środa, 14 października 2015

3: Na x Północ

Ohayo, miśki! Jeśli to czytacie to znaczy, że mój telefon nareszcie zaczął ze mną współpracować. Wybaczcie za jeszcze większą zwłokę, ale przez cały czas się przeprowadzam i jeszcze mi internet cholery zabrały... Jak na złość.  Mam nadzieję, że rozdzialik się spodoba. Obiecuję,  że od teraz będę udostępniać częściej niż... *myśli* Eeeeee.... No, po prostu częściej.  W zamian za to ładnie komentujcie, choćby jednym zdaniem. Tego rozdziału nie byłoby, gdyby nie wy. ♡
Miłego czytania! :)
------------------
Obudziło ich rytmiczne uderzanie w drzwi pokoju. Killua podniósł nieprzytomny wzrok i spojrzał na Gona, który spał w najlepsze, jakby niczego nie słyszał.
- Nell, głupku! - krzyknął chłopięcy głos zza drzwi. - Śniadanie!
- Zamknij się Shiro - warknęła szkarłatnowłosa, powoli zwlekjąc się z łóżka. Podeszła do  drzwi
i przekręciła kluczyk w zamku, po czym nacisnęła klamkę. Blondwłosy chłopiec wpadł do pokoju i skoczył na łóżko, zakopując się w kołdrze.
- Darowałbyś to sobie - burknęła dziewczyna.
- Tata jest wkurzony, że chłopaki spali w twoim pokoju - odparł blondyn, wystawiając twarz spod pierzyny. Killua zmierzył chłopaka wzrokiem. Coś mu w nim nie pasowało. Wyostrzył momentalnie wszystkie zmysły, jednak nie zauważył niczego podejrzanego. Popadał w paranoję?
Nell podeszła do Gona i nachyliła się nad nim, po czym złapała za ucho i lekko pociągnęła. Chłopak otworzył oczy i momentalnie usiadł.
- Co na śniadanie?
Szkarłatnowłosa zaśmiała się i pokręciła głową.
- Niedowiary - powiedziała cicho. - Jesteś zupełnie jak on.
- ,,Jak on"? - spytał blondyn.  Zapadła cisza. Nell spojrzała na brata i zaśmiała się.
- Pamiętasz tego faceta z opaską,  który niedawno u nas nocował? 
- Tego, co okantował szefa lombardu i uwiódł mu żonę?
Kiwnęła głową, potwierdzając. Gon i Killua popatrzyli na siebie zdziwieni.
- To Gon, jego syn - powiedziała rozbawiona. - Killua, Gon, to mój ośmioletni brat Shirosu. 
Shiro popatrzył na bruneta z niedowierzaniem.
- To Ging miał dzieci?!
Gon kiwnął głową, uśmiechając się.  Killua za to pociągnął nosem, czując aromatyczne zapachy dochodzące zapewne z kuchni.
Po chwili krzątaniny i zachwytów ośmiolatka chłopcami, wszyscy zeszli na dół. I rzeczywiście,  w kuchni czekał już na nich cały stół różnorakiego jedzenia.
Pomieszczenie było ładnie urządzone.  Biała podłoga przyjemnie kontrastowała z brązowymi kafelkami, którymi wyłożona była ściana. Półki natomiast miały kolor podłogi.
Przy stole siedział ojciec dziewczyny i czytał gazetę,  popijając poranną kawę. Po pomieszczeniu krzątała się kobieta w fartuszku, kładąc na zapchany już stół coraz to nowsze przysmaki.
- To moja mama - szepnęła cicho czerwonowłosa. Killua przyjrzał się kobiecie z zaciekawieniem.
Miała jasną,  nieskazitelnie czystą cerę. Bladoróżane usta zacisnęła w wąską linię, przypatrując się nakrytemu stołowi jasnozłotymi oczami. Długie blond włosy spięła w luźnego koka, by nie przeszkadzały jej w pracy.
Nell spojrzała na chłopców i machnęła zapraszająco w stronę krzeseł. Sama usiadła po przeciwnej stronie stołu, trącając przy okazji rodzicielkę i wygrywając ją tym samym z zamyślenia.
- Ach! Już jesteście! - pisnęła z przejęciem kobieta. - Czego sobie życzycie? Bierzcie, na co macie ochotę!
- Oprócz mojej córuni - burknął mężczyzna zza gazety.
- Tato! - krzyknęła oburzona Nell. Podczas gdy Killua zrobił się nieznacznie czerwony, Gon uśmiechnął się promiennie.
- Pan się nie boi, nie jadamy ludzi.
Białowłosy parsknął śmiechem.
- No co?
- Nic, nic - zaśmiał się Zoldyck. Freecess zrobił niepocieszoną minę i zabrał się do jedzenia podstawianych mu pod nos smakołyków.
Oczywiście, że niewinny Gon nie miał pojęcia o co chodziło. W końcu czternastoletni brunet miał jeszcze w sobie sporo z dziecka. Być może to dla tego tak szybko jednał sobie przyjaciół. Killua natomiast przez te ostatnie lata spędzone u jego boku nauczył się wszędzie widzieć spisek i postęp. Ponieważ każdy dobry człowiek przyciąga złych.
Nie wiedział za co się zabrać. Wybór ułatwiła mu mama Nell, nakładając na jego talerz kilka rzeczy i wychwalając ich jakość domowej roboty. Przyjrzał się jeszcze raz uśmiechniętej kobiecie i skinął głową, dziękując za jedzenie. W tej rodzinie nie było nic podejrzanego. Co prawda ojciec dziewczyny był trochę nierozgarnięty, matka zbyt hojna, a brat denerwujacy,  ale nie było to dziwne czy niepokojące. Czyli jednak popadał w paranoję.
Po skończonym śniadaniu spędzonym na miłej i przyjemnej rozmowie oraz dalszym zapewnianiu, że chłopcy są z rodziny, całą trójką wyszli z kamienicy.
Słońce świeciło mocno, zimny wietrzyk chłodził przyjemnie, dając wrażenie odpowiedniej temperatury. Na ulicy znów był spory ruch. 
Nell uśmiechnęła się, ogarniając wzrokiem okolicę.
- W Oregonie panuje wieczny ruch - powiedziała,  gdy Killua popatrzył na nią z niezrozumieniem.  - To miasto tętni życiem o każdej porze. Dlatego je tak lubię. Ale mniejsza. Chodźcie.
Ruszyli. Gon jakby zostając tym samym sygnał,  zaczął wypatrywać o szczegóły doczytące miasta. Killua nie widział w tym sensu. Nie wrócą tu, a przynajmniej taką miał nadzieję. Nie podobało mu się to miasto. Niby jak każde inne, ale jednak...
- ... A za rogiem jest sklep ze słodyczami. Sprzedają tam najlepsze czekoladki w okolicy. Chwalą sobie też batony - spojrzała na Killue i uśmiechnęła się ciepło.  - Możemy tam zajść jak będziemy wracać.
Zoldyck odwrócił głowę zmieszany i nadymał dziecięco policzki w geście niezadowolenia.
- Możemy.
Po kilku minutach zatrzymali się przed starą, obskurną kamienicą. Nell pokazała chłopakom gestem, by byli cicho i weszła do środka.  Gon i Killua wymienili spojrzenia pełne zdziwienia i ruszyli cicho za nią.
- Ta kamienica mieści w sobie trzy miejsca - powiedziała szeptem szkarłatnowłosa. - Na samej górze mieszkają właściciele. Piętro trzecie i drugie zajmują biedacy. Piętro pierwsze robi za przedszkole. Parter za wolne pokoje do wynajęcia. A piwnice... - tu urwała i zeszła po schodach na dół. - ... Piwnice robią za miejsce spotkań wszystkich, których bliżej znam.
W pomieszczeniu było duszno i gorąco.  Killua i Gon rozejrzeli się z zaciekawieniem. Miejsce wyglądem przypominało pub. Nie było tu dużo ludzi. Przy kilku stolikach siedziały po jednej, dwie osoby i rozmawiały cicho.
Gdy tylko weszli, wszyscy zebrani podnieśli głowy. Nell podniosła rękę na powitanie i podeszła do baru.
Młody, blondwłosy chłopak z przekrzywioną opaską na włosach uśmiechnął się zadziornie, czyszcząc kieliszek.
- Dawno cię nie było, Nelliel - powiedział rozbawiony,  odkładając kieliszek na miejsce. - Co cię tu sprowadza?
- Ciebie też miło widzieć, głupku - odpowiedziała dziewczyna niezadowolona. - I mówiłam ci, nie mów do mnie pełnym imieniem.
- Nelliel? Ładnie! - powiedział uśmiechnięty Gon.
- Ani mi się waż - warknęła złotooka. Gon cofnął się przestraszony, a Killua parsknął śmiechem.
- A twoi koledzy to...? - spytał barman, patrząc na chłopców z zaciekawieniem. - Nie często można cię zobaczyć w obecności rówieśników.
- To Killua i Gon - powiedziała pokazując na każdego głową. - Ale przecież ty już to wiesz.
- Ano wiem - zaśmiał się blondyn. - Jednak formalności pozostają formalnościami.
- Skąd wiesz jak mamy na imię? - spytał zaciekawiony Gon. Barman poprawił opaskę i odchrząknął.
- Pozwólcie najpierw, że się przedstawię. Kaomoji Tetsuya, mówią mi Moji. Jestem oczami i uszami tego miasta.
- To najbardziej poinformowany człowiek w mieście - dopowiedziała Nell. - Wie wszystko o wszystkich. Skąd? Czort to wie... w każdym razie, myślę że będzie w stanie nam pomóc.
- Wszechwiedzący co prawda nie jestem, ale nie dużo mi do tego - zaśmiał się Moji. Nell parsknęła śmiechem.
- Uważaj, bo ta twoja skromność kiedyś cię zgubi.
Blondyn Przewrócił oczami i jego wzrok padł na Killuę i Gona. Oparł się o blat i nachylił do nastolatków.
- A więc co sprowadza do mnie dwóch tak utalentowanych łowców?
- Łowców? - podłapała Nell. - Jesteście łowcami?!
- Ano, jesteśmy - odpowiedział Killua wyciągając licencję i pokazując dziewczynie. Gon zrobił to samo. Szkarłatnowłosa złapała się za głowę.
- W tak młodym wieku?! Po co?!
Zoldyck wzruszył ramionami.
- Mi się nudziło, a Gon szuka taty.
- Nudziło mu się - zaśmiała się słabo i spojrzała na blondyna. - Słyszałeś? Nudziło mu się!
- Dla niego ten egzamin nie był trudny - stwierdził Moji znudzony. - Nie ma co się dziwić.
Nell przysiadła na krześle nieopodal i odchyliła głowę do tyłu.
- Z kim ja się zadaję? No ale do rzeczy - poderwała się,  jakby cała rozmowa nie miała miejsca. - Potrzebna nam informacja na temat pobytu Ginga Freecess'a. 
- Kpisz czy o drogę pytasz? - zaśmiał się Kaomoji, chwytając w dłoń kolejny kieliszek do czyszczenia. - Ten facet to legenda. Wielki łowca, którego wytropić może tylko on sam. Nikt nie wie, gdzie on jest... Ale... Wiem w którym kierunku się udał.
- Naprawdę?! - zawołał podekscytowany Gon.
- Skąd? - spytał Killua zaciekawiony. - To jest właśnie najlepsze - powiedział blondyn. - Sam mi powiedział! Kiedy zatrzymał się w Oregonie, był tu częstym bywalcem. Gdy się napił, język mu się sam ładnie rozwiązywał... Ale nawet wtedy nie mówił gdzie zmierza ani po co. Dowiedziałem się, że idzie na północ, do miasteczka,  żeby odwiedzić starą znajomą. - uśmiechnął się zawadiacko. - Alkohol to wspaniała rzecz.
- Na północ? - zamyśliła się Nell. - Najbliżej jest tam miasteczko Mistey,  ale...
- Nell! - usłyszeli nagle przerażony krzyk. Czarnowłosy chłopiec o bladej cerze i podartych ubraniach wpadł do pomieszczenia zdyszany.
- Co się dzieje, Jin? - spytała dziewczyna zaciekawiona.
- Twoje mieszkanie...! - wychrypiał chłopiec. - Ono... Pali się!
***
Dotarcie do kamienicy nie zajęło im dużo czasu. Nell nie zatrzymała się nawet na chwilę - ignorując płomienie i protesty zebranych,  wbiegła do środka kamienicy i dotarła do swojego mieszkania. Chłopcy poszli za nią.
Killua kopniakiem wywarzył drzwi, które nadpalone przez płomienie z łatwością ustąpiły.
Mieszkanie stało w ogniu. Wejście do salonu było zablokowane częściami drzwi, kuchni nie dało się już uratować.
- Shiro!! - krzyknęła złotooka,  rozglądając się po płonącym mieszkaniu. Łzawiły jej oczy, oddychała z trudem. Chłopcy mieli się podobnie.
- Może już uciekli?! - krzyknął Gon, by mogła go usłyszeć poprzez trzask palonych mebli. Nell pokręciła głową.
- Na pewno tu są!!!
Podeszła do wejścia salonu i kopnęła kilka razy deski zagradzajace dalszą drogę . Po chwili nieudanych prób przeklęła  cicho. Nagle po drugiej stronie dało się słychać kaszlenie. Po chwili wyłoniła się głowa blondynka, cała umazana sądzą i pyłem spalenizny.
- Shiro!!!
- Trzymaj - wychrypiał ośmiolatek i wystawił zakrwawioną rękę przez szparę w deskach. Dziewczyna wyjęła z ręki chłopaka trzy chipy. - Bierz projekty i uciekaj...
W chwili gdy Nell kiwnęła głową, chłopak upadł na podłogę.
- Shiro! - krzyknął Gon, chcąc uratować chłopaka.  Nell powstrzymała go jednak i wypchnęła za drzwi.
- Zaraz do was dołączę!  - krzyknęła, biegnąc do pokoju. - Idźcie!
  Killua pociągnął Gona w dół,  podczas gdy dziewczyna w panice zbierała swoje projekty czy też ,, rysunki" jak to je Gon nazwał. Wrzuciła wszystko do torby i wybiegła z mieszkania. W chwili,  gdy to zrobiła, budynek zaczął się walić. Ścigając się z czasem zbiegła po schodach,  omijając co drugi stopień i wybiegła przed kamienice w ostatnim momencie. Sekundę później budynek runął.
Chłopcy patrzyli się ze smutkiem na szkarłatnowłosą, która właśnie straciła wszystko.
- Dlaczego nie dałaś nam ich uratować? - spytał Gon z wyrzutem.
- Bo to nie byli ludzie - odpowiedział mu Killua i spojrzał na dziewczynę. - Mam rację?
Nell odwróciła się do chłopaków wyprana z emocji i pokazała trzy chipy, które miała w ręce.
- Oni są tu - powiedziała. - Żyją. I tak, masz rację.  To nie byli ludzie, tylko zwykłe roboty.
- Wcale nie - powiedział Gon. - Zastępują ci rodzinę. Czyli nie są zwykłe. Włożyłaś dużo wysiłku w ich stworzenie, prawda? Zależało ci.
Zapanowała cisza. Nell zacisnęła wolną pięść, starając się nie płakać.  Dlaczego w momencie, kiedy starała się być silna, brunet musiał jej wyłożyć jak na tacy to, co czuła? To nie było pomocne.
- Co zamierzasz? - spytał w końcu Killua. Nell uśmiechnęła się smutno.
- Nie mielibyście nic przeciwko jeśli zabrałabym się z wami? Bo ja... - spojrzała na zgliszcza kamienicy. - Nie mam tu już miejsca.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się Gon. Nell odwzajemniła uśmiech. Robili dobrą minę do złej gry.
- No to w drogę!
Tydzień później w każdej gazecie oregońskiej na stronie tytułowej widniał wizerunek spalonej kamienicy. W artykule rozwodzacym się na ten temat było napisane, jakoby pożar nastąpił sam z siebie w jednym z mieszkań. Ludzie jednak mówili, że w ów mieszkanie nie było od dawna wynajmowane. Inni mówili, że mieszkała tam mała,  czerwonowłosa dziewczynka, jednak nie dawano temu wiary. Niektórzy właśnie ów dziewczynkę podejrzewali o wzniecenie pożaru. Inni twierdzili,  że był to mściwy duch byłej właścicielki mieszkania.  Moji rozwiewał różne plotki, czerpiąc niesamowitą przyjemność z zajęcia czymś wolnego czasu. Wiedział,  że Nell nie byłaby zadowolona, wiedząc jakiej sławy jej przysporzył. Jednak nie przejmował się tym za bardzo, ponieważ wiedział,  że Nell i jej dwaj nowi przyjaciele są już daleko po za granicami miasta i że ani ona, ani oni nigdy już nie wrócą.
---------
PS. Za wszystkie błędy bardzo przepraszam. :( Poprawię to jak będę miała normalny internet ... ;)