piątek, 3 listopada 2017

23: Z x Głębi x Serca.

        Siedzieli w salonie, studiując poszlaki po raz kolejny tego dnia i po raz kolejny nic nowego nie wymyślili. W końcu sfrustrowany Leorio wrzasnął, poczochrał włosy i odchylił głowę za oparcie kanapy.

— To jest bez sensu!

— Zamknij się Leo — zganiła go Rena, odkładając zdjęcia zaginionych. — Jest późno, a my siedzimy nad tym od trzech dni. Nie musisz nas uświadamiać o tym, co już wiemy.

— Co nie zmienia faktu, że ma rację — Killua przebiegł ponownie wzrokiem po wszystkich dowodach i westchnął. — Zaginieni ludzie są w przedziale wiekowym szesnaście do dwudziestu. Płeć nie ma znaczenia, znikają zarówno dziewczyny jak i chłopcy. Nie mają ze sobą nic wspólnego oprócz tego, że mieszkają w tym mieście. Niby jak mamy znaleźć sprawcę, bazując na takim strzępku informacji? — fuknął, podirytowany. — To jakby chcieć złowić rybę, nie mając pojęcia gdzie jest rzeka. Eh... Zostawmy to, Gon.

Freecss oderwał nieprzytomne spojrzenie od stołu i przeniósł je na przyjaciela, zbity z tropu.

— Co?

— Zostawmy tę sprawę — powtórzył Killua spokojnie, doskonale wiedząc, że taka propozycja może sprowokować kolejną kłótnię. Musiał jednak coś zrobić. — Nie jesteśmy w stanie pomóc. Nie wiemy czym są Dozorcy, nie mamy jak się tego dowiedzieć bez narażania się na niebezpieczeństwo. A podejrzewam, że nawet jakbyśmy to zrobili, odpowiedź byłaby znacznie trudniejsza niż myślimy.

— Więc co proponujesz? Mamy stąd wyjechać, tak jak nam proponowała Nell i zostawić ludzi na pastwę tego czegoś ? Mam zostawić tu Nell, wiedząc, że w każdej chwili grozi jej niebezpieczeństwo? — w jego głosie Killua wyraźnie słyszał złość. Postanowił zagrać inną kartą.

— Mówiła, że Ging jest w niedaleko Yorknew City. Jakbyśmy wyjechali teraz...

— Przestań, Killua. — Głos Reny rozszedł się echem po jego głowie. Spojrzał na nią, nie kryjąc zdziwienia. Była zła. — Nie mogę tego słuchać.

— To znaczy?

Przewróciła oczami.

— Przez cały czas czułam się winna, że kłócisz się z Nell. Myślałam że twoja wrogość bierze się właśnie z naszej niechęci. Ale teraz widzę, że to ty masz problem.

Zoldyck uniósł brwi na jej słowa, czując, jak ogarnia go złość.

— Co?

— Odkąd tu przyjechaliście, Nell starała się jakoś dostosować. Nawet zawarła z tobą ten głupi układ, żeby wszyscy byli zadowoleni.

— Układ? — podłapał Leorio, jednak został zignorowany. Gon milczał, z zaciekawieniem przysłuchując się pierwszej ostrzejszej wymianie zdań między tą dwójką.

— Unikała mnie, chodziła nawet do Levisa żeby nie wprowadzać zamieszania. A ty najeżdżałeś na nią za każdą, najmniejszą rzecz!

— Mogła zrobić ci krzyw-

— Nie zrobiłaby! — rudowłosa zerwała się ze swojej ulubionej kanapy, piorunując go spojrzeniem. — Ty wcale nie widzisz w niej zagrożenia, Killua. Ty chcesz widzieć w niej zagrożenie. A to zasadnicza różnica. Chcesz ją porzucić, ponieważ tak ci wygodniej. Ale to jest na tyle podłe, że nie mogę tego zaakceptować.

Białowłosy rzucił jej rozeźlone spojrzenie, na które cofnęła się z przestrachem, co tylko spotęgowało jego gniew. Był mordercą, wszyscy się go bali. Wystarczyło jedno odpowiednie spojrzenie, by zniechęcić do ludzi do jakiegokolwiek kontaktu z jego osobą. Tylko Gon nigdy się go nie bał. Nie widział, czy Freecss był głupi, lekkomyślny, czy naiwny... Ale lubił w nim właśnie to, że ufał ludziom. Ufał też jemu, co wydawało się czystym szaleństwem, ale sprawiało, że Gon był dla Killui najważniejszy.

A Nell... Była drugą osobą, zaraz po Gonie, która się go nie bała. Nie przepadała za nim, a przynajmniej takie miał wrażenie, ale mu ufała. Doskonale o tym wiedział. Może Rena miała rację. Może za bardzo chciał widzieć w Nell wroga. Bał się, że zabierze mu Gona, lub że przez nią Gon się zmieni. Nie chciał jej polubić. Bał się, że gdy to zrobi, sprawa zabrnie za daleko i skrzywdzi tym przyjaciela.

 Była niebezpieczna, to fakt. Ale czy on nie był kiedyś na jej miejscu? Niebezpieczny potwór, morderca. Nie miał przyjaciół dopóki nie spotkał Gona. Dostał szansę, bo przecież każdy na nią zasługuje. A sam takiej szansy nie dał. Być może dlatego, że pod tym względem byli do siebie zbyt podobni. Skazani na samotność, próbując odczepić od siebie łatkę ,,tego złego". Może to dlatego Nell poszła do Levisa? Bo dał jej do zrozumienia, że nie ma dla niej miejsca w ich drużynie?

Fuknął pod nosem, jeszcze bardziej się irytując. Levis, Levis, Levis. Miał wrażenie, jakby wszystko w tym mieście kręciło się wokół Sheen'a...

I nagle go olśniło.

Rzucił się na mapę miasta jak wygłodniałe zwierzę. Dopadł czerwonego flamastra i zaczął zaznaczać po kolei miejsca, w których zaginęły poszczególne osoby.

— Killua, co robisz? Czyżbyś na coś wpadł?!  — Leorio nachylił się ku niemu z zaciekawieniem, błądząc wzrokiem po zaznaczonych miejscach. Zoldyck zignorował pytanie, myśląc intensywnie.

— Rena, linijka.

Dziewczyna bez słowa podała mu przedmiot. Białowłosy zaczął łączyć liniami zaznaczone miejsca, a reszta przyglądała się temu w milczeniu. Kiedy skończył, odsunął się od stołu i ogarnął wzrokiem swoje dzieło.

— Wiedziałem.

Leorio nachylił się jeszcze bardziej do mapy, upewniając się, że dobrze widzi. Rena opadła na fotel, zszokowana.

— Cholera — mruknął młody lekarz, przenosząc wzrok na Killuę. — Jak na to wpadłeś?

Białowłosy wzruszył ramionami.

— To wszystko od początku było podejrzane. Być może to zbieg okoliczności, ale jeżeli nie... To mamy problem.

Gon podszedł do mapy i jak w transie zaczął jeździć po liniach nakreślonych przez przyjaciela. Z pozoru nic ich nie łączyło, ale wszystkie przecinały się w jednym punkcie. Rezydencja Sheen'ów.
Gon wątpił żeby to był zbieg okoliczności.

— Chcecie mi powiedzieć, że najbogatszy dzieciak tego miasta ma coś wspólnego z Dozorcami? — spytała w końcu Rena.

— Na to wychodzi — przytaknął Zoldyck. — Nie wiemy tylko co. I dalej nie wiemy jaka zachodzi zależność między ofiarami.

— Może źle na to patrzymy? — Leorio usiadł na fotelu, myśląc intensywnie. — Może te osoby nie muszą mieć nic wspólnego ze sobą. Może Dozorcy porwali je bez schematu...

— Ciało, które znaleziono kilka dni temu w alejce, zostało zidentyfikowane — Rena położyła tablet z artykułem na mapie. Pozostała trójka nachyliła się nad urządzeniem. — Arianna Lee, lat siedenaście.

— Nie jestem pewien czy to ta sama sprawa — odparł Paladinight. — W końcu ofiara nie została porwana tylko... Zjedzona? Cholera, to okrutne — mruknął, patrząc na zdjęcie zwłok pod artykułem. — Cokolwiek to było, zaczęło od brzucha. Prawdopodobnie rozpruwało ją żywą-

— Załóżmy, że to ta sama sprawa — przerwał mu Killua, zerkając kątem  oka na Gona. Był blady jak kreda. — Miejsce morderstwa pasuje do miejsc porwań. Jest oddalone idealnie w tej samej odległości od rezydencji Levisa. Morderstwo pokazuje nam przypuszczalny motyw.

— Chcesz powiedzieć, że... Że Dozorcy... Pożerają ludzi? — Zoldyck pokręcił głową, krzywiąc się na piskliwy ton Reny.

— Mówiłaś, że Dozorcy przypominają duchy. Jeżeli to prawda, może mogą jakimś cudem porywać ludzi, ale morderstwa dokonuje kto inny.

— Czyli mamy do czynienia z więcej niż jednym wrogiem — mruknął Leorio. — Co nie zmienia faktu, że nie wiemy o nich praktycznie niczego...

— Nell się czegoś dowiedziała — szepnął nagle Gon, zwracając uwagę pozostałych. — Zachowywała się dziwnie, gdy wróciła od Levisa. Nie wiem co jej zrobił, ale na pewno nie była sobą, kiedy tu przyszła.

— Co prawda to prawda — przytaknął mu Zoldyck. Domyślał się, że z Nell coś nie jest tak jak być powinno, ale nie chciał o tym myśleć. Wyrzuty sumienia dawały o sobie znać coraz mocniej wraz z niespodziewanym postępem w sprawie. Nell coś groziło. Musieli działać, a odpowiedź na wszystkie ich pytania znajdowała się w rezydencji Levisa. Jednak zanim wejdą na teren wroga, należałoby czegoś się dowiedzieć. Przede wszystkim, na ile Nell była sobą i czy w ogóle żyje.

Chwycił polar, który oddała mu dziewczyna i naciągnął na siebie, ze zdziwieniem zauważając, że pachnie czekoladą. Od jakiegoś czasu ten zapach był charakterystyczny dla szkarłatnowłosej i Killua przelotnie zaciekawił się, czy to wina szamponu, mydła do ciała czy jakiś specyficznych perfum. Zaraz jednak potrząsnął głową, kpiąc z siebie w myślach. Co go to obchodziło?

— Idziesz gdzieś? — spytał Leorio, patrząc na Zoldyck'a ze zdziwieniem. Białowłosy kiwnął głową, kierując się w stronę wyjścia.

— Wrócę późno. Nie czekajcie — rzucił na odchodnym, po czym wyszedł z domu, zostawiając skołowaną trójkę w salonie.

**

Gwałtownie otworzyła oczy, po czym usiadła z rozmachem, patrząc przed siebie. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w przyspieszonym tempie, kiedy zaciskała dłonie po kilka razy, upewniając się, że naprawdę odzyskała władzę nad ciałem. A przynajmniej na razie. Wyskoczyła z łoża, po czym z sercem łomoczącym jej w piersi podeszła do biurka i zaczęła przeszukiwać półki. Długopis i kartka papieru. Tylko tyle było jej potrzebne. Musiała ich ostrzec!

Przez ostatnie dni zdążyła się zorientować, że w nocy, kiedy Isabelle pogrążała się w śnie, mogła na chwilę odzyskać kontrolę nad ciałem. Jednak zbyt emocjonalna reakcja mogła obudzić Duszę, dlatego Nell za wszelką cenę starała się uspokoić.

Przeszukiwała kolejne półki i szafki, w nadziei na cokolwiek, co pozwoliłoby jej skontaktować się z przyjaciółmi. Nie mogła ryzykować wyjściem z sypialni. A nuż Is domyśli się co planowała i zwiększy czujność, którą ona usypiała tak starannie przez te kilka dni... Nie mogła sobie pozwolić na żaden błąd. Nie mogła też jednak nic poradzić na ogarniającą ją rozpacz, kiedy po przeszukaniu całego pokoju nie znalazła tego, czego szukała. Ani jednego, cholernego długopisu oraz nawet najmniejszego skrawka kartki.

Cholerny Levis, zawsze był o dwa kroki przed nią.

Wracając do łóżka, kątem oka dostrzegła ruch. Automatycznie odwróciła głowę w lewą stronę i zamarła na chwilę, widząc kucającą ciemną postać na zewnętrznym parapecie. Dopiero po chwili rozpoznała charakterystyczny układ włosów i rzuciła się w stronę okna. Otworzyła je na oścież, a przybysz zręcznie wskoczył do środka i stanął na przeciw niej.

— Od dwóch godzin cię szukałem po tych cholernych pokojach. — Mruknął, rozmasowując obolałe ramiona. — Niesamowite ile ich jest.

— Nie możesz tu być. — Jej głos załamał się na końcu zdania. — Musicie stąd uciekać. Ty i Gon. Jak najszybciej.

Zmierzył ją zaniepokojonym spojrzeniem. W złotych oczach dziewczyny dostrzegł przerażenie, co tylko potwierdziło jego przypuszczenia.

— Teraz jesteś sobą. — Stwierdził. — W jaki sposób cię kontroluje?

— Nie ma na to czasu, Zoldyck — chwyciła go za koszulę i ścisnęła desperacko. — Ona zaraz się obudzi, a ja znowu... Słuchaj. Levis to Meros, kontroluje Dusze. Chris też jest Merosem, to on zamordował tamtą dziewczynę... Oni żywią się ludźmi, Killua. Nie ma żadnych Dozorców. To Dusze, Zjawy, które porywają ludzi z jego rozkazu. Nie może się dowiedzieć, że tu byłeś. Musicie uciekać, musisz zabrać stąd Gona, jak najszybciej... — nagle zamilkła, a z jej oczu znikło przerażenie. Spojrzała na niego jak na obcego człowieka i zamrugała kilka razy, zdezorientowana. Killua błyskawicznie zrozumiał co się dzieje. — Przepraszam, straciłam wątek. — Posłała mu nieśmiały uśmiech. — O czym rozmawialiśmy?

To nie była już Nell.

— Pytałem, czy na pewno chcesz tu zostać — skłamał. — Ale zanim odpowiesz, posłuchaj mnie uważnie. —  Spojrzał jej głęboko w oczy, aż się zarumieniła. Musiał to powiedzieć, bez względu na to czy go słyszała czy nie. Chociaż miał nadzieję, że słyszy. — Byłem dla ciebie wredny, ponieważ myślałem, że jesteś zagrożeniem dla Gona. Że jesteś niebezpieczna. Co do tego drugiego nie mam wątpliwości, ale kiedy postanowiłaś odejść, zrozumiałem, że... Że wcale nie jesteś naszym wrogiem. — Uciekł wzrokiem w bok, skrępowany własnymi słowami. — Może i masz jakąś tam złą przeszłość, której nie pamiętasz. Może zanim straciłaś wspomnienia nie byłaś dobrym człowiekiem. Ale... Gon cię lubi. Ufa ci i twierdzi, że nie jesteś zła. On nie patrzy na przeszłość ludzi ani pochodzenie. Dla niego nie liczy się kim jesteś, ale jaki jesteś. To samo tyczy się też ciebie i postanowiłem... Że dam ci szansę, którą on dał mi. — Ponownie spojrzał jej w oczy, czerwieniąc się przy tym po samiutkie uszy. — Więc jeśli wrócisz, zaczniemy od początku i postaram się... Nie będę ci tak dokuczał i czepiał się wszystkiego.

Westchnęła i pokręciła głową, jakby ze zrezygnowaniem. Mimo że to nie była Nell, poczuł jak ze stresu serce podchodzi mu do gardła.

— Przyjmuję przeprosiny, ale nie mam zamiaru wra... cać? — spojrzała na niego zaskoczona i dotknęła policzków, ocierając z nich łzy. Uśmiechnął się, widząc to.

— Czyli jednak usłyszałaś.

Podszedł do okna i zręcznie skoczył na parapet, a szkarłatnowłosa pognała za nim z urażoną miną.

— Oczywiście, że usłyszałam! — fuknęła, nadymając policzki. — Masz mnie za upośledzoną?

— Mówiłem do Nell — odpowiedział, rzucając jej krótkie, pełne powagi spojrzenie. — Możesz przekazać Levis'owi, że nie ruszymy się stąd bez tej furiatki. Nie zostawiamy swoich przyjaciół w potrzebie.

Nim zdążyła odpowiedzieć, chłopak zeskoczył z parapetu i znikł w ciemnościach ogrodu.

A po jej policzkach spłynęły kolejne łzy.

############

Okeeeeej, wena naszła mnie trochę niespodziewanie XD Kim bym była, gdybym nie skorzystała?

#Meiko

poniedziałek, 30 października 2017

22: Powody.

— Coś złego dzieje się z Nell.

To były pierwsze słowa Gona tego ranka. Rena zamilkła w pół zdania, przerywając rozmowę z Killuą. Leorio odłożył czytaną gazetę i spojrzał z przestrachem na młodszego przyjaciela.

— Coś złego? Co masz na myśli?

— Dziwnie się zachowuje — odparł Gon. Jego wzrok błądził po talerzu, na którym leżały nietknięte kromki z nutellą. — Kiedy się rozstawaliśmy, kazała mi przekazać wam co się stało na mieście... Powiedziała, że razem z Levisem poszukają czegoś w jego bibliotece. Od tamtej pory się nie odezwała.

— To wcale nie dziwne jak na nią — odparł Killua, wzruszając ramionami. — Ma tendencję do zrzucania nas na drugi plan. Szczególnie jeżeli chodzi o Levis'a.

— Nie prawda — Gon spojrzał na przyjaciela z urazą. — Po prostu nie lubi Reny. Mam wrażenie, że specjalnie się od nas odsuwa.

— To nie nasz problem, prawda? — kontynuował Zoldyck obojętnie. Wcisnął do ust ostatni kawałek kromki i otrzepał palce z okruszków. — Powinniśmy się zabrać za rozwiązanie tej sprawy. Nell nie jest w niebezpieczeństwie, skoro jest u Levisa. Nie masz się o co martwić, Gon.

Freecss kiwnął głową, jednak słowa przyjaciela wcale go nie uspokoiły. Chciał ją zobaczyć. Teraz, zaraz, upewnić się, że rzeczywiście nic jej nie jest. Ten podświadomy strach o nią był nie do zniesienia.

— Gon, zjedz śniadanie — uniósł głowę, by spojrzeć na Renę, uśmiechającą się do niego łagodnie. — Wiem, że się z Nell nie lubimy ale zapewniam cię, że cała inicjatywa wynika od niej. Nie wiem, co do mnie ma, przecież nie jestem taka zła, nie? Nasza sprzeczka nie ma znaczenia. I tak niedługo stąd wyjedziecie i wszystko wróci do normy.

Nie wydaje mi się, przemknęło mu przez myśl, ale kiwnął głową i zabrał się za jedzenie, a reszta wyszła do salonu, gdzie już od wczoraj walały się wszystkie wskazówki jakie znaleźli w związku ze sprawą.

 Odkąd tu przyjechali, coś w Nell się zmieniło. Przestała się uśmiechać i starała się nie kłócić z Killuą, co średnio jej wychodziło. Częściej chodziła do Levisa niż spędzała czas w ich towarzystwie. Czasem miał wręcz wrażenie, jakby ich unikała. Dlatego wczoraj chciał spędzić z nią trochę czasu. Za wszelką cenę pragnął sprawić, by się uśmiechnęła. Poniekąd mu się to udało, ale ona wciąż... Eh.  Dziewczyny były dla niego stanowczo zbyt skomplikowane.

Kiedy wkładał talerz do zlewu, skrzypnęły drzwi wejściowe. Gwałtownie odwrócił się by zobaczyć, jak Nell z uśmiechem wpada do kuchni.

— Hejka!

Jej włosy odstawały na wszystkie strony, końcówki były schowane pod ciemnobrązowym, długim szalikiem. Na sobie miała płaszcz do kolan w kolorze kawowym i czerwoną spódniczkę, a na nogach czarne rajtki. Gon zmarszczył brwi.

— Skąd masz te rzeczy?

— Levis mi kupił — odparła, uśmiechając się szeroko. Okręciła się wokół własnej osi i zaśmiała cicho, po  czym ponownie spojrzała na bruneta. — Ładne, prawda? Nareszcie wyglądam jak dziewczyna!

— Ładnie ci w tym — przyznał lekko skołowany chłopak. Nell znów się zaśmiała i pobiegła do salonu, gdzie rzuciła się Killui na szyję. Ten był tak zszokowany, że nawet jej nie zrzucił. Gon również przeszedł do pokoju wspólnego, gdzie złotooka właśnie  chwaliła się nowym strojem Leorio.

— Ubranko też mam fajne — to powiedziawszy błyskawicznie pozbyła się płaszcza, ukazując wszystkim czarną, dopasowaną bluzkę z dekoltem i rozkloszowanymi rękawami. — Takie trochę w gotyk, ale podoba mi się. A wam?

— Jest... Spoko — Killua podrapał się po głowie, nie bardzo wiedząc jak skomentować zachowanie dziewczyny. Tymczasem Leorio uśmiechnął się od ucha do ucha i poczochrał Nell po głowie.

— Wyglądasz wspaniale! — krzyknął, zachwycając się jej nowym strojem. Czerwonowłosa uśmiechnęła się szeroko, słysząc komplement.

— Dziękuję.

— Znalazłaś coś? — spytała Rena, rozsiadając się wygodniej na kanapie. Nell przeniosła na nią zaskoczone spojrzenie.

— Co?

— Pytam czy znalazłaś coś w bibliotece.

— Ah. — nastolatka wydała się być zakłopotana pytaniem i Gon przez chwilę odniósł wrażenie, że zapomniała o tym, po co poszła do Levisa. Zaraz jednak wykluczył taką możliwość. Przecież wtedy, w mieście, wydała się naprawdę przejęta tym co stało się z ofiarą. Zdeterminowana, by odkryć sprawcę. — Nie znalazłam nic ciekawego. Przekopywaliśmy z Levisem dział demonologii przez pół nocy, aż zasnęliśmy na książkach — zaśmiała się. — Mieliśmy dzięki temu wiele czasu by porozmawiać i...

Zamilkła, patrząc niepewnie na Gona.

— I? — Killua uniósł brwi, krzyżując ręce na piersi.

— Doszłam do wniosku, że z nim zostanę.

Zapadła głucha cisza. Gon patrzył na nią w szoku, próbując zrozumieć co właśnie usłyszał. Zostanie? Z Levisem? Ale dlaczego? Przecież zaledwie wczoraj mówiła, że nie może... A jeżeli nie mówiła szczerze? Tylko dlaczego miałaby kłamać?

— Mówiłaś, że się tak łatwo ciebie nie pozbędę. — Killua parsknął śmiechem, obdarowując ją zaciekawionym spojrzeniem. — Już wymiękasz?

Nell wzruszyła ramionami.

— Uważasz mnie za zagrożenie, więc pomyślałam, że może rzeczywiście coś w tym jest. Też chcę chronić Gona. Poprosiłam Levisa, żeby mi pomógł, a on znalazł kogoś, kto będzie w stanie przywrócić mi wspomnienia. A to był mój jedyny powód, by się z wami włóczyć.

— Nie możesz tam zamieszkać, Nell — zaoponowała rudowłosa.

— Ależ Rena... — Nell uśmiechnęła się do niej słodko. — Myślisz, że twoje zdanie mnie interesuje? Mam gdzieś twoją opinię. Sama byłaś przekonana, że prędzej czy później dołączę do świty Levisa, więc o co chodzi?

— Rena ma rację, Nell — odparł Killua. — Nie powinnaś mieszkać z Levisem. On... Coś w nim jest niebezpiecznego.

— Oh, stanowi zagrożenie? — zaśmiała się. — Tak ja ja? No widzisz, ciągnie swój do swego. Nic mi po znajomości z wami i vice versa. Ale jestem pewna, że Rena chętnie zwiedzi w waszym towarzystwie kawałek świata, więc może ją ze sobą zabierzecie? Ach, no i przy okazji, ponoć Ging jest w okolicach Yorknew City. Jeżeli się streścicie, może uda wam się go złapać.

To powiedziawszy, wyminęła Gona i zniknęła głębi domu, by po chwili wrócić ze swoją torbą. Gon patrzył za nią bezradnie, śledząc wzrokiem każdy jej ruch. Nie wiedział, jak przekonać ją by nie szła do Levisa. Nie miał prawa przecież zmuszać jej do podróży, skoro nie chciała, co więcej, skoro mogła osiągnąć dzięki Levisowi własny cel. Mimo to...

— Nie idź — jęknął, przez co jej dłoń zawisła nad klamką. Odwróciła się ku niemu gwałtownie i otworzyła usta, patrząc na niego z przerażeniem i żalem. Zaraz potem jej wzrok stał się spokojniejszy, mętniejszy, a usta wykrzywiła w smutnym uśmiechu.

— Miło było was poznać. Ciebie w szczególności, Gon. Powodzenia w szukaniu taty.

Czuł na sobie spojrzenie Killuy, kiedy drzwi zamknęły się z głuchym kliknięciem i nastąpiła cisza. Tak przeraźliwa, niespokojna cisza, podczas której Gon czuł się zdradzony jak jeszcze nigdy.

— Gon — poczuł dłoń przyjaciela na ramieniu, jednak myślami był zbyt nieobecny, by zareagować. Jego umysł starał się analizować zachowanie przyjaciółki na przeróżnych płaszczyznach. Coś mu się nie zgadzało.

— Coś tu nie gra...

— Damy sobie radę bez niej — uścisk na ramieniu nieznacznie przybrał na sile, jednak młody Freecss nie zwrócił na to uwagi.

 Coś było nie tak. Coś  w tym wszystkim wyraźnie mu nie grało... Tylko co?

**

— Myślisz, że się nabrali? Na pewno się zorientują. Gon jest spostrzegawczy, a Killua  szybko łączy wątki. Znając życie, nawet ta głupia wiewiórka na coś wpadnie. W końcu, nigdy nie powiedziałabym jej, że miło było ją poznać. Najchętniej spaliłabym ją na stosie. I nie rzuciłabym się Killui na szyję, nasze stosunki są bardzo napięte. No i kiedy wpadam z takim entuzjazmem do czyjegoś mieszkania? Nie jestem cholerną Reną, żeby roztaczać wokół siebie aurę cukierkowego, pustego szczęścia. W ogóle nie umiesz grać. 

  Szkarłatnowłosa westchnęła z irytacją i weszła do posiadłości, nawet nie pukając. Chris, niosący dzbanek i filiżanki na tacy, zapewne do salonu, zatrzymał się w połowie holu i ukłonił się nisko.

— Panienko Isabelle. Jak nowe ciało?

— Nie najgorsze — zaśmiała się dziewczyna, zakładając kosmyk włosów za ucho. — Tylko moja współlokatorka jest niebywale irytująca.

— Ja? Irytująca? Ha! Poczekaj, aż się rozkręcę! — warknęła Nell. — Jak nie oszalejesz, zdobędziesz moje uznanie. Nie pozwolę temu dupkowi ot tak wygrać!

— Zamknij się w końcu, głowa mi pęka!

— Mam na to sposób!

— Jaki?

— Oddaj mi moje ciało, to się zamknę. Zgoda?

Nastolatka fuknęła z irytacją i weszła pewnym krokiem do salonu, na równi z Chrisem.

— Levis, do cholery! Zrób coś z tą gówniarą, bo oszaleję!

Fioletowowłosy odłożył czytaną lekturę i przeniósł spojrzenie zielonych oczu na Nell, po czym roześmiał się serdecznie.

— Miło cię widzieć, Is. Napijesz się ze mną herbaty?

— Nie zmieniaj tematu, Sheen! — usiadła z impetem na kanapie po przeciwnej stronie i pozwoliła, by lokaj nalał jej trunku, po czym chwyciła filiżankę w dłoń i upiła z gracją łyka. Przyjemny, gorzkawy smak rozlał się po ciele szkarłatnowłosej i Nell jęknęła w myślach, co zirytowało Isabelle jeszcze bardziej. — Wymaż ją. Jest irytująca. I stanowczo zbyt głośna.

Dziewiętnastolatek westchnął i również sięgnął po filiżankę.

— Nie mogę tego zrobić, Is.

— Dlaczego?

— Na razie nie mogę. Jest wyjątkowa.

Nell nienawidziła, że mówił o niej w ten sposób, pomimo tego, co jej zrobił.

— Możesz przekazać temu dupkowi, że jak w końcu cię wykopię i odzyskam władze nad ciałem, to osobiście wymażę go z wielką przyjemnością — syknęła, a zaskoczona Isabelle zakrztusiła się herbatą. Levis zaśmiał się perliście i odłożył naczynie na spodek.

— Doskonale cię słyszę, moja droga. Wiem, że jesteś na mnie zła, ale sama rozumiesz. Po tym, czego się dowiedziałaś, nie mogę puścić cię wolno. Z drugiej strony byłoby szkoda zabijać kogoś tak zabawnego jak ty.

— Ja ci dam zabawnego, dupku!

— I po co ta agresja?

— To dzikuska, Levisie — odparła Isabelle poirytowanym tonem. — Skoro nie chcesz jej zabijać, uśpij ją. Dzisiaj prawie udało jej się przejąć kontrolę. Nie chcę by się to powtórzyło.

— Prawie przejęła?

Szkarłatnowłosa zacisnęła usta, uświadamiając sobie, że powiedziała za dużo. Nell również milczała - głównie ze względu na "uśpienie", o którym była mowa. Nie wiedziała o co chodzi, ale nie brzmiało to obiecująco.

— Jej przyjaciel wytrącił mnie z równowagi.

Aura Sheen'a uległa zmianie. Jeszcze nie dawno pogodna, teraz zrobiła się groźna. Wręcz biła od niego złość, mimo że dalej się uśmiechał.

— Mam nadzieję, że to był ostatni raz, Isabelle, kiedy doszło do czegoś takiego. Jeśli nie umiesz jej okiełznać, będę musiał odesłać cię tam, skąd cię wyciągnąłem, a co do ciebie Nell... Uwierz mi, to była najlepsza opcja jaką dla ciebie miałem, więc z łaski swojej nie rób problemów.

— Nie rób problemów? To ty mnie więzisz we własnym ciele!

— Mogę oddzielić twoją duszę od ciała i przenieść do czegokolwiek. — warknął chłopak, patrząc na nią wściekle. Mimo że gniew skierowany był na Nell, Isabelle wzdrygnęła się pod wpływem jego spojrzenia. — Ale wtedy raz na zawsze stracisz możliwość powrotu do życia. Staniesz się zjawą, Duszą, a ja będę miał nad tobą pełną kontrolę na wieczność. Nie uwolnisz się ode mnie już nigdy. Tego chcesz?

Przerażenie jakie nią zawładnęło było nie do zniesienia. Gdyby mogła, rozpłakałaby się jak dziecko. Co mogła zrobić? Jak mogła wyjść z tej sytuacji bez większych strat?

— Dlaczego mi to robisz? — spytała więc zamiast tego. Levis westchnął po raz kolejny, jakby temat go męczył.

— Po prostu chcę wiedzieć, co widział w tobie Kyle. Chcę wiedzieć, dlaczego uciekł z domu, dlaczego mnie tu zostawił, a potem zakochał się w tobie. Chcę wiedzieć o nim wszystko i chcę wiedzieć wszystko o tobie, Nell.

— Ja sama nie wiem za wiele o sobie,a co dopiero o Kyle'u.

— Wiesz, tylko musisz sobie przypomnieć. — odparł, jakby gotowy na taką odpowiedź. — A ja zrobię wszystko, żeby to z ciebie wydobyć. Ale to potem. Najpierw musimy dokończyć to co zaczęliśmy. — Wstał z kanapy i przeciągnął się ospale, jakby dopiero co obudził się z krótkiej drzemki. — Chris!

Chłopak błyskawicznie pojawił się przy jego boku.

— Tak, paniczu?

— Zbieraj się — rozkazał lekkim tonem. W jego oczach Nell dostrzegła iskierki ekscytacji. — Idziemy na polowanie.

Chciała coś zrobić, jakoś temu zapobiec, ale nie miała na to żadnej możliwości. Mogła tylko patrzeć jak jej oprawca rusza na łowy kolejnych ludzi, którzy maja rodziny, bliskich, swoje życie i nie zasługują na taką śmierć.

— Daj sobie spokój — mruknęła Isabelle, gdy drzwi zamknęły się za panem posiadłości i jego towarzyszem. — Jesteś teraz bezsilna jeszcze bardziej niż wcześniej. Z resztą, jak my wszyscy.

— Nie rusza cię to? Morduje niewinnych ludzi! Nie mogę uwierzyć, że jest tak podłym i bezdusznym człowiekiem...!

Isabelle słysząc jej słowa roześmiała się z rozbawieniem. Nell poczuła się nieswojo, słysząc własny głos w ten sposób.

— Jeżeli to jakoś poprawi ci humor, Levis Sheen nie jest podłym i bezdusznym człowiekiem — spojrzała na resztkę herbaty w filiżance i uśmiechnęła się smutno. — Ponieważ prawdziwy Levis Sheen już dawno nie istnieje, a to co z niego zostało, na pewno nie jest człowiekiem.

****

Totaaalnie nie mam teraz weny na HxH. :'(

Ale mam nadzieję, że mimo wszystko się podobał XD

#alexmeiko





czwartek, 28 września 2017

21: Nie x Jesteś x Sama.

Mijała trzecia w nocy, kiedy skrzypnęły drzwi, a ona wślizgnęła się cicho do przedpokoju. Ściągnęła buty i ustawiła je na półeczce. Odwiesiła ciemnobrązowy płaszcz, który pożyczył jej Levis. Następnie ruszyła do salonu, gdzie miała zamiar przespać dzisiejszą noc. Sama. W ciemności.

— Gdzie byłaś?

Zdrętwiała, słysząc znajomy głos. Pół sekundy za późno odwróciła się do chłopaka, by móc udawać, że nic się nie działo. Killua stał oparty o framugę, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Na sobie miał tylko biały podkoszulek i zielone spodenki. Jego wzrok był chłodny i Nell wiedziała, że był zły. Nie wiedziała tylko o co.

Ale to akurat w ich relacji nie było niczym nowym.

— Co cię to obchodzi? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, opierając się o kanapę. Kiedy kątem oka dostrzegła ruch, zdezorientowana spojrzała na mebel. Jakie było jej zdziwienie, gdy zauważyła Gona, śpiącego pod białym kocem, z głową opartą na podłokietniku. — I co on tu robi?

— Czeka na ciebie.

— ... Co?

— Kiedy wybiegłaś ze szpitala, bardzo się o ciebie martwił. Postanowił, że poczeka na kanapie aż wrócisz. I tak zasnął. — westchnął i rzucił krótkie spojrzenie kanapie, na której spał Gon. — Wiesz, to że się nie dogadujemy to jedno — zaczął spokojnie, przenosząc na nią wzrok. Jego błękitne oczy były pełne powagi i niepokoju. — To, że uważam cię za niebezpieczną to drugie. To, że masz coś do Reny to jeszcze inna sprawa... Ale bez względu na to wszystko, postarajmy się nie mieszać w to Gona. Jest bardzo prostolinijny. Nie lubi jak jego przyjaciele się kłócą. A ty też należysz najwyraźniej do tego grona, więc... Umowa?

Wyciągnął ku niej dłoń. Nell stała przez chwilę, zaciskając zęby w geście irytacji. Zgoda na niby? Co to zmieniało? Będzie dla niej milszy w pobliżu Gona? Wolałby, żeby zostało tak jak było. Jeżeli Killua nagle zrobi się miły, jej głupie serce mogłoby tego nie wytrzymać. Z drugiej strony nie chciała martwić Gona. Okazał jej więcej dobra niż ktokolwiek inny; nawet pozwolił jej że sobą podróżować. Chciała jego szczęścia, a swoją obecnością i kłótniami z Killuą nie polepszała sytuacji.

Będę tego żałować, przemknęło jej przez myśl.

W tym samym momencie chwyciła stanowczo dłoń białowłosego.

— Zgoda. Dla Gona.

Kiwnął głową, uśmiechając się lekko.

— Dla Gona.

Nell nienawidziła tego, że nawet w takiej chwili kochała ten uśmiech.


Kiedy rano Nell weszła do kuchni, siedząca przy stole trójka zamilkła. Leorio, który stał przy blacie i pił kawę, uniósł wzrok znad komórki i posłał zebranym pytające spojrzenie. Rena wbiła wzrok w stół, zapychając usta kanapką. Killua spojrzał w bok, na co czerwonowłosa prawie parsknęła śmiechem. Gon za to patrzył na nią w skupieniu, marszcząc brwi. Uśmiechnęła się krzywo, lekko skrępowana jego spojrzeniem. Wstał z krzesła i podszedł do niej, po czym przyciągnął do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Zdrętwiała na chwilkę, ale tylko na chwilkę. Wydawało jej się, że przed oczami przemknęło jej mgliste wspomnienie jakiegoś chłopaka. Znajome ciepło, to samo poczucie bezpieczeństwa i żalu, jakie się w niej kotłowały. Kiedyś już to przeżywała, nie wiedziała jednak z kim.

Chciała pamiętać. Momentami tak bardzo, że miała wrażenie, jakby dostawała szału. Nie wiedziała kto maczał palce w jej amnezji, ale poprzysięgła sobie w duchu, że nie ujdzie mu to na sucho.

— Nigdy więcej tak nie rób — mruknął Gon. — Masz pojęcie jak się martwiłem?

— Przepraszam. — Odwzajemniła uścisk, ciesząc się tą chwilą bliskości z drugą osobą. — Przepraszam, że cię zmartwiłam.

Odsunął się od niej i pogłaskał ją po głowie, uśmiechając się przy tym delikatnie. Spojrzała w jego piwne oczy i przez chwilę była pełna niedowierzania, ile ciepła mogło mieścić się w jednym spojrzeniu.

— W porządku?

Kiwnęła głową, wiedząc, że kłamała. Nic nie było w porządku. Ani ona, ani on, Killua czy ta chora sytuacja w której się znalazła.

— Pójdę się przejść — oznajmiła, wycofując się z kuchni. Rena spojrzała na nią jakby z triumfem, co niesamowicie ją zirytowało. Obróciła się na pięcie i wyszła.

A bierz sobie ich, pomyślała, gdy drzwi trzasnęły za nią z hukiem, a ona zbiegła po drewnianych schodkach. Nigdy nie byli przecież moi. Z jakiegoś powodu ta myśl zabolała ją jeszcze bardziej. Fuknęła pod nosem, kopiąc pierwszy lepszy kamień na swojej drodze. Głupia Rena.

Głupia, ale lubią ją bardziej od ciebie.

— Oh, zamknij się — mruknęła pod nosem do własnych myśli.

Pogoda była wyjątkowo przyjemna. Słońce świeciło na pełnych obrotach, jednak zimny wiatr normował temperaturę. Po niebie raz po raz przewijały się obłoki, niekiedy zasłaniając słońce. Przechadzając się po mieście, czerwonowłosa szukała wzrokiem jakiegokolwiek miejsca, w którym mogła by zjeść śniadanie. Jej spojrzenie przejeżdżało po różnorakich budynkach i straganach, stoiskach oraz ludziach promujących różne knajpki. Szkoda, że nie miała ochoty na nic konkretnego.

— Nell! — Odwróciła się, słysząc znajomy głos. Gon dobiegł do niej kilka chwil później, lekko zdyszany. Zmierzwił swoje czarne włosy i uśmiechnął się do niej promiennie. — Idę z tobą. W porządku?

— Jesteś pewien? — spytała z powątpieniem, patrząc w stronę z której przyszli. — Jestem pewna, że Killua i Rena...

Pokręcił głową po czym chwycił jej dłoń i splótł ich palce. Następnie ruszył przed siebie, a jej nie pozostało nic innego jak zrównanie z nim kroku.

— Ostatnio nie spędzamy za wiele czasu razem — zaczął po chwili, patrząc w niebo. — Przebywanie w towarzystwie Levisa sprawia ci taką radość?

Wzruszyła ramionami, uciekając wzrokiem. Burczało jej w brzuchu.

— Nie wiem, ale lubię go. Jest całkiem spoko.

— Na tyle, żebyś chciała tu zostać?

Przystanęła z wrażenia, słysząc jego słowa.

— Zostać?

— Rena coś o tym wspomniała. — wyjaśnił zmartwiony, a Nell poczuła, jak krew wrze jej w żyłach. — Ponoć dziewczyny często po poznaniu go po prostu zostają tu na stałe. Była przekonana, że ty będziesz następna.

— Ona będzie następna, ale do czego innego — warknęła. Wypuściła głośno powietrze z ust, po czym zamknęła oczy, odliczając w myślach do dziesięciu. Kiedy spojrzała ponownie na Gona, była już w miarę spokojna. — W każdym razie, nie mam zamiaru tu zostawać. Co prawda miasto jest naprawdę piękne, ale chciałabym odzyskać wspomnienia, więc odpada.

— Miałem nadzieję, że tak powiesz — zaśmiał się.

Śmiejący się Gon był niesamowicie uroczym zjawiskiem. Jego policzki robiły się pucate, a piwne oczy błyszczały. No i to szczęście, którym emanował, było zaraźliwe. Już po chwili i ona się uśmiechała. Jak mogłaby go zostawić? Potrzebowała go. A raczej potrzebowała osoby, która będzie z nią bez względu na to, jak mroczna i zepsuta była jej przeszłość. Kogoś, kto powita ją z uśmiechem, gdy się spotkają, lub nakrzyczy, gdy zrobi coś złego. Kto sprawi, że nie będzie mogła się nie uśmiechać.

— O patrz, naleśniki!

Nim zdążyła wyłapać miejsce które wskazywał, pociągnął ją ku celowi.

Lokal był mały, ale kolorowy i przytulny. Naleśniki słodkie, ale nie aż nadto. Gon był wesoły i rozgadany, jakby skoczył mu cukier, czyli jak zawsze. A Nell czuła się szczęśliwa, po raz pierwszy od dawna.


Na mieście spędzili ponad pół dnia. Po naleśnikach poszli kupić Nell trochę nowych ubrań. Chodząc po sklepach, Gon wpadł na pomysł urozmaicenia zakupów. Zgodnie z poleceniem, Nell wskoczyła do wózka i tym sposobem na pełnym biegu przejechali całą galerię. I być może ochrona dałaby im spokój gdyby nie fakt, że w pewnym momencie młody Freecss stracił kontrolę nad wózkiem i wjechali z impetem w półkę wypełnioną bluzkami. Dostali ochrzan i wyrzucono ich ze sklepu, jednak dzięki tej akcji Nell znalazła ubrania, które jej się podobały. Następnym punktem wycieczki był park, w którym oglądali egzotyczne ptaki. Dziewczyna była zachwycona. Idąc dalej, Gon postanowił zaciągnąć ją do starej księgarnii, gdzie spędzili ponad dwie godziny, buszując między półkami. W pomieszczeniu panował zaduch i pachniało papierem. Budynek był wysoki, a regałów dużo. Na wejściu, zaraz przy drzwiach, siedziała kobieta po trzydziestce, schowana za ladą. Gdyby nie blond włosy spięte w kok, który wystawał nad blat, nawet nie wiedzieliby że ktoś tam był. Okazało się że blondynka czytała książkę, co w sumie nikogo nie zdziwiło.

Gdy Nell kupiła sobie to, co wydało jej się interesujące, wręcz promieniała ze szczęścia. Gon był z siebie dumny. Właśnie o taki uśmiech mu chodziło. Całkiem szczery, nie wymuszony jak przez te wszystkie dni. Idąc w drogę powrotną do domu Leoria, rozmawiali o wszystkim  i o niczym. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, pozostawiając po sobie niebo w odcieniach różu, pomarańczu i fioletu. Ich dłonie były ciągle splecione, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Byli parą dobrych przyjaciół. Przynajmniej na tą chwilę.

Gon opowiadał akurat o wizycie w domu Killuy, gdy rozległ się kobiecy krzyk. Ludzie zaczęli tłoczyć się w jednym miejscu, każdy chcąc zobaczyć co było powodem paniki. Gon i Nell wymienili spojrzenia, po czym zaczęli przepychać się przez tłum stojący w jednej uliczek. Nie było to prostym zadaniem, gdyż ludzi było dużo i nie każdy wyrażał aprobatę na przepychanie się dwójki przyjaciół.  Gdy w końcu udało im się przedrzeć przez tłum, zaniemówili.

Nell nie pamiętała, czy kiedykolwiek zdarzyło jej się zobaczyć człowieka w takim stanie, jednak wątpiła, by tak było. To co leżało u jej stóp, nie miało ludzkiej formy. Tylko nieliczne części ciała, takie jak palce czy czaszka świadczyły o tym, że ofiara należała do ludzi. Całą resztą przypominała bardziej... Plamę. Czerwoną, wielką plamę, pełną wnętrzności, kości i mięsa. W powietrzu unosił mdlący, intensywny zapach rozkładu.

Spojrzała ukradkiem na Gona. Jego oczy były szeroko otwarte, usta wygięte w grymasie obrzydzenia. Zbladł.

— Czyżby znowu Dozorcy? — usłyszała za sobą kobiecy, roztrzęsiony głos.

— Nie ma wątpliwości — odezwał się jakiś mężczyzna. — To napewno oni.

— Ale jest dopiero popołudnie! — zaoponował ktoś inny. — A oni przecież atakują wieczorami!

— Nie każ pani trzymać się grafiku bestiom! — zaśmiał się jakiś mężczyzna z kpiną.

Spojrzała jeszcze raz na pozostałości po ofierze, tym razem z większą uwagą. Wśród krwi i wnętrzności, zaczęła dostrzegać niektóre szczegóły. Szeroka kość miednicowa. Długie nogi. Wąskie ramiona. Dosyć krótki kręgosłup. Przełknęła ślinę, a wraz z nią żółć napływającą jej do ust.

— Idziemy. — Chwyciła Gona za nadgarstek i stanowczo przepchała się z dala od miejsca zdarzenia. Po chwili znów szli ulicą, tym razem jednak żadne z nich się nie uśmiechało.

— Myślisz, że ci Dozorcy... — zaczął Gon, ważąc w ustach nowe słowo — ... Że naprawdę to zrobili?

Wzruszyła ramionami, jednak Gon wiedział, że daleko było jej do beztroski, jaką udawała.

— Podejrzewam, że tak naprawdę nikt nie wie z czym mają doczynienia — odparła. — Zgaduję, że wyjazd nie wchodzi w grę?

Gon skrzywił się na jej słowa.

— Nie możemy tego tak zostawić. Ktoś musi się tym zająć...

— I to musimy być my?

Zaśmiał się, widząc jej uniesione brwi.

— Na to wychodzi.

Westchnęła, zerkając na zegarek. Zbliżała się godzina szósta wieczór, co za tym szło, godzina policyjna. Po dziewiętnastej nikt nie chciał wychodzić z domu.

— Wracaj do Killuy i Leorio. Zapoznaj ich z sytuacją — oznajmiła nagle, przecierając twarz dłońmi. — Ja pójdę do Levisa i razem przetrzepiemy jego bibliotekę. W tak wielkim zbiorze musi coś być.

Kiwnął głową, zgadzając się na taki plan. Gdy jednak odwróciła się do niego plecami i ruszyła w swoim kierunku, podbiegł do niej i zacisnął dłoń na jej nadgarstku.

— Co się stało?

— Tęsknisz za Kylem? — spytał Gon prosto z mostu. Spojrzała na niego czule i uśmiechnęła się, lekko zakłopotana.

— Już nie. Chociaż czasami brakuje mi jego ciepła. Nie lubię być sama.

— Teraz masz nas — odpowiedział. — Nie jesteś sama.

W odpowiedzi posłała mu nieśmiały uśmiech.

— Dzięki.

Chciała uwierzyć w jego słowa.

  ❇ 



— Czyli szukasz informacji o Dozorcach.

Kiwnęła głową, wiedząc jak głupio to brzmi. Levis próbował zachować powagę, ale na nic mu się to zdało. W końcu parsknął śmiechem i pokręcił głową z niedowierzaniem.

— Kto w ogóle wymyślił tą durną nazwę?

— Czy to ważne? — spytała, upijając łyka herbaty z filiżanki.  — Pewnie naoglądali się jakiś filmów i tyle. Kij z tym jak to się nazywa, Gon chce się tego pozbyć z miasta i za wszelką cenę muszę się dowiedzieć jak to zrobić nim on na to wpadnie i zacznie działać.

— Aż tak się o niego martwisz? — Levis zmierzył ją poważnie spojrzeniem zielonych oczu, uśmiechając się nieznacznie. Nell energicznie pokiwała ponownie głową. Na jej twarzy można było dostrzec szczerze przejęcie.

— Oczywiście że tak! Dzisiaj o mało co nie zwymiotował na widok zwłok. Ma słabe nerwy, zbyt emocjonalnie podchodzi do spraw, które go nie dotyczą. Killua to co innego. On podchodzi emocjonalnie tylko do Gona. A Rena... Nie wiem. Jej nie biorę pod uwagę. Najlepiej jakby coś ją zeżarło.

Zaśmiał sie, słysząc tą uwagę. Nell lubiła jego śmiech. W ogóle go lubiła. Nie dlatego, że przypominał jej Kyle'a, ponieważ to nie była do końca prawda. Byli podobni z wyglądu, jednak ich charaktery stanowiły przeciwieństwa. Kyle był bardziej zadziorny, buntowniczy i narwany. Wszędzie było go pełno i zawsze w jego głowie panował chaos, co skutkowało co chwila nowymi pomysłami na przeróżne rzeczy. Zaś jego starszy brat był typem samotnika, lubiącego popatrzeć na przyrodę i poczytać w spokoju książkę. Był obeznany w wielu tematach, ale tylko w teorii. Był bogaty i otoczony pięknymi pokojówkami, miał wielką posiadłość i przysłowiowo, głowę na karku. Kyle nigdy nie śmierdział groszem, choć mógł mieć miliony dzięki Kamieniowi. Patrząc na to z innej perspektywy, miała wrażenie, jakby Kyle robił wszystko, by w jakiś sposób odciąć się od tego, co przypominało mu dom. Mogła o to spytać, ale najzwyczajniej w świecie bała się tego zrobić. Być może nie chciała znać odpowiedzi.

— Cóż, zakładam, że skoro chcesz przeszukać dział demonologii, zostajesz na noc.

Kiwnęła głową patrząc na zdjęcia Kyle'a wiszące na ścianie. Podążył za nią wzrokiem i skrzywił się nieznacznie.

— Jeżeli chcesz, mogę je pościągać — zaproponował, na co pokręciła natychmiast głową.

— Dobrze, że tu są — wyjaśniła z lekkim uśmiechem. — Dzięki temu jestem pewna, że Kyle nie był żadnym wytworem mojej wyobraźni.

— Skoro tak uważasz.

Mogła by przysiąc, że jego uśmiech był równie czarujący co Killuy.

— Po za tym i tak za kilka dni wyjeżdżam — kontynuowała, z sennym uśmiechem. Była padnięta. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.

— A propo tego... — Levi odłożył pustą już porcelanową filiżankę i spojrzał na Nell poważnie. — Trochę nad tym myślałem... I zastanawiałem się... Czy nie chciałabyś zostać?

Salon, w którym siedzieli, stał się nagle zbyt mały. Nell zastygła w miejscu, patrząc się na Sheen'a jakby nie usłyszała pytania. On jednak wiedział, że doskonale wiedziała, o czym rozmawiają, więc cierpliwie czekał na odpowiedź.

— Wiesz, Levis, to naprawdę kusząca propozycja...

— Wspaniale! — z entuzjazmem poderwał się z fotela, uśmiechając szeroko. — Każę ci przygotować jeden z poko-

— Nie mogę zostać — przerwała mu stanowczo. Zapanowała gęsta i nieprzyjemna cisza.

— Dlaczego nie? — spytał końcu fioletowowłosy, mocno zbity z tropu.

,,Ponoć dziewczyny często po poznaniu go po prostu zostają tu na stałe. Była przekonana, że ty będziesz następna. ''

— Próbuję odzyskać wspomnienia. W tym celu podróżuję po świecie.

— Jestem pewny, że gdybym pociągnął za sznurki znalazłbym kogoś, kto byłby ci w stanie pomóc.

— Gon mnie potrzebuje.

— Gon ma Killue, który się o niego troszczy. A teraz dołączyła do nich Rena. — Skrzywiła się, słysząc ostatnie zdanie. — Taka jest prawda. Nie ma już tam dla ciebie miejsca, Nell.

— Zastanowię się, dobrze? — odparła w końcu. — Muszę mieć trochę czasu na przemyślenie tego. Takiej decyzje nie można podjąć o godzinie dziesiątej w nocy przy filiżance herbaty.

Kiwnął głową, ponownie się uśmiechając. Tym razem nie był on szczery i Nell widziała to jak na dłoni.

— Zaprowadzę cię do pokoju gościnnego — oznajmił niby pogodnie. Wstała z kanapy i ruszyli razem przez plątaninę korytarzy.

Pomieszczenie było przestronne o szerokich oknach wychodzących na ogród i ścianach koloru waniliowego. W prawym rogu stało biurko, a przy ścianie po lewej usytuowane było łóżko z czerwonym baldachimem i aksamitną pościelą tego samego koloru. Na niej leżał komplet ubrań na noc i ręcznik. Dopiero po chwili Nell zorientowała się, że drzwi na przeciwległej ścianie prowadzą do małej łazienki.

— Jutro pomogę ci poszukać czegoś o tych twoich Dozorcach — oznajmił Levis łagodnie. — A teraz dobranoc.

Nim zdążyła zareagować, chłopak nachylił się i złożył pocałunek na jej policzku, po czym z uśmiechem wycofał się z pokoju, zostawiając ją samą.

Umyła się, przebrała, zgasiła światło i wpakowała się pod pierzynę. Światło księżyca oświetlało jej łoże i być może dla innych byłoby to irytujące, ale ona cieszyła się w duchu z tego faktu. Zaśnięcie bez Gona w całkowitej ciemności nie wydawało się jej możliwe.

Zamknęła oczy i niemal natychmiast odpłynęła.

Kiedy ponownie uniosła powieki, wciąż było ciemno. Ziewnęła i spojrzała na zegarek. Ten wskazywał drugą w nocy, co było dosyć wczesną porą, szczególnie dla takiego śpiocha jakim była Nell. Co obudziło ją o tej godzinie? Przewróciła się na drugi bok i próbowała zasnąć, jednak nic z tego. W końcu odrzuciła kołdrę i nałożyła swoje ubrania, postanawiając poszukać informacji o Dozorcach trochę wcześniej. Levis chyba nie pogniewa się, jak pogrzebie w jego tomiskach trochę wcześniej, prawda?

Znalezienie biblioteki przyszło jej z zaskakującą łatwością. Gdy pchnęła mosiężne drzwi i weszła do środka pomieszczenia, otoczyła ją ciemność. Wzdrygnęła się, po czym zabrała kilka głębszych wdechów dla uspokojenia.  Obróciła w dłoni małą latarkę, którą nosiła wszędzie ze sobą (na wszelki wypadek) i nacisnęła włącznik. Wąski promień światła rozbłysł w pomieszczeniu, ale tyle jej wystarczyło, by się uspokoić i dostrzec tytuły na grzbietach książek. Zaczęła żmudną zabawę szukania ,,igły w stogu siana".

— Nie dość, że demonologia, to jeszcze w środku nocy. Doceń to, co dla ciebie robię, Gon — szepnęła do siebie pod nosem, krzywiąc się na kolejny tytuł o okultyzmie. ,,Rodzaje demonów na przestrzeni wieków"? ,,Demon i ja"? Kto w ogóle wymyślał te tytuły? Chwyciła pierwszą książkę z brzegu i otworzyła na spisie treści. Przekartkowała ją uważnie, ale nic nie znalazła. Zdecydowanie nie umiała szukać. Nie miała do tego wymaganej cierpliwości, a dział, w którym się zajmowała zawierał cztery długie regały. Po co Levisowi tyle książek o tej tematyce? Słyszała od Leoria, że Dozorcy nawiedzali już kiedyś miasto i po prostu wrócili kilka lat temu. Może zajmował się już tą sprawą? A może interesował się tą tematyką? Zbiory mogły należeć też do jego dziadka lub innych członków zmarłej rodziny...

Postanowiła nie bawić się w przeglądanie i popatrzyć najpierw po tytułach. Dopiero na końcu czwartego regału znalazła coś ciekawego. Książka świeżo wciśnięta na miejsce, o czym świadczył brak kurzu na jej miejscu. Lektura dziwnie znajomo ciążyła jej w dłoni. Otworzyła ją powoli, i spojrzała na tytuł. ,,Katalog stworzeń paranormalnych według Zane'a Sheen'a" na stronie tytułowej ktoś dokleił karteczkę z treścią ,,Znalazłem ostatni egzemplarz. Podejrzewam, że reszta została spalona" pismo przypominało jej to Kurapiki, więc podejrzewała, że to tą książkę ze sobą przywieźli. Czytała dobrą godzinę, wytężając wzrok w świetle małej latarki, by w końcu znaleźć coś, co wydawało jej się sensowne.

Meros — inaczej Wołacz, władca dusz upadłych. Potrafi przywoływać dusze z zaświatów i podporządkowywać je swojej woli. Przywołana Dusza przybiera postać wyglądem przypominająca czarnego, stereotypowego ducha.  Na polecenie Wołacza może opętać konkretną osobę. Wiąże się to z przejęciem uczuć, przeżyć i całej osobowości ofiary, dzięki czemu zorientowanie się że osoba jest opętana graniczy z niemożliwością.  By Dusza się ujawniła, należy znać jej imię. By rozpoznać osobę opętaną należy odnaleźć na jej ciele coś czego wcześniej opętana nie miała. Może być to pieprzyk, tatuaż, inny kolor oczu bądź języka. Sam Meros może przybierać dowolną postać, w zależności od tego ile ma lat. Dorosłe osobniki przybierają formę ludzką lub zwierzęcą, w zależności od wygody, młodsze pozostają przy zwierzętach z braku umiejętności. Każda z form ma za zadanie zwabić do siebie potencjalną ofiarę. Żywią się ludzkim mięsem, w szczególności sercem. Nie lubią światła...

Skrzypnęły drzwi; Nell gwałtownie obróciła się w stronę dźwięku jednocześnie wyłączając latarkę, a książka, którą trzymała, z łoskotem upadła na podłogę. Przez moment sparaliżował ją strach. Jej podświadomość połączyła nikłe fakty, podczas gdy umysł jeszcze nie chciał dopuścić ich do świadomości.

— Ktoś tu jest? — usłyszała dziewczęcy głos. Zapewne jedna z pokojówek. Odetchnęła z ulgą i ruszyła w kierunku końca regałów, gdy nagle usłyszała kogoś jeszcze, kto sprawił, że gwałtownie się zatrzymała.

— Nikogo tu nie ma — odpowiedział Levis, zamykając za sobą drzwi. — A przynajmniej nikogo nie powinno być. Cała biblioteka tylko dla nas. Czy to nie wspaniałe?

— Panie Levisie...

Nastąpiła chwila ciszy, podczas której Nell wycofała się w stronę okna, czerwona jak burak i zawstydzona jak nigdy. Myślała o potworach, a w zamian za to zaraz prawdopodobnie dostanie scenę erotyczną. Odetchnęła z ulgą.

— A teraz chodź, chciałbym ci coś pokazać.

Pokojówka była chyba lekko zbita z tropu, ale przytaknęła i ruszyła za Sheenem w stronę drugiego końca biblioteki. Nell wychyliła się lekko zza regału przysięgając sobie w duchu, że jeżeli zaczną coś robić, to wybije szybę i wyskoczy przez okno. Albo przynajmniej wyjdzie drzwiami, jeju, cokolwiek byle by tego nie oglądać i nie słuchać.

Nastolatka podeszła do pulpitu i nachyliła się nad nim, patrząc na coś z zainteresowaniem. Levis podszedł do niej od tyłu i położył jej dłonie na karku, po czym wplótł palce w jej włosy. Nell czuła się jak rasowy zboczeniec i już miała się wycofać, gdy nagle stało się coś, czego się nie spodziewała. Sheen chwycił pewniej głowę dziewczyny i jednym, sprawnym ruchem skręcił jej kark. Ciało nastolatki osunęło się i upadło na ziemię. Złotooka zasłoniła usta dłonią i wycofała się w cień. Co do cholery?

A potem kucnął i szarpnął rękę martwej nastolatki, a ta z głuchym plaśnięciem oderwała się od reszty ciała.

— Reszta dla ciebie. — Powiedział, odsuwając się od swojej ofiary. Zza ostatniego regały wybiegł pokaźnych rozmiarów, czarny kształt. Przypominało jej to psa, tyle że jakby z... Czarnej mgły. Dopadł nastolatki leżącej na podłodze i zatopił w niej kły, rozszarpując ciało kawałek po kawałku niczym dzikie zwierze.

Dorosłe osobniki przybierają formę ludzką lub zwierzęcą, w zależności od wygody, młodsze pozostają przy zwierzętach z braku umiejętności.

Każda z form ma za zadanie zwabić do siebie potencjalną ofiarę.

Żywią się ludzkim mięsem.

 Nie lubią światła.

  —Wiem, że to nie dużo, ale ostatnio zabiłeś nastolatkę na ulicy, czyż nie? Dzisiaj znaleźli jej resztki. — Napomknął Levis, łamiąc trzymaną rękę na dwie części. Następnie wgryzł się w jedną z części i pochłonął z przerażającą prędkością. Tak samo zrobił z pozostałą mu połową. — Mógłbyś chociaż po sobie sprzątać, skoro masz zamiar zabijać w ten sposób. — Potwór dalej kłapał szczękami, a odgłos mlaskania gdy przeżuwał kolejne części ciała sprawiał, że Nell żółć podchodziła pod gardło. — Ach no i nie zapomnij tego posprzątać. Nell chciała szukać tu jutro informacji o Dozorcach. — Parsknął śmiechem i pokręcił głową z rozbawieniem, tak jak wtedy w salonie. Teraz jednak dziewczynie nie było do śmiechu. Nie, kiedy właśnie dowiedziała się prawdy, a Levis miał twarz brudną od krwi. Cudzej krwi. — A właśnie. Muszę zabrać tą książkę z półki, zanim zapomnę. Byłby problem, gdyby ją znalazła...

Uciekaj! wrzasnęła intuicja i postanowiła się jej posłuchać. Jednak gdy tylko zrobiła krok w tył, bestia oderwała pysk od ciała i uniosła wzrok, który utkwiła w niej. Mimo ciemności, Nell miała wrażenie, że potwór widzi ją doskonale i prawdopodobnie tak było, ponieważ po chwili ciszy Levis otarł twarz rękawem białej koszuli i uśmiechnął się.

— Szkoda, że tak wyszło — zaczął, idąc w jej kierunku. Odwróciła się na pięcie i pognała między regałami, wiedząc, że została zdemaskowana. W pierwszym odruchu dopadła okien, ale te były zamknięte na cztery spusty. Oh, że też w takiej chwili nie pamiętała jak używa się nenu! — Mogłaś zostać w łóżku i poszukać jutro, a potem wrócić do przyjaciół.

Odepchnęła się od okna i pobiegła przed siebie, jak najdalej od głosu Levisa. Przykucnęła niedaleko drzwi, starając się uspokoić oddech i drżące ze strachu ciało. Musiała stąd uciec. Musiała powiedzieć Gonowi I Killui co się dzieje w tym mieście, kto za tym stoi i kogo, a raczej czego należy się pozbyć. Ale przede wszystkim musiała wydostać się z tej przeklętej posiadłości!

— Co robimy, paniczu? — usłyszała nagle głos Chrisa, przez co znieruchomiała, czekając na rozwój wydarzeń.

— Ty nic... No może oprócz zablokowania wyjścia.

W tym samym momencie dziewczyna rzuciła się w stronę drzwi, jednak nie zdążyła do nich dobiec, gdy usłyszała trzask i połowa regału przeleciała milimetry od jej głowy, by uderzyć z hukiem w drzwi. Po chwili to samo stało się z drugą częścią mebla, a Nell znów uciekła między jeszcze nie rozwalone regały z książkami.

Była w pułapce. Wiedziała o tym doskonale, ale chęć przeżycia tłamsiła ponure myśli, które mogłyby sprawić, by się poddała.

— Daj spokój, Nelly — westchnął Levis, jakby zmęczony chodzeniem za nią w tą i z powrotem. — Porozmawiajmy. I tak nie masz gdzie uciec. Nie zabiję cię przecież. Nellyyyy...

— Nie mów tak do mnie — warknęła, przystając i odwracając się ku niemu. Nie minęła chwila, gdy już stał naprzeciw niej, spokojny i pewny siebie - cały on, tylko że teraz jego szelmowski uśmiech przywodził jej na myśl Kyle'a i za samo to miała ochotę go zabić.

— Czemu nie? Bo Kyle tak do ciebie mówił? Jestem jego bratem i też mnie lubisz w ten sposób co jego, więc chyba mam do tego prawo?

— W ten sam sposób co jego? — zaśmiała się z niedowierzaniem, uśmiechając się kpiąco. — Nie ma na to szans. Czar prysł, gdy dowiedziałam się, że skręcasz karki niewinnym nastolatkom.

Kolejne westchnięcie. Fioletowowłosy przetarł twarz dłońmi, po czym spojrzał na nią ze smutkiem.

— Wiesz, że nie mogę puścić cię wolno, prawda? Ale nie chcę cię zabijać. Może więc rozważysz moją wcześniejszą propozycję?

Odruchowo odsunęła się od chłopaka, nie wiedząc co robić. Nie dałaby rady podnieść regału, do dyspozycji miała więc tylko rozbicie okna.

— Nie mam zamiaru tu zostać — odparła, decydując się na to drugie. Błyskawicznie odwróciła się i ruszyła ile sił w nogach w stronę najbliższego prowizorycznego ,,wyjścia''.

— Szkoda — usłyszała za sobą zmartwiony głos dziewiętnastolatka. — W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru.

Nie minęła sekunda jak coś mocno uderzyło ją w plecy, a ona upadła na kolana, krztusząc się z chwilowego braku powietrza. Chciała się poderwać do góry; musiała biec dalej! Ledwo wstała, a ponownie upadła, gdy ów coś ponowiło uderzenie. Otoczyła ją czarna mgła. Wiedziała już, co się dzieje i nie wiedziała jak z tym walczyć.

— Przestań! — krzyknęła, gdy poczuła jak Dusza przylega jej do ciała, by po chwili zniknąć pod skórą. Kaszlnęła, usiłując nabrać powietrza, zamiast tego wdychała jednak to, co ją otaczało. Czuła jak coś przejmuje kontrolę nad jej ciałem, jak stara się ją stłamsić, przez co powoli traciła świadomość.

Spojrzała przerażona na Levisa, który patrzył na nią zmartwiony.

— Już zawsze przy mnie zostaniesz, Nell — powiedział, uśmiechając się delikatnie. — Wszyscy przy mnie zostaną. Nigdy nie będę sam.

Gon...

Pochłonęła ją ciemność.

    ❇❇❇ 

4396 słów. Najdłuższy rozdział jaki uświadczyliście dotychczas w tym fanfiction. Pracowałam nad nim długo, jako że nie chciałam robić kolejnego przejściowego rozdziału, więc wpakowałam dwa do jednego. Macie podwójny rozdział XDDDDD

Uwaga, a teraz ważne! 
Z jakiegoś powodu nie aktualizuje mi spisu rozdziałów, więc dopóki tego nie naprawię, nie polegajcie na nim XD

No i niespodzianka na koniec:

Bo chciało mi się troszku porysować <3

Mam nadzieję, że wam się wszystko podobało :)
Do następnego! :*





























czwartek, 31 sierpnia 2017

20: Podobieństwa x I x Różnice.

Gon nigdy nie myślał, że to powie, ale ostatnimi czasy miał dość swoich przyjaciół. Siedząc na niebieskiej kanapie i popijając sobie herbatkę, wzrokiem skakał z Nell na Killuę i z Killuy na Nell, próbując rozeznać się po raz kolejny o co poszło. W większości przypadków po prostu dawał sobie z tym spokój i coś czuł, że tym razem również na tym poprzestanie. Martwiło go tylko, że odkąd przyjechali do Mort de Lavie ich kłótnie mocno się zaostrzyły.

— Jezu, jesteś nie do zniesienia! — wrzasnęła czerwonowłosa.

— Ja jestem nie do zniesienia?! — Zoldyck uniósł brwi, krzyżując ręce na piersi. — Uczepiłaś się jej!

— Kolejny raz masz urojenia, durniu! Nie zwalaj wszystkiego na mnie!

— Zamierzanie się na kogoś kataną to już przesada, nie sądzisz?!

— Wcale tego nie zrobiłam! Uczyła mnie po prostu trzymać miecz!

Ach. Gon przypomniał sobie, o co chodziło, a raczej o kogo. Chodziło o Renę. W sumie, przeważnie o nią chodziło. Przez ostatni tydzień każda konfrontacja dziewczyn kończyła się kłótnią Nell i Killuy. Na dobrą sprawę, nie rozumiał tego ani trochę. Dlaczego jego przyjaciel tak bardzo się martwił o Renę? Dlaczego krzyczał ciągle na Nell? Gdzie leżało drugie dno tego wszystkiego? Jego przyjaciele byli sfrustrowani. Widział to, mimo że starali się to ukryć. Ich własne emocje, jakiekolwiek by nie były, zaślepiały ich.

— Jak ci tak nie pasuje, to może idź sobie znowu do Levisa?!

— A żebyś wiedział, cholera, że pójdę! Kto by chciał siedzieć z takim palantem jak ty!

Gon poczuł dziwny uścisk w żołądku.

— Nie idź.

Jego usta poruszyły się mimowolnie, powtarzając na głos myśl. Zapadła cisza. Dlaczego to powiedział? Mimo to powtórzył zdanie, patrząc na Nell błagalnie.

 — Nie idź.

Odwzajemniła jego spojrzenie, łagodnym, pełnym ulgi. Uśmiechnęła się do niego delikatnie.

Nie poszła.

Po południu przyszła Rena ze szkoły, godzinę po niej Leorio przytaszczył się do domu z miną cierpiętnika. Zjedli w ciszy obiad przyrządzony przez rudowłosą. No, prawie wszyscy. Nell nawet nie tknęła swojej porcji, wymigując się brakiem apetytu. Przeprosiła Renę, co zdziwiło nawet samą zielonooką i poszła do salonu oglądać telewizję.

— Kill, co jej zrobiłeś?

Killua skrzywił się na to pytanie.

— Nic. I nie mów tak do mnie.

Gon spojrzał na talerz i wciągnął pasek cukinii. Spaghetti z cukini, jak to nazwała Rena, było naprawdę całkiem niezłe. W dodatku z serem feta komponowało się wyśmienicie. Nie był smakoszem, ale lubił jeść dobre rzeczy. Może ciocia Mito kiedyś zrobi to samo?

— Dobra, zbierajcie się.

Obaj chłopcy spojrzeli na Renę zdziwieni. Westchnęła, zeskakując z barowego krzesełka, na którym siedziała i włożyła pusty talerz do zlewu.

— Gdzie? — spytał w końcu Killua, nie wytrzymując.

— Zobaczycie — odparła wymijająco dziewczyna, wychodząc z kuchni. — Neeeeellly, ubieraj się! Wychodzimy! — usłyszeli jeszcze z korytarza.

— Nie mów do mnie Nelly! — krzyknęła Nell z salonu.

Gon miał wrażenie, że Rena uwielbiała denerwować ludzi. I że Nell naprawdę nie lubiła Reny.

Pogoda była całkiem niezła, biorąc pod uwagę deszcze, które towarzyszyły im przez kilka wcześniejszych dni. Nie było może zbyt ciepło, ale nie padało. Ciemne chmury zasnuły jednak niebo, więc na wszelki wypadek wzięli parasole. Całą czwórką wyszli z domu, ubrani w grubsze rzeczy. Gon w zieloną bluzę, Rena granatową parkę, Killua fioletową bluzę z kapturem, a Nell szła metr za nimi, naburmuszona, w czarnym polarze białowłosego. Nie miała niczego cieplejszego, a Gon żałował przez chwilę, że nie dał jej czegoś swojego. Zaraz jednak zganił się za takie myśli. Przecież to nie miało znaczenia. Bo nie miało, prawda? Ale jeżeli tak, to dlaczego czył ten dziwny ucisk w żołądku?

— Jestem dziwny — mruknął pod nosem, zapatrzony w chodnik. Killua zerknął na niego kątem oka, ale nie skomentował.

Minęło kilka minut, nim przystanęli przed dużym, białym budynkiem, w którym Gon od razu rozpoznał szpital.

— Po co tu przyszliśmy? — spytała Nell łagodniej niż zazwyczaj. Być może widok szpitala coś jej uświadomił, a może chciała być trochę milsza. Nie wiedział.

Rena milczała przez chwilę, a gdy się odezwała, nawet nie zaszczyciła ich spojrzeniem.

— Bo nie chciałam przychodzić tu sama.

Po czym ruszyła w stronę drzwi, a pozostała trójka podążyła posłusznie za nią.

Mijali wiele sal; przeszli dwa piętra.Idąc przez korytarze, co poniektórzy ludzie rzucali Renie współczujące spojrzenia, jednak nie zwracała na nich uwagi. Zatrzymali się na trzecim, na końcu skrzydła, w ostatniej sali.  Dziewczyna przystanęła przed śnieżnobiałymi drzwiami i wzięła kilka głębszych oddechów.

— Nie odważyłam się tu przyjść odkąd to się stało — powiedziała cicho.

Nell dotknęła jej pleców, jakby w geście wsparcia. To chyba zdziwiło wszystkich, ponieważ nikt tego nie skomentował. Rudowłosa wzięła ostatni głębszy oddech i nacisnęła klamkę. Weszli do środka.

Pierwsze, co rzuciło się Gonowi w oczy, to nieskazitelna biel pomieszczenia. Przez niesamowicie czyste okna,  promienie zachodzącego słońca wpadały do sali szpitalnej, oświetlając łóżko tuż przy oknach. Leżał na nim na oko nastoletni chłopak, podpięty do aparatury. Miał włosy o trochę ciemniejszym odcieniu niż Rena, ale też rude. Jego cera była mlecznobiała, a ręce chude i kościste. Policzki miał zapadnięte, na twarzy wyraźnie odznaczały się kości policzkowe.

— To Rine. — wyjaśniła Rena drżącym głosem. Nie wiedząc czemu, Gon spodziewał się jakiegoś złośliwego komentarza ze strony Nell. Gdy jednak na nią spojrzał, w jej oczach zobaczył przerażenie. Patrzyła na ciało chłopaka jakby zobaczyła ducha. Zrobiła się blada jak ściana. Zmarszczył brwi. To normalna reakcja? — Mój brat bliźniak. Widzicie, tak naprawdę nie jestem spokrewniona z Leo. Ale jego i moi rodzice się przyjaźnili. Pochodziliśmy z tego samego, zapomnianego miasteczka. Ale potem moja rodzina przeprowadziła się do Mort de Lavie.

— Co stało się twoim rodzicom? — spytał cicho Gon. Rena usiadła na najbliższym krzesełku, obok pacjenta.

— Wracaliśmy z dwu miesięcznych wakacji nad morzem. Nieszczęśliwie był to wieczór. Gdybyśmy wiedzieli, co dzieje się w mieście, przenocowalibyśmy gdzieś indziej. Ale nie wiedzieliśmy. A potem...

Urwała, spuszczając głowę.

— Dozorcy — dokończył za nią Killua. Kiwnęła głową.

— Dojeżdżaliśmy na miejsce, kiedy ojciec wrzasnął i puścił kierownicę. Mama próbowała odzyskać panowanie nad samochodem, ale to nic nie dało. Rodzice nie przeżyli wypadku. Gdy ocknęłam się po jakimś czasie, Rine miotał się na drodze i wrzeszczał. Trzymał się za głowę. Krzyczał ,,zostaw mnie!", a ja nie wiedziałam co się dzieje. Potem zemdlał. I nie ocknął się do teraz.

— A zrobi to? — spytał Gon.

Rena spojrzała na niego pociemniałymi oczami.

— Mam nadzieję. ...Czy to nie głupie? — zaśmiała się nagle ponuro, unosząc głowę i wlepiając wzrok w sufit. — Przez całe życie życzyłam im śmierci. Rodzice zaplanowali mi życie. Chcieli bym została kimś, kim nie chciałam. Nie miałam siły im się mocniej sprzeciwić. Byłam złą córką. Uciekałam z domu. Ale zawsze wracałam, gdy Rine pisał mi o tym, jak mama i tata odchodzą od zmysłów. Piłam, paliłam, malowałam się zbyt mocno, przeklinałam zbyt często. Ubierałam się zbyt skąpo. Tylko po to, by nie dać się stłamsić. Powiedziałam im tyle przykrych słów. A potem, kiedy umarli... Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Teraz oddałabym wszystko, by ich ożywić. By Rine nie leżał tu jak pieprzona roślinka.

— To nie twoja wina. — Killua spojrzał na nią łagodnie.

— Nie chciałam, żeby mówili mi jak mam żyć.

— Nikt nie lubi, jak planuje mu się życie. Wiem coś o tym.

Widząc kątem oka ruch, Gon spojrzał na Nell i zdrętwiał, widząc jej minę. Już nie kryła swoich emocji. Może nie umiała. Może nie miała już siły. Patrzyła na Killuę z bólem w złotych oczach. Wyglądała, jakby zaraz miała się rozsypać.

Rena zauważyła to zaraz po nim.

— Wszystko w porządku? — spytała, ocierając łzy z policzków. — Nell?

Nie pytaj jej o to, pomyślał Gon, zszokowany. Nigdy nie widział czerwonowłosej w takim stanie. Przecież widać, że nie.

— Ja... — zaczęła Nell drżącym głosem. — Muszę iść.

Głos załamał jej się w połowie zdania. Killua spojrzał na nią pytająco, jednak nie zdążył napotkać jej wzroku. Złotooka wybiegła z pomieszczenia.

— Nell! — Gon zerwał się z miejsca i rzucił ku drzwiom, jednak Zoldyck zagrodził mu drogę, kiwając przecząco głową.

— Daj jej chwilę.

Freecss zmierzył przyjaciela niecierpliwym spojrzeniem. Nie chciał jej dać chwili. Chciał przy niej po prostu być.


Biegła na oślep, ocierając raz po raz łzy, spływające po policzkach. Frustracja, jaka się w niej zebrała, sięgnęła wreszcie zenitu. Nie wytrzymała.

Obiecała sobie, że będzie silna. Próbowała się nawet dogadać z Reną, co okazało się niemożliwe. I przez nią i przez Killuę, który widział w Nell tylko zagrożenie dla otoczenia. Właśnie. Tylko zagrożenie. Jej czternastoletnie serce nie było przygotowane na takie uczucia, takie odrzucenie, a teraz jeszcze to.

Och, biedna Rena. Urodzona, by zostać kimś, nie mając wyboru w kwestii własnej przyszłości, próbowała się buntować. Tak, brzmiało znajomo. Mogła z nią toczyć walki, mogła zastanawiać się, co Killua w niej widzi. Ale jednego nie mogła mu dać. Zrozumienia. A Rena mogła. W końcu Killua też był dzieckiem, po którym oczekiwano szczególnych czynów i zaplanowano mu życie. A Nell? Nie wiedziała nawet, jak wyglądają jej rodzice. Nie wiedziała, gdzie się urodziła i ile naprawdę ma lat. Nie wiedziała, czy imię, którym się posługiwała, jest prawdziwe, ani czy w ogóle miała jakąkolwiek rodzinę i gdzie mieszkała. Nie wiedziała nic.

 Dlaczego nie wyjechali ten tydzień temu, gdy oddali książkę? Mogli to zrobić, ale nie chcieli. Znaczy, chłopcy nie chcieli. Killua zaczął spędzać więcej czasu z Reną, a przez ciągłe kłótnie, Nell lądowała w rezydencji Levisa. Gon za to spędzał czas na oglądaniu telewizji albo snuciu się z Killą i Reną.

Zajęła jej miejsce.

I co najgorsze, Nell miała wrażenie, że rudowłosa pasuje na nim lepiej niż ona. Była przecież taka wspaniała. Umiała posługiwać się bronią, znała perfekcyjnie nen, była radosna i wygadana, ładna, no i obaj ją lubili. Nie musieli się przez nią kłócić i narażać życia. Nie jak przez Nell.

Przestań płakać kretynko!, wrzasnęła na siebie w myślach, ocierając kolejne łzy. Z każdym krokiem było jednak gorzej i gorzej. Miała dość tego miejsca, Killuy, Reny i własnych uczuć, których nie rozumiała.

Nawet nie zauważyła, kiedy przekroczyła bramę jedynego azylu w tym przeklętym mieście. Mechanicznie szarpnęła drzwi i wpadła do środka, kierując się do pokoju na drugim piętrze. Minęła kilka pokojówek i Chrisa, który spojrzał na nią łagodnie.

— Panicz jest u siebie! — zawołał za nią spokojnym głosem. Dopadła ostatnich drzwi na tym przeklętym, niesamowicie długim korytarzu i weszła do środka, nawet nie pukając. Levis oderwał wzrok od czytanej lektury i zeskoczył z parapetu, z wyraźnym zaniepokojeniem.

— Nell, co się...?

Nie dokończył, ponieważ dziewczyna wpadła mu w ramiona i wybuchła niepohamowanym płaczem. Automatycznie objął ją jedną ręką, a z drugiej wyrzucił książkę na łóżko i zaczął głaskać Nell uspokajająco po głowie.

— Już dobrze. Już dobrze. Ciii, już, spokojnie...

— Nienawidzę jej — wyszlochała mu w koszulę, a on kiwnął głową.

— Wiem.

—Ale ona nie jest zła. Jestem okropna.

— Nie prawda. Jesteś wspaniała.

— Jestem.

— Nie jesteś, Nell. Nie jesteś, słyszysz? — jego głos był łagodny i zarazem stanowczy. — Jesteś najwspanialszą dziewczyną, jaką poznałem. Nie wolno ci myśleć inaczej.

Chyba każda dziewczyna chciałaby usłyszeć te słowa. Nell też chciała słyszeć, jednak nie od niego. Chciała je usłyszeć od Killuy.

Uśmiechnęła, się, powoli odzyskując spokój. Levis pachniał książkami. Książkami, drzewami i delikatnie wanilią. Znała ten zapach. Kochała ten zapach.

Levis pachniał jak Kyle.

❇❇❇

A miało nie być dram XD
Ale tak serio, to cały arc w Mort de Lavie jest jedną wielką dramą KilluNell XD ojć, spoiler alert? Ale spoko, oczywiście akcja swoją drogą, a dramy powplatane XD

Rozdzialik częściowo z perspektywy Gona. Myśleliście, że będziecie się cieszyć KilluNell wiecznie? Wiem, że tak, ale nie ma tak dobrze 😂😂

O ironio, od części Nell na yt włączyło mi się Photograph, Eda Sheeran'a i myślałam, że się poryczę nad własnym opowiadaniem 😂 ale byłby wstyd xD

Chciałam wam wstawić świetne fanarty Nell i KilluNell, autorstwa jednej z czytelniczek na wattpadzie, ale serwer mi je odrzuca i nie wiem jak mam to zrobić :C

Jutro 1.09 XD Kto się cieszy? 😂

I to chyba tyle.

Mam nadzieję, że się podobało 😘

Meiko

środa, 30 sierpnia 2017

19: Niepewność x Zasiana x Dobrą x Radą.

— A więc? Co was do mnie sprowadza?

Nell po otrząśnięciu się z szoku i uspokojeniu emocji na tyle, by nie wybuchnąć płaczem, usiadła na kanapie razem z Killuą i Gonem.

— To.

Wyciągnęła w jego stronę dłoń z opakowaną książką. Przejął od niej podarunek, zmierzył wzrokiem napis na jednej ze stron i kiwnął głową.

— Czyli znalazł.

— Co to? — spytała dziewczyna, nie bawiąc się w formalności. Levis uśmiechnął się półgębkiem, obrzucając Nell zaciekawionym spojrzeniem.

— Nie obraź się, ale wolałbym najpierw wiedzieć z kim mam przyjemność.

— Jestem Killua — zaczął białowłosy.

— Jestem Gon! — brunet uśmiechnął się promiennie, na co dziewczyna przewróciła oczami. Lekko zdrętwiała, kiedy wzrok fioletowowłosego spoczął na niej.

— Ja... — zaczęła, po czym przygryzła wargę. Co mu miała powiedzieć? Że to przez nią jego brat nie żyje? Bo nie zdążyła rozegrać tego wszystkiego jak należy? — Ja...

— Wiem, kim jesteś, Nell.

Uniosła na niego wzrok, szczerze zaskoczona. Po chwili jednak skrzywiła się, gdy Killua cicho parsknął pod nosem.

— Cóż, ostatnio gdzie się nie ruszę, tam mnie znają. — Odparła cierpko. — Wybacz, ale nie pamiętam naszego spotkania...

— Nie spotkaliśmy się — zaśmiał się chłopak. Jego śmiech był dźwięczny i miły dla ucha. Nell słysząc go poczuła silne uczucie nostalgi. Tak samo śmiał się Kyle. — Mój brat wysłał mi kiedyś list, w którym było wasze zdjęcie. Byłaś jego dziewczyną, mam rację?

Kiwnęła głową, czując jak do oczu ponownie napływają jej łzy. Kto by pomyślał, że taka z niej beksa?

— Nie obwiniaj się. Jestem pewien, że to jego wina. Zawsze był nieostrożny i lekkomyślny. I zadufany w sobie.

Zadufany w sobie?

— Nie prawda — odpowiedziała natychmiast, wpatrując się w niego. Myślami była jednak gdzie indziej. — Nie prawda. Kyle był nieostrożny i lekkomyślny, ale nigdy zadufany w sobie. Był otwarty i zbyt pewny siebie. Onieśmielał. Zawsze się uśmiechał. Miał głowę pełną pomysłów. Był ciekawski, chciał zwiedzić świat. Nigdy nie poświęcał zamartwianiu się więcej niż trzy sekundy, bo uważał, że to nie ma sensu. I troszczył się o innych bardziej niż o siebie. Zawsze... I do końca.

Zamilkła, gdy Killua położył jej rękę na ramieniu i ścisnął mocno. Chyba mocniej niż miał w planach, bo skrzywiła się nieznacznie, ale oprzytomniała.

— Jeszcze to przeżywa — wyjaśnił białowłosy. — Musisz jej wybaczyć.

Levis kiwnął głową, po czym podniósł się z kanapy.

— Chodźcie. Zanim przyjdzie Chris z herbatą, oprowadzę was po posiadłości.

Budynek składał się z dwóch pięter i parteru, oraz piwnic. Najniżej była winiarnia. Na parterze mieścił się pokój do gry w bilarda, kilka salonów, kuchnia i jadalnia, lecz było to tylko prawe skrzydło. Lewe przeznaczono na salę balową, która miała nawet swój własny balkonik i taras. Okna wychodziły na wielki ogród.

Piętro pierwsze również podzielono na dwie części. Prawe skrzydło całkowicie zajmowała biblioteka. Gdy weszli do niej, Nell oznajmiła, że tu zostaje.

— Będziesz mogła tu siedzieć ile dusza zapragnie — odpowiedział jej że śmiechem Levis. — Ale to potem.

Lewe skrzydło zajmowały sypialnie. Było ich dokładnie pięćdziesiąt sześć, każda miała swoją malutką łazienkę. Tylko pięć z nich urządzono z większym rozmachem. Mieściły się one na końcu skrzydła i należały do rodziny. Levis wyjaśnił, że reszta już nie żyje i zaproponował Nell, że pokaże jej pokój Kyle'a, gdy już skończą zwiedzać.

Wszystko kręciło się wokół Nell. Gon zauważył to po kilku minutach. Levis zwracał się do nich wszystkich, jednak zawsze po tym osobno do Nell, jakby szczególnie zależało mu na jej uwadze.

— Nie podoba mi się to — mruknął najciszej jak potrafił, a Killua spojrzał na niego kątem oka.

— Może mu się podoba — odpowiedział na to, wzruszając ramionami. I gdyby nie zaciśnięte mocno pięści w kieszeniach spodni, Gon może uwierzyłby w jego obojętność.

Trzecie piętro zajmował całkowicie personel.

— W całej posiadłości znajduje się ponad dwieście pięćdziesiąt pokoi — wyjaśnił Levis lekkim tonem. — Dziewczyny, które się u mnie zatrudniają, mają możliwość wypożyczenia pokoju na ostatnim piętrze. Jest ono tak naprawdę osobne, posiada dwie duże łazienki, męską i żeńską, kuchnię, oraz balkon. Mają możliwość poruszania się po całej rezydencji jak im się podoba, godziny pracy mają ustalone, nie ingeruję w ich czas wolny. Jedyny zakaz jakie obowiązuje mieszkańców to robienie głośnych imprez. Ale nawet od tego są wyjątki, na przykład, na święta czy sylwestra, albo czyjeś urodziny. Jestem ugodowym człowiekiem.

— Jesteś wspaniały — zaśmiała się Nell, zaplatając dłonie na plecach. Fioletowowłosy uśmiechnął się i poczochrał ją po głowie, na co ona pisnęła i zaczęła układać włosy.

Gon zaśmiał się z zakłopotaniem, a Killua prychnął, odwracając wzrok.

Na każdym piętrze dominował inny kolor. Na parterze był to złoty, przemieszany z czerwienią. Na pierwszym piętrze czerwony z akcentami błękitu. Na drugim błękit z akcentem fioletu. Ściany pokryte były licznymi obrazami rodziny i martwej natury; tylko na drugim były same krajobrazy. Levis wyjaśnił, że nie chciał narzucać tego personelowi, by poczuli się jak u siebie. Każdy obraz na drugim piętrze był wyborem pracowników.

Z sufitów zwisały eleganckie żyrandole imitujące świeczniki. Tylko w sali balowej i salonach były one kryształowe.

Posiadłość zrobiła na nich duże wrażenie.

— Czujcie się tu mile widziani — oznajmił Levis radośnie, gdy w końcu wracali na parter.

— Będziemy, będziemy — przytaknęła ochoczo Nell. — Muszę koniecznie dobrać się do biblioteki.

Następnie wdała się z nastolatkiem w dyskusję na temat książek, które posiadał.

Killua i Gon szli trochę z tyłu, słuchając ich rozmowy od niechcenia.  Mieli wrażenie, że zdanie Levisa na temat posiadłości nie było skierowane do nich. 


— Musiałaś się do niego tak kleić?

To było pierwsze pytanie, które padło z ust Killuy podczas kolacji. Nell przerwała w pół zdania, po czym odwróciła głowę w jego stronę. Właśnie opowiadała Leorio o rezydencji Levisa i pytanie białowłosego lekko ją zaskoczyło. Odkąd wrócili do domu, miała wrażenie, że chłopcy byli na nią źli.

— Kleić?

— No. ,,Och Levis, masz taką piękną posiadłość!" ,,Och Levis, jesteś taki zabawny!", ,,Och Levis, jesteś wspaniały!" — przedrzeźniał ją piskliwym głosikiem.

— Ja tak mówiłam?

— No. Żeby tylko. Nawet przy Kurapice nie zachowywałaś się w taki sposób. Jakbyś co najmniej spotkała swojego idola!

— Co w tym złego? — spytała Rena z pełną buzią, odkładając udko z kurczaka na talerz. — Levis tak działa na wszystkie dziewczyny. Nie powinniście się jej o to czepiać.

Nell uniosła brwi. Czy ta ruda, podstępna jaszczurka właśnie się za nią wstawiła? Gdzie haczyk?

Killua za to tylko prychnął i zeskoczył ze stołka barowego,  po czym ruszył w stronę drzwi.

— Idę się przejść.

Gon kiwnął głową, a Rena zerwała się z krzesła i pobiegła za nim, zgarniając po drodze kurtkę i katanę.

— Czekaj, idę z tobą!

Na te słowa Nell również się poderwała, jednak w tym samym momencie trzasnęły drzwi wyjściowe i już ich nie było.

— Co go dzisiaj ugryzło? — mruknęła sama do siebie, na co Leorio zaśmiał się i upił łyka herbaty.

— Młodość — zaśmiał się, na co Nell i Gon unieśli brwi.

— Młodość? — powtórzyła za nim czerwonowłosa i parsknęła śmiechem. — Ugryzła go młodość?

— Chyba nie rozumiem — skwitował po chwili Gon, zamyślony. — Ale Killua ma rację. Nie powinnaś się zbytnio spouchwalać z Levisem. Myślę, że w twoim przypadku to nawet zrozumiałe, mimo to-

— Zrozumiałe? — weszła mu w słowo.

Kiwnął głową, patrząc na nią smutno.

— W końcu, przypomina do złudzenia Kyle'a, prawda?

— Co? Jakiego Kyle'a? O co chodzi? — Leorio zasypał ich pytaniami, próbując dowiedzieć się czegokolwiek. — Masz chłopaka, Nell-chan?

Skrzywiła się, słysząc to pytanie.

— Miałam.

Miała też nadzieję, że Gon się mylił. Ale jednocześnie czuła, że trafił w sedno i wcale jej się to nie podobało.


Killua po raz dwunastu kopnął dwunasty kamień, który napatoczył mu się nieszczęśliwie pod nogi, przez co zrobił dwunastą dziurę w najbliższym budynku.

Głupia Nell. Głupi Levis. Głupia Nell. Głupia, głupia, głupia!

Prychnął pod nosem, jakby zdegustowany własnymi myślami, po czym zatrzymał się, poirytowany; tym razem czym innym

— Długo masz zamiar jeszcze za mną leźć? — spytał, odwracając się w stronę ciemnego zaułka po prawej. — Beznadziejny z ciebie ogon.

— Wybacz, że nie nie umiem chodzić tak cicho jak ty — odpowiedziała kąśliwie, podchodząc do niego. Traciła go ramieniem, uśmiechając się lekko. — W porządku?

Nie.

— Jasne.

Ponownie ruszyli słabo oświetloną uliczką. Killua dopiero teraz zauważył, że nie ma wokół żywej duszy i przez chwilę miał ochotę wejść do najbliższego mieszkania i sprawdzić, czy nie zastanie tam zwłok. Potrząsnął głową. Przecież nie byli w Mistey.

— Wiesz, nie wspomniałam o tym wcześniej, ale po zmroku nie jest tu bezpiecznie — Rena rozglądała się nerwowo na boki, starając się nie wyglądać na przestraszoną. — Dlatego ludzie starają się nie wychodzić.

— Nie boję się złodziei.

— Nie chodzi o złodziei.

— Bandytów też nie.

— Oni wszyscy też siedzą w domach — mruknęła nerwowo. — Chodzi o Dozorców.

— Dozorców — powtórzył za nią, starając się zachować powagę. Kiwnęła głową.

— Nikt nie wie, czym dokładnie są, ale po zmroku atakują ludzi i kończy się to na dwa sposoby. Ofiary albo umierają, albo zapadają w śpiączkę. Dużo ludzi ostatnio znika i to też przypisuje się Dozorcom...

— Skoro tak bardzo się ich boisz, dlaczego za mną wyszłaś?

Przewróciła oczami.

— Wystarczy ci, jak powiem, że nie chciałam mieć cię na sumieniu?

Parsknął śmiechem i wsunął ręce do kieszeni fioletowej bluzy.

— Oboje wiemy, że to nie jedyny powód.

— Powiem ci, jak zawrócimy.

Killua wywrócił oczami i obrócił się na pięcie, po czym ruszył w drogę powrotną.

— A więc?

Rena milczała przez dłuższą chwilę. Gdy się w końcu odezwała, brzmiała bardzo nieswojo.

— Odpuść sobie Nell.

Jej słowa tak go zaskoczyły, że aż przystanął. Uniósł brwi, jakby nie dowierzając w to, co usłyszał, po czym parsknął śmiechem.

— Niby w jakiej kwestii?

— Dobrze wiesz w jakiej.

Mierzyli się przez chwilę spojrzeniami.

— Rena, nie jestem w niej zakochany. Ale Gon ją lubi. I to trochę bardziej niż powinien.

— Dlatego właśnie powinieneś odpuścić. Oboje powinniście.

Jej wzrok był nieugięty, a on nie rozumiał, dlaczego tak bardzo się upierała przy swoim. Lampy po kolei zaczęły gasnąć.

Rena chwyciła Killuę za nadgarstek i pociągnęła za sobą w stronę domu.

Gdy stanęli przed furtką, zrobiło się kompletnie ciemno.

— Nie zależy mi na niej, ale dlaczego tak bardzo obstawiasz przy swoim? Niedługo przecież stąd wyjedziemy.

— Ona tu zostanie — przerwała mu dziewczyna. Zauważył że jej oczy świecą w ciemnościach i nie było to normalne. — Nie pojedzie z wami dalej, zrozum. Już ją ma.

— Kto? 

— Levis. Teraz to tylko kwestia czasu, jak się do niego przeprowadzi.

Killua spróbował sobie to wyobrazić. Nell biorącą walizkę i oznajmiającą, że będzie mieszkać z bratem swojego martwego chłopaka. Bo ten ma dużą bibliotekę.

Zaśmiał się do własnych myśli, kręcąc głową z niedowierzaniem.

— Nell nas nie zostawi. Jesteśmy jej drużyną. Po za tym, nikt nie chce stąd wyjechać tak bardzo jak ona.

Rena wyminęła go i ruszyła w stronę drzwi.

— Jeżeli mi nie wierzysz, to trudno — skwitowała, kładąc dłoń na klamce. —  Ale wiesz, nie ona jedna chciała stąd uciec.

Chciał jeszcze o coś zapytać, jednak Rena otworzyła drzwi i weszła do środka, a jemu nie pozostało nic innego jak wejść za nią.

— Idioto! — usłyszał już od progu. Nell podbiegła do niego i dała mu przez ramię, na co on syknął i odskoczył.

— Łaa, kobieta-goryl! — zakpił, posyłając jej wrogie spojrzenie. — Co ci znowu nie pasuje?

— Ponoć po ulicach pałętają się jacyś Dozorcy! A ty wyszedłeś sobie od tak...!

— Martwiłaś się? — spytał, uśmiechając się zawadiacko. Mógłby przysiąc, że jej twarz przybrała kolor jej włosów.

— Spacer odebrał ci resztki rozumu? — spytała po chwili. — Oczywiście, że nie. Ale Gon chciał cię iść szukać, a nie zna okolicy. Mógłbyś go narazić na niebezpieczeństwo.

Nie była ze sobą szczera i nawet on to widział. Nawet nie chciała spojrzeć mu w oczy, dlatego chwycił jej podbródek i skierował jej twarz ku sobie.

Słyszał, jak wstrzymała oddech.

— C-Co ty robisz? — spytała słabo.

— Jak mnie tak nie lubisz, to może odejdziesz? — szepnął, patrząc jej uważnie w oczy.

Zapanowała cisza.

Na te słowa Nell lekko zbladła i przez chwilę stała bez ruchu, jakby próbując ocenić, na ile żartuje. Następnie prychnęła i odtrąciła jego dłoń.

— Tak szybko się mnie nie pozbedziesz, Zoldyck — syknęła, po czym odwróciła się i pobiegła do kuchni, mrucząc pod nosem przekleństwa.

A on odetchnął z ulgą.

❇❇❇

Wg, tak się zastanawiam, ktoś tu lubi Renę czy wszyscy są za spaleniem? Tak tylko pytam XD 
Chociaż po tym rozdziale chyba nie ma takiej potrzeby 😂 W każdym razie, nie mam zamiaru jej zabijać, a przynajmniej na razie XD

Eh, muszę skończyć z tymi melodramatami pomiędzy Killuą a Nell, bo biedny Gon czuje się pominięty.

Mam nadzieję, że się podobało 😘 Wiem, że na razie jest nudnawo, ale nie ma akcji bez wstępu do akcji, a przynajmniej nie w HxH 😂

To tyle
Do następnego!

#alexmeiko

niedziela, 30 lipca 2017

18: Tajemniczy x Spadkobierca

Kiedy Nell po raz pierwszy na nią spojrzała, wiedziała, że będą z nią kłopoty. I miała rację.

Rena, bo tak im się przedstawiła, miała również czternaście lat. Włosy długie, wściekle pomarańczowe. Oczy duże, intensywnie zielone. Cerę jasną, kilka piegów na twarzy. Pełne, różowe usta. Sylwetkę zgrabną, ładne kształty... I jak na gust Nell, stanowczo za duże piersi.

Znalazła się modelka, psia krew.

Teraz jedli śniadanie, a dziewczyna rozmawiała z Gonem i Killuą. Obaj byli naprawdę nią zafascynowani, czego Nell nie podzielała. Wręcz przeciwnie, wszystko w niej miało ochotę ją pociąć na plasterki. Była tak... Za otwarta, za radosna... Po porostu za. Ale najwyraźniej był to plus dla chłopaków.

Oparła policzek na dłoni, patrząc na dziewczynę ze znudzeniem. Może właśnie taki typ charakteru lubił Killua? Otwarta, radosna i zabawna (według chłopaków, nie niej).

Może powinnam się przefarbować?, myślała intensywnie. Albo zapuścić włosy? Być bardziej dziecinna? Czy tam otwarta... Ale każdy jest inny. A oni lubią te cechy u niej. U mnie mogłoby się to nie sprawdzić.

Bądź co bądź, Nell nie należała do osób szczególnie otwartych i przesadnie radosnych. Tę funkcję w ich ekipie pełnił Gon i to w pełni zasłużenie. Killua robił za tego sprytnego, racjonalnie myślącego. I groźnego, jak zachodziła potrzeba. A ona...? No właśnie. Nie wydawało jej się, by wnosiła coś do drużyny. Killua jej nawet nie lubił. Uważał ją za zagrożenie. Ona sama miała jakąś tam nieciekawą przeszłość. Na razie jedyne co zrobiła to wpakowała dwójkę przyjaciół w środek jakiegoś odbijania miasta, przez co Gon prawie umarł. A potem we własną aferę z Kamieniem Życzeń, przez co wszyscy prawie umarli. Podejrzewała, że gdyby nie Kurapika, byliby naprawdę martwi.

Rena bardziej by im się przydała. Szczególnie, że właśnie chwaliła się umiejętnością posługiwania się mieczem, kataną czy co tam to było. Nell, jeżeli cokolwiek umiała, ,, odpalała" to tylko nieświadomie, pod wpływem emocji. I zazwyczaj nie pamiętała jak to zrobiła.

Jestem bezużyteczna.

Co nie zmieniało faktu, że Rena dalej znajdowała się na liście osób do odstrzału.

— A ty, Nell?

Wyrwana z rozmyślań, spojrzała na dziewczynę z dezorientacją.

— Co ja?

— Jakim typem użytkownika nenu jesteś?

Nell poczuła, jak ogarnia ją złość. Chciała jej dopiec? Nie, wykluczone. Nie wiedziała o jej amnezji. Po prostu ta głupia dziewczyna miała zapewne zwyczaj zadawania niewygodnych pytań.

— Ja... — zaczęła, nie wiedząc jak wybrnąć z tej sytuacji. — A tak w ogóle, gdzie jest Leorio?

Rudowłosa zdziwiła się na to pytanie, a Nell przybiła sobie w myślach piątkę za zapamiętanie tego fikuśnego imienia.

— Zapewne w swoim pokoju, uczy się do egzaminów — odpowiedziała Rena. — Czemu pytasz?

— Miałam nadzieję, że powie nam jak dotrzeć do znajomego Kurapiki. Przyjechaliśmy tylko na chwilę, żeby oddać mu książkę i musimy wracać.

— Co? Tak szybko? — zdziwił się Gon. Nell przeniosła na niego spojrzenie, unosząc brwi.

— Wiesz że Mistey to nasz ostatni trop. A Ging nie należy do osób, które siedzą w jednym miejscu dłużej niż tydzień.

— Ale Kurapika mówił, że ten jego znajomy może pomóc nam złapać trop — wtrącił Killua, opierając się o stół. — A jeżeli nam pomoże, nie musimy wracać do Mistey. Po za tym, połowa ludzi zapewne wyjechała już z miasta dla handlu.

— Mistey, huh? — Rena ponownie usiadła przy stole i wgryzła się w kanapkę. — Ponoć było okupowane przez jakiś gang. Pisali i tym w gazetach.

— Tak, wiemy. Pomogliśmy w odbiciu — rzucił luźno Killua, na co ruda zakrztusiła się kanapką. Gon spanikowany podał jej wody, a Nell przez chwilę naprawdę poprawił się humor - dopóki dziewczyna nie odzyskała tchu i okazało się, że jednak się nie udusi, na co złotooka liczyła.

— Pokonaliście Red Riders'ów?!

— Nie sami — odparł Gon. — Przyłączyliśmy się do Ruchu Oporu.

Nell już miała wtrącić, że de facto zostali zmuszeni do dołączenia, ale spasowała. Nie chciała psuć zabawy chlopakom.

Kuchnia, w której siedzieli, była maleńka, ale przytulna. Ciemne meble ładnie komponowały się z niebieskimi ścianami. Podłoga wyłożona była ciemnoniebieską wykładziną w kratę, przez co Nell miała wrażenie jakby chodziła po gumowej powierzchni. Słońce wpadało przez średniej wielkości okno za plecami dziewczyny. Gdy przez nie wyjrzała, jej oczom ukazał się ogródek przed domem i ulica.

I nagle Nell zatęskniła za białym dywanem, przestronnym biurkiem i rodziną, mimo że nie do końca prawdziwą. Za ojcem czytającym gazetę, mamą, przygotowującą wieksze posiłki niż byli w stanie zjeść i Shiro, jej Shiro, przez którego tyle razy zastanawiała się gdzie ktoś popełnił błąd w jego oprogramowaniu.

— Nell, wszystko w porządku? — Gon popatrzył na nią z troską, na co uśmiechnęła się smutno.

— Nic mi nie jest — wyciągnęła dłoń i pogłaskała go po głowie, jeszcze lekko zamyślona, po czym odeszła od stołu, zostawiając zdezorientowaych chłopców z Reną. W końcu to właśnie Rena była tą, która znalazła sobie miejsce w ich drużynie. I nawet jeżeli nie była jeszcze jej częścią, Nell nie wątpiła, że prędzej czy później to nastąpi. Tylko czy wtedy będzie jeszcze miejsce dla niej?





— Kurapika się wścieknie.


Tak o to skwitował sytuację Killua, gdy stanęli przed mosiężnymi drzwiami rezydencji niejakiego Levisa. Gon skrzywił się, a Nell przewróciła oczami. Z jakiegoś powodu Kurapika nie chciał, by Nell uczestniczyła w przekazaniu książki. I właśnie dlatego złotooka uparła się, by przy tym być.

— Gościu który tu mieszka, ma dziewiętnaście lat — wyjaśniła Rena szeptem. — Odziedziczył majątek po zmarłym dziadku. Ponoć mowa tu nie tylko o rezydencji, ale też o grubych milionach, dlatego chłopak nigdy nie wychodzi z domu. Nawet za życia jego dziadka rzadko to robił, bo pan Antony bardzo się wtedy denerwował. Koniec końców i tak biedaczek zmarł na zawał. Chociaż chodzą plotki, że...

W tym samym momencie drzwi skrzypnęły i oczom czwórki nastolatków ukazał się młody, brazowowłosy mężczyzna w stroju lokaja. Jego wzrok od razu padł na Renę, na co ta skrzywiła się niezanacznie.

— Myślę, że goście panicza powinni sami najpierw go poznać. — zaczął chłopak. — Zanim nagadasz im tych swoich teori spiskowych, przez które ludzie boją się przestąpić próg dziedzińca, o domu już nie wspominając.

— Dobra, dobra — ruda uniosła ręce do góry w poddańczym geście. — To jak, Chris, wpuścisz nas?

— Ich tak — kiwnął głową na trójkę po lewej. — Ciebie nie.

— Boisz się, że coś wywęszę?

— Pan Levis cię nie lubi, z resztą, ja też.

Nell z miejsca poczuła, że polubi tego chłopaka jak i Levisa.

— Dalej nie wierzę, że ktoś może mnie nie lubić — odparła ruda. Chris uśmiechnął się cynicznie.

— Jak widać, niektórym otwartość i duże cycki nie wystarczą, żeby cię polubić.

Gon otworzył szerzej oczy w przypływie szoku, a Killua i Nell gwizdnęli jednocześnie. Rena jednak zaśmiała się i przewróciła oczami, nie biorąc tego komentarza do siebie.

— No nic, i tak nie chciałam widzieć się z Levisem. Killua, jak skończycie, to zadzwoń.

— Okej.

Nell wybałuszyła oczy na białowłosego i Renę. Kiedy oni, do cholery, zdążyli wymienić się numerami?


Rudowłosa machnęła na pożegnanie i zbiegła po schodach, a Gon, Killua i Nell weszli do rezydencji.


Już od progu pomieszczenie robiło wrażenie. Duży, przestronny hol kończył się na parze schodów, prowadzących w dwie strony i złączonych pośrodku. Kryształowy żyrandol mienił się w świetle lamp. Dźwięki ich butów odbijały się od marmurowej podłogi, gdy przechodzili do następnego pomieszczenia. Kolumny, drogie obrazy, wszędzie czerwony aksamit – przepych uderzał w nich z każdej strony, jednocześnie nie było go ani za mało, ani za dużo.

— Dlaczego wszystkie okna są pozasłaniane? — spytał Gon, na co Killua i Nell spojrzeli na niego zaskoczeni. Szczerze powiedziawszy, nie zwrócili na to szczególnej uwagi, zachwycając się iście pałacowym wnętrzem.

— Panicz cierpi na fotofobię — wyjaśnił szatyn z powagą.

Gon spojrzał na przyjaciół, nic nie rozumiejąc.

— Światłowstręt — sprostował Killua.

Gdy weszli do następnego pomieszczenia, nie zaskoczył ich już wystrój. Usiedli na kanapie, obitej czarną skórą, przy szklanym stoliku. Chris powiadomił ich, że Levis zaraz przyjdzie i wyszedł pod pretekstem przyniesienia napojów. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, Nell poderwała się z miejsca i zaczeła przyglądać się zdjęciom powieszonym na bordowych ścianach, mając nadzieję, że zobaczy na nich Levisa. Zobaczyła jednak kogoś zupełnie innego i to jedno zdjęcie sprawiło, że zaschło jej w gardle.

Fioletowowłosy chłopak uśmiechał się do niej promiennie, a w jego zielonych oczach błyszczała pewność siebie. W prawej dłoni trzymał statuetkę, na szyi przewieszony miał złoty medal. Ubrany w zieloną koszulkę i ciemnozielone spodenki, cały mokry, ale szczęśliwy chłopak miał może z czternaście lat.

Widząc jej zachowanie, chłopcy podeszli do niej i spojrzeli na zdjęcie.

— To jest...? — Killua uniósł jedną brew i spojrzał na Nell, szukając potwierdzenia. Sama jej mina była wystarczającym dowodem na to, że się nie mylił. Wyciągnęła rękę do zdjęcia i przejechała palcami po szkle, czując narastającą w niej dezorientację.

— Nie rozumiem — szepnęła. Co Kyle miał do zmarłego staruszka, rezydencji i Levisa?

— Wygrał wtedy zawody pływackie — usłyszeli nagle. Jak na komendę odwrócili się w stronę nieznajomego i Nell zamarła.

Chłopak miał rozmierzwione, fioletowe włosy i intensywnie zielone oczy. Ubrany w białą koszulę i czarne, eleganckie spodnie, sprawiał wrażenie rozpieszczonego dzieciaka, jednak jego twarz była łagodna, a spojrzenie w jakiś sposób uspokajało.

Podszedł do nich i spojrzał z nostalgią na zdjęcie, uśmiechając się smutno.

— Miał wtedy jedenaście lat. Chodził z tym medalem przez miesiąc i chwalił się przed wszystkimi w mieście. Nawet kupcy mieli tego dość — zaśmiał się cicho. — Słodki, mały Kylee. Zawsze robił za tego starszego.

Kylee? – Nell zmarszczyła brwi, gdy w jej umyśle zapaliła się czerwona lampka. Kyle nigdy nie pozwalał się tak nazywać. To było przeznaczone dla kogoś. Kogoś ważnego...

— Kim jesteś? — spytał Gon zdezorientowany. — I skąd znasz Kyle'a?

— To ja powinienem zadać te pytania, no ale nich będzie — zaśmiał się chłopak. — Nazywam się Levis Sheen — przedstawił się pogodnie, jednak jego oczy uważnie śledziły reakcję przybyszy. — A Kyle to mój młodszy brat. 

Nell poczuła, jak nogi się pod nią uginają. Chlopcy widząc to chwycili ją pod ramiona, dzięki czemu nie upadła.

Levis Sheen. Vivi. Tak zwykle nazywał go Kyle.

W tej jednej chwili zakaz Kurapiki nabrał dla niej znaczenia. Nie chciał, żeby miała styczność z kimś, kto przypominał Kyle'a. To zaskakujące, jak potrafił się o nią troszczyć. Mimo że była z tych złych.

Dzięki tej jednej informacji zdała sobie sprawę, że Kyle nie chwalił się zbytnio starszym bratem, ani swoją rodziną. Jego przeszłość pozostawała dla niej zagadką. Wcześniej chyba jej to nie przeszkadzało, ale teraz, skoro już miała ku temu sposobność, zamierzała dowiedzieć się możliwie jak najwięcej.

Szkoda tylko, że wtykanie nosa w nie swoje sprawy nigdy nie kończyło się dobrze. Szczególnie dla osób takich jak Nell.