nieszczęśliwie był to wieczór. Gdybyśmy wiedzieli, co dzieje się w mieście, przenocowalibyśmy gdzieś indziej. Ale nie wiedzieliśmy. A potem...

Urwała, spuszczając głowę.

— Dozorcy — dokończył za nią Killua. Kiwnęła głową.

— Dojeżdżaliśmy na miejsce, kiedy ojciec wrzasnął i puścił kierownicę. Mama próbowała odzyskać panowanie nad samochodem, ale to nic nie dało. Rodzice nie przeżyli wypadku. Gdy ocknęłam się po jakimś czasie, Rine miotał się na drodze i wrzeszczał. Trzymał się za głowę. Krzyczał ,,zostaw mnie!", a ja nie wiedziałam co się dzieje. Potem zemdlał. I nie ocknął się do teraz.

— A zrobi to? — spytał Gon.

Rena spojrzała na niego pociemniałymi oczami.

— Mam nadzieję. ...Czy to nie głupie? — zaśmiała się nagle ponuro, unosząc głowę i wlepiając wzrok w sufit. — Przez całe życie życzyłam im śmierci. Rodzice zaplanowali mi życie. Chcieli bym została kimś, kim nie chciałam. Nie miałam siły im się mocniej sprzeciwić. Byłam złą córką. Uciekałam z domu. Ale zawsze wracałam, gdy Rine pisał mi o tym, jak mama i tata odchodzą od zmysłów. Piłam, paliłam, malowałam się zbyt mocno, przeklinałam zbyt często. Ubierałam się zbyt skąpo. Tylko po to, by nie dać się stłamsić. Powiedziałam im tyle przykrych słów. A potem, kiedy umarli... Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Teraz oddałabym wszystko, by ich ożywić. By Rine nie leżał tu jak pieprzona roślinka.

— To nie twoja wina. — Killua spojrzał na nią łagodnie.

— Nie chciałam, żeby mówili mi jak mam żyć.

— Nikt nie lubi, jak planuje mu się życie. Wiem coś o tym.

Widząc kątem oka ruch, Gon spojrzał na Nell i zdrętwiał, widząc jej minę. Już nie kryła swoich emocji. Może nie umiała. Może nie miała już siły. Patrzyła na Killuę z bólem w złotych oczach. Wyglądała, jakby zaraz miała się rozsypać.

Rena zauważyła to zaraz po nim.

— Wszystko w porządku? — spytała, ocierając łzy z policzków. — Nell?

Nie pytaj jej o to, pomyślał Gon, zszokowany. Nigdy nie widział czerwonowłosej w takim stanie. Przecież widać, że nie.

— Ja... — zaczęła Nell drżącym głosem. — Muszę iść.

Głos załamał jej się w połowie zdania. Killua spojrzał na nią pytająco, jednak nie zdążył napotkać jej wzroku. Złotooka wybiegła z pomieszczenia.

— Nell! — Gon zerwał się z miejsca i rzucił ku drzwiom, jednak Zoldyck zagrodził mu drogę, kiwając przecząco głową.

— Daj jej chwilę.

Freecss zmierzył przyjaciela niecierpliwym spojrzeniem. Nie chciał jej dać chwili. Chciał przy niej po prostu być.


Biegła na oślep, ocierając raz po raz łzy, spływające po policzkach. Frustracja, jaka się w niej zebrała, sięgnęła wreszcie zenitu. Nie wytrzymała.

Obiecała sobie, że będzie silna. Próbowała się nawet dogadać z Reną, co okazało się niemożliwe. I przez nią i przez Killuę, który widział w Nell tylko zagrożenie dla otoczenia. Właśnie. Tylko zagrożenie. Jej czternastoletnie serce nie było przygotowane na takie uczucia, takie odrzucenie, a teraz jeszcze to.

Och, biedna Rena. Urodzona, by zostać kimś, nie mając wyboru w kwestii własnej przyszłości, próbowała się buntować. Tak, brzmiało znajomo. Mogła z nią toczyć walki, mogła zastanawiać się, co Killua w niej widzi. Ale jednego nie mogła mu dać. Zrozumienia. A Rena mogła. W końcu Killua też był dzieckiem, po którym oczekiwano szczególnych czynów i zaplanowano mu życie. A Nell? Nie wiedziała nawet, jak wyglądają jej rodzice. Nie wiedziała, gdzie się urodziła i ile naprawdę ma lat. Nie wiedziała, czy imię, którym się posługiwała, jest prawdziwe, ani czy w ogóle miała jakąkolwiek rodzinę i gdzie mieszkała. Nie wiedziała nic.

 Dlaczego nie wyjechali ten tydzień temu, gdy oddali książkę? Mogli to zrobić, ale nie chcieli. Znaczy, chłopcy nie chcieli. Killua zaczął spędzać więcej czasu z Reną, a przez ciągłe kłótnie, Nell lądowała w rezydencji Levisa. Gon za to spędzał czas na oglądaniu telewizji albo snuciu się z Killą i Reną.

Zajęła jej miejsce.

I co najgorsze, Nell miała wrażenie, że rudowłosa pasuje na nim lepiej niż ona. Była przecież taka wspaniała. Umiała posługiwać się bronią, znała perfekcyjnie nen, była radosna i wygadana, ładna, no i obaj ją lubili. Nie musieli się przez nią kłócić i narażać życia. Nie jak przez Nell.

Przestań płakać kretynko!, wrzasnęła na siebie w myślach, ocierając kolejne łzy. Z każdym krokiem było jednak gorzej i gorzej. Miała dość tego miejsca, Killuy, Reny i własnych uczuć, których nie rozumiała.

Nawet nie zauważyła, kiedy przekroczyła bramę jedynego azylu w tym przeklętym mieście. Mechanicznie szarpnęła drzwi i wpadła do środka, kierując się do pokoju na drugim piętrze. Minęła kilka pokojówek i Chrisa, który spojrzał na nią łagodnie.

— Panicz jest u siebie! — zawołał za nią spokojnym głosem. Dopadła ostatnich drzwi na tym przeklętym, niesamowicie długim korytarzu i weszła do środka, nawet nie pukając. Levis oderwał wzrok od czytanej lektury i zeskoczył z parapetu, z wyraźnym zaniepokojeniem.

— Nell, co się...?

Nie dokończył, ponieważ dziewczyna wpadła mu w ramiona i wybuchła niepohamowanym płaczem. Automatycznie objął ją jedną ręką, a z drugiej wyrzucił książkę na łóżko i zaczął głaskać Nell uspokajająco po głowie.

— Już dobrze. Już dobrze. Ciii, już, spokojnie...

— Nienawidzę jej — wyszlochała mu w koszulę, a on kiwnął głową.

— Wiem.

—Ale ona nie jest zła. Jestem okropna.

— Nie prawda. Jesteś wspaniała.

— Jestem.

— Nie jesteś, Nell. Nie jesteś, słyszysz? — jego głos był łagodny i zarazem stanowczy. — Jesteś najwspanialszą dziewczyną, jaką poznałem. Nie wolno ci myśleć inaczej.

Chyba każda dziewczyna chciałaby usłyszeć te słowa. Nell też chciała słyszeć, jednak nie od niego. Chciała je usłyszeć od Killuy.

Uśmiechnęła, się, powoli odzyskując spokój. Levis pachniał książkami. Książkami, drzewami i delikatnie wanilią. Znała ten zapach. Kochała ten zapach.

Levis pachniał jak Kyle.

❇❇❇

A miało nie być dram XD
Ale tak serio, to cały arc w Mort de Lavie jest jedną wielką dramą KilluNell XD ojć, spoiler alert? Ale spoko, oczywiście akcja swoją drogą, a dramy powplatane XD

Rozdzialik częściowo z perspektywy Gona. Myśleliście, że będziecie się cieszyć KilluNell wiecznie? Wiem, że tak, ale nie ma tak dobrze 😂😂

O ironio, od części Nell na yt włączyło mi się Photograph, Eda Sheeran'a i myślałam, że się poryczę nad własnym opowiadaniem 😂 ale byłby wstyd xD

Chciałam wam wstawić świetne fanarty Nell i KilluNell, autorstwa jednej z czytelniczek na wattpadzie, ale serwer mi je odrzuca i nie wiem jak mam to zrobić :C

Jutro 1.09 XD Kto się cieszy? 😂

I to chyba tyle.

Mam nadzieję, że się podobało 😘

Meiko

środa, 30 sierpnia 2017

19: Niepewność x Zasiana x Dobrą x Radą.

— A więc? Co was do mnie sprowadza?

Nell po otrząśnięciu się z szoku i uspokojeniu emocji na tyle, by nie wybuchnąć płaczem, usiadła na kanapie razem z Killuą i Gonem.

— To.

Wyciągnęła w jego stronę dłoń z opakowaną książką. Przejął od niej podarunek, zmierzył wzrokiem napis na jednej ze stron i kiwnął głową.

— Czyli znalazł.

— Co to? — spytała dziewczyna, nie bawiąc się w formalności. Levis uśmiechnął się półgębkiem, obrzucając Nell zaciekawionym spojrzeniem.

— Nie obraź się, ale wolałbym najpierw wiedzieć z kim mam przyjemność.

— Jestem Killua — zaczął białowłosy.

— Jestem Gon! — brunet uśmiechnął się promiennie, na co dziewczyna przewróciła oczami. Lekko zdrętwiała, kiedy wzrok fioletowowłosego spoczął na niej.

— Ja... — zaczęła, po czym przygryzła wargę. Co mu miała powiedzieć? Że to przez nią jego brat nie żyje? Bo nie zdążyła rozegrać tego wszystkiego jak należy? — Ja...

— Wiem, kim jesteś, Nell.

Uniosła na niego wzrok, szczerze zaskoczona. Po chwili jednak skrzywiła się, gdy Killua cicho parsknął pod nosem.

— Cóż, ostatnio gdzie się nie ruszę, tam mnie znają. — Odparła cierpko. — Wybacz, ale nie pamiętam naszego spotkania...

— Nie spotkaliśmy się — zaśmiał się chłopak. Jego śmiech był dźwięczny i miły dla ucha. Nell słysząc go poczuła silne uczucie nostalgi. Tak samo śmiał się Kyle. — Mój brat wysłał mi kiedyś list, w którym było wasze zdjęcie. Byłaś jego dziewczyną, mam rację?

Kiwnęła głową, czując jak do oczu ponownie napływają jej łzy. Kto by pomyślał, że taka z niej beksa?

— Nie obwiniaj się. Jestem pewien, że to jego wina. Zawsze był nieostrożny i lekkomyślny. I zadufany w sobie.

Zadufany w sobie?

— Nie prawda — odpowiedziała natychmiast, wpatrując się w niego. Myślami była jednak gdzie indziej. — Nie prawda. Kyle był nieostrożny i lekkomyślny, ale nigdy zadufany w sobie. Był otwarty i zbyt pewny siebie. Onieśmielał. Zawsze się uśmiechał. Miał głowę pełną pomysłów. Był ciekawski, chciał zwiedzić świat. Nigdy nie poświęcał zamartwianiu się więcej niż trzy sekundy, bo uważał, że to nie ma sensu. I troszczył się o innych bardziej niż o siebie. Zawsze... I do końca.

Zamilkła, gdy Killua położył jej rękę na ramieniu i ścisnął mocno. Chyba mocniej niż miał w planach, bo skrzywiła się nieznacznie, ale oprzytomniała.

— Jeszcze to przeżywa — wyjaśnił białowłosy. — Musisz jej wybaczyć.

Levis kiwnął głową, po czym podniósł się z kanapy.

— Chodźcie. Zanim przyjdzie Chris z herbatą, oprowadzę was po posiadłości.

Budynek składał się z dwóch pięter i parteru, oraz piwnic. Najniżej była winiarnia. Na parterze mieścił się pokój do gry w bilarda, kilka salonów, kuchnia i jadalnia, lecz było to tylko prawe skrzydło. Lewe przeznaczono na salę balową, która miała nawet swój własny balkonik i taras. Okna wychodziły na wielki ogród.

Piętro pierwsze również podzielono na dwie części. Prawe skrzydło całkowicie zajmowała biblioteka. Gdy weszli do niej, Nell oznajmiła, że tu zostaje.

— Będziesz mogła tu siedzieć ile dusza zapragnie — odpowiedział jej że śmiechem Levis. — Ale to potem.

Lewe skrzydło zajmowały sypialnie. Było ich dokładnie pięćdziesiąt sześć, każda miała swoją malutką łazienkę. Tylko pięć z nich urządzono z większym rozmachem. Mieściły się one na końcu skrzydła i należały do rodziny. Levis wyjaśnił, że reszta już nie żyje i zaproponował Nell, że pokaże jej pokój Kyle'a, gdy już skończą zwiedzać.

Wszystko kręciło się wokół Nell. Gon zauważył to po kilku minutach. Levis zwracał się do nich wszystkich, jednak zawsze po tym osobno do Nell, jakby szczególnie zależało mu na jej uwadze.

— Nie podoba mi się to — mruknął najciszej jak potrafił, a Killua spojrzał na niego kątem oka.

— Może mu się podoba — odpowiedział na to, wzruszając ramionami. I gdyby nie zaciśnięte mocno pięści w kieszeniach spodni, Gon może uwierzyłby w jego obojętność.

Trzecie piętro zajmował całkowicie personel.

— W całej posiadłości znajduje się ponad dwieście pięćdziesiąt pokoi — wyjaśnił Levis lekkim tonem. — Dziewczyny, które się u mnie zatrudniają, mają możliwość wypożyczenia pokoju na ostatnim piętrze. Jest ono tak naprawdę osobne, posiada dwie duże łazienki, męską i żeńską, kuchnię, oraz balkon. Mają możliwość poruszania się po całej rezydencji jak im się podoba, godziny pracy mają ustalone, nie ingeruję w ich czas wolny. Jedyny zakaz jakie obowiązuje mieszkańców to robienie głośnych imprez. Ale nawet od tego są wyjątki, na przykład, na święta czy sylwestra, albo czyjeś urodziny. Jestem ugodowym człowiekiem.

— Jesteś wspaniały — zaśmiała się Nell, zaplatając dłonie na plecach. Fioletowowłosy uśmiechnął się i poczochrał ją po głowie, na co ona pisnęła i zaczęła układać włosy.

Gon zaśmiał się z zakłopotaniem, a Killua prychnął, odwracając wzrok.

Na każdym piętrze dominował inny kolor. Na parterze był to złoty, przemieszany z czerwienią. Na pierwszym piętrze czerwony z akcentami błękitu. Na drugim błękit z akcentem fioletu. Ściany pokryte były licznymi obrazami rodziny i martwej natury; tylko na drugim były same krajobrazy. Levis wyjaśnił, że nie chciał narzucać tego personelowi, by poczuli się jak u siebie. Każdy obraz na drugim piętrze był wyborem pracowników.

Z sufitów zwisały eleganckie żyrandole imitujące świeczniki. Tylko w sali balowej i salonach były one kryształowe.

Posiadłość zrobiła na nich duże wrażenie.

— Czujcie się tu mile widziani — oznajmił Levis radośnie, gdy w końcu wracali na parter.

— Będziemy, będziemy — przytaknęła ochoczo Nell. — Muszę koniecznie dobrać się do biblioteki.

Następnie wdała się z nastolatkiem w dyskusję na temat książek, które posiadał.

Killua i Gon szli trochę z tyłu, słuchając ich rozmowy od niechcenia.  Mieli wrażenie, że zdanie Levisa na temat posiadłości nie było skierowane do nich. 


— Musiałaś się do niego tak kleić?

To było pierwsze pytanie, które padło z ust Killuy podczas kolacji. Nell przerwała w pół zdania, po czym odwróciła głowę w jego stronę. Właśnie opowiadała Leorio o rezydencji Levisa i pytanie białowłosego lekko ją zaskoczyło. Odkąd wrócili do domu, miała wrażenie, że chłopcy byli na nią źli.

— Kleić?

— No. ,,Och Levis, masz taką piękną posiadłość!" ,,Och Levis, jesteś taki zabawny!", ,,Och Levis, jesteś wspaniały!" — przedrzeźniał ją piskliwym głosikiem.

— Ja tak mówiłam?

— No. Żeby tylko. Nawet przy Kurapice nie zachowywałaś się w taki sposób. Jakbyś co najmniej spotkała swojego idola!

— Co w tym złego? — spytała Rena z pełną buzią, odkładając udko z kurczaka na talerz. — Levis tak działa na wszystkie dziewczyny. Nie powinniście się jej o to czepiać.

Nell uniosła brwi. Czy ta ruda, podstępna jaszczurka właśnie się za nią wstawiła? Gdzie haczyk?

Killua za to tylko prychnął i zeskoczył ze stołka barowego,  po czym ruszył w stronę drzwi.

— Idę się przejść.

Gon kiwnął głową, a Rena zerwała się z krzesła i pobiegła za nim, zgarniając po drodze kurtkę i katanę.

— Czekaj, idę z tobą!

Na te słowa Nell również się poderwała, jednak w tym samym momencie trzasnęły drzwi wyjściowe i już ich nie było.

— Co go dzisiaj ugryzło? — mruknęła sama do siebie, na co Leorio zaśmiał się i upił łyka herbaty.

— Młodość — zaśmiał się, na co Nell i Gon unieśli brwi.

— Młodość? — powtórzyła za nim czerwonowłosa i parsknęła śmiechem. — Ugryzła go młodość?

— Chyba nie rozumiem — skwitował po chwili Gon, zamyślony. — Ale Killua ma rację. Nie powinnaś się zbytnio spouchwalać z Levisem. Myślę, że w twoim przypadku to nawet zrozumiałe, mimo to-

— Zrozumiałe? — weszła mu w słowo.

Kiwnął głową, patrząc na nią smutno.

— W końcu, przypomina do złudzenia Kyle'a, prawda?

— Co? Jakiego Kyle'a? O co chodzi? — Leorio zasypał ich pytaniami, próbując dowiedzieć się czegokolwiek. — Masz chłopaka, Nell-chan?

Skrzywiła się, słysząc to pytanie.

— Miałam.

Miała też nadzieję, że Gon się mylił. Ale jednocześnie czuła, że trafił w sedno i wcale jej się to nie podobało.


Killua po raz dwunastu kopnął dwunasty kamień, który napatoczył mu się nieszczęśliwie pod nogi, przez co zrobił dwunastą dziurę w najbliższym budynku.

Głupia Nell. Głupi Levis. Głupia Nell. Głupia, głupia, głupia!

Prychnął pod nosem, jakby zdegustowany własnymi myślami, po czym zatrzymał się, poirytowany; tym razem czym innym

— Długo masz zamiar jeszcze za mną leźć? — spytał, odwracając się w stronę ciemnego zaułka po prawej. — Beznadziejny z ciebie ogon.

— Wybacz, że nie nie umiem chodzić tak cicho jak ty — odpowiedziała kąśliwie, podchodząc do niego. Traciła go ramieniem, uśmiechając się lekko. — W porządku?

Nie.

— Jasne.

Ponownie ruszyli słabo oświetloną uliczką. Killua dopiero teraz zauważył, że nie ma wokół żywej duszy i przez chwilę miał ochotę wejść do najbliższego mieszkania i sprawdzić, czy nie zastanie tam zwłok. Potrząsnął głową. Przecież nie byli w Mistey.

— Wiesz, nie wspomniałam o tym wcześniej, ale po zmroku nie jest tu bezpiecznie — Rena rozglądała się nerwowo na boki, starając się nie wyglądać na przestraszoną. — Dlatego ludzie starają się nie wychodzić.

— Nie boję się złodziei.

— Nie chodzi o złodziei.

— Bandytów też nie.

— Oni wszyscy też siedzą w domach — mruknęła nerwowo. — Chodzi o Dozorców.

— Dozorców — powtórzył za nią, starając się zachować powagę. Kiwnęła głową.

— Nikt nie wie, czym dokładnie są, ale po zmroku atakują ludzi i kończy się to na dwa sposoby. Ofiary albo umierają, albo zapadają w śpiączkę. Dużo ludzi ostatnio znika i to też przypisuje się Dozorcom...

— Skoro tak bardzo się ich boisz, dlaczego za mną wyszłaś?

Przewróciła oczami.

— Wystarczy ci, jak powiem, że nie chciałam mieć cię na sumieniu?

Parsknął śmiechem i wsunął ręce do kieszeni fioletowej bluzy.

— Oboje wiemy, że to nie jedyny powód.

— Powiem ci, jak zawrócimy.

Killua wywrócił oczami i obrócił się na pięcie, po czym ruszył w drogę powrotną.

— A więc?

Rena milczała przez dłuższą chwilę. Gdy się w końcu odezwała, brzmiała bardzo nieswojo.

— Odpuść sobie Nell.

Jej słowa tak go zaskoczyły, że aż przystanął. Uniósł brwi, jakby nie dowierzając w to, co usłyszał, po czym parsknął śmiechem.

— Niby w jakiej kwestii?

— Dobrze wiesz w jakiej.

Mierzyli się przez chwilę spojrzeniami.

— Rena, nie jestem w niej zakochany. Ale Gon ją lubi. I to trochę bardziej niż powinien.

— Dlatego właśnie powinieneś odpuścić. Oboje powinniście.

Jej wzrok był nieugięty, a on nie rozumiał, dlaczego tak bardzo się upierała przy swoim. Lampy po kolei zaczęły gasnąć.

Rena chwyciła Killuę za nadgarstek i pociągnęła za sobą w stronę domu.

Gdy stanęli przed furtką, zrobiło się kompletnie ciemno.

— Nie zależy mi na niej, ale dlaczego tak bardzo obstawiasz przy swoim? Niedługo przecież stąd wyjedziemy.

— Ona tu zostanie — przerwała mu dziewczyna. Zauważył że jej oczy świecą w ciemnościach i nie było to normalne. — Nie pojedzie z wami dalej, zrozum. Już ją ma.

— Kto? 

— Levis. Teraz to tylko kwestia czasu, jak się do niego przeprowadzi.

Killua spróbował sobie to wyobrazić. Nell biorącą walizkę i oznajmiającą, że będzie mieszkać z bratem swojego martwego chłopaka. Bo ten ma dużą bibliotekę.

Zaśmiał się do własnych myśli, kręcąc głową z niedowierzaniem.

— Nell nas nie zostawi. Jesteśmy jej drużyną. Po za tym, nikt nie chce stąd wyjechać tak bardzo jak ona.

Rena wyminęła go i ruszyła w stronę drzwi.

— Jeżeli mi nie wierzysz, to trudno — skwitowała, kładąc dłoń na klamce. —  Ale wiesz, nie ona jedna chciała stąd uciec.

Chciał jeszcze o coś zapytać, jednak Rena otworzyła drzwi i weszła do środka, a jemu nie pozostało nic innego jak wejść za nią.

— Idioto! — usłyszał już od progu. Nell podbiegła do niego i dała mu przez ramię, na co on syknął i odskoczył.

— Łaa, kobieta-goryl! — zakpił, posyłając jej wrogie spojrzenie. — Co ci znowu nie pasuje?

— Ponoć po ulicach pałętają się jacyś Dozorcy! A ty wyszedłeś sobie od tak...!

— Martwiłaś się? — spytał, uśmiechając się zawadiacko. Mógłby przysiąc, że jej twarz przybrała kolor jej włosów.

— Spacer odebrał ci resztki rozumu? — spytała po chwili. — Oczywiście, że nie. Ale Gon chciał cię iść szukać, a nie zna okolicy. Mógłbyś go narazić na niebezpieczeństwo.

Nie była ze sobą szczera i nawet on to widział. Nawet nie chciała spojrzeć mu w oczy, dlatego chwycił jej podbródek i skierował jej twarz ku sobie.

Słyszał, jak wstrzymała oddech.

— C-Co ty robisz? — spytała słabo.

— Jak mnie tak nie lubisz, to może odejdziesz? — szepnął, patrząc jej uważnie w oczy.

Zapanowała cisza.

Na te słowa Nell lekko zbladła i przez chwilę stała bez ruchu, jakby próbując ocenić, na ile żartuje. Następnie prychnęła i odtrąciła jego dłoń.

— Tak szybko się mnie nie pozbedziesz, Zoldyck — syknęła, po czym odwróciła się i pobiegła do kuchni, mrucząc pod nosem przekleństwa.

A on odetchnął z ulgą.

❇❇❇

Wg, tak się zastanawiam, ktoś tu lubi Renę czy wszyscy są za spaleniem? Tak tylko pytam XD 
Chociaż po tym rozdziale chyba nie ma takiej potrzeby 😂 W każdym razie, nie mam zamiaru jej zabijać, a przynajmniej na razie XD

Eh, muszę skończyć z tymi melodramatami pomiędzy Killuą a Nell, bo biedny Gon czuje się pominięty.

Mam nadzieję, że się podobało 😘 Wiem, że na razie jest nudnawo, ale nie ma akcji bez wstępu do akcji, a przynajmniej nie w HxH 😂

To tyle
Do następnego!

#alexmeiko