poniedziałek, 13 sierpnia 2018

32: Witaj x W x Domu.

Następnego dnia ruszyli w trasę wcześnie rano. Nell, mimo własnego nacisku by ruszyć jak najwcześniej, z trudem pozbierała się do drogi. Dopiero gdy słońce wynurzyło się zza horyzontu, oprzytomniała do reszty.

— Masz już plan, co zrobisz jak uratujesz rodzinę? — spytał Gon. Dziewczyna wzruszyła ramionami, nie chcąc pokazać, że pytanie, choć z pozoru tak błahe, mocno ją zaskoczyło. Nie myślała o tym. Najważniejszym było, żeby ich uratować.

— Pamiętasz ich chociaż? — Killua spojrzał na nią, nie zmieniając tempa. Z lekkim zawahaniem pokiwała głową, czując, jak jej policzki robią się ciepłe pod wpływem jego spojrzenia. Zakochanie było naprawdę upierdliwe.

— Wiem, że mama miała brązowe, długie włosy. Wiązała je w wysokiego kucyka. Tata miał szkarłatne, ścięte na żołnierza. Wiem też, że mam brata... Ale to tyle. Nie mogę sobie przypomnieć ich twarzy.

— A emocje? Czujesz coś w związku z wspomnieniami?

Pokiwała głową po raz kolejny.

— Wiem, że byłam... Szczęśliwa — odpowiedziała, z wyraźnym wahaniem. — Zaryzykowała bym stwierdzeniem, że lubiłam swoje życie. Nie mam pojęcia, dlaczego ktoś zrobił mi coś takiego.

— Mam nadzieję, że jak dotrzemy do Fallen, wróci ci pamięć.

— Też mam taką nadzieję — zaśmiała się Nell, starając się, żeby głos jej nie zadrżał. Killua spojrzał na nią z ponurym zrozumieniem. On wiedział.

Droga zajęła im mniej niż dziewczyna się spodziewała. Kiedy minęli tabliczkę, na której wyryta była nazwa miejsca, Nell uniosła wzrok. Spodziewała się czego innego... Ale nie tego.
Fallen miało być miastem. Nie nastawiała się na jakieś wygody, ale myślała, że przynajmniej będzie minimalnie zaludnione i będzie miastem z wyglądu. Tymczasem to, na co patrzyła... Było istną ruiną. Rozpadające się domy, niektóre totalnie zniszczone, to tego stopnia, że został z nich tylko gruz. Zarośnięte posesje. Nie było nawet ujadających psów, a samo miejsce przypominało jej bardziej wieś po bombardowaniu, niźli miasto. Fallen było zwykłą, zniszczoną wioską.

— Jesteście pewni, że to tutaj? — spytała, mimo że nie miała co do tego wątpliwości. Raz, że tabliczka, którą minęli, jakimś cudem ocalała, dumnie głosiła nazwę miejsca. Dwa, że gdzieś z tyłu głowy rozpoznawała to miejsce. Wiedziała, że są tu, gdzie powinni być. Wszyscy troje. Te myśli jednak wcale jej się nie podobały.

— Na pewno — oznajmił Gon, przyglądając się mapce, którą dostał od recepcjonistki. — May mówiła, że kilka miesięcy temu cała okolica miała problem z przestępczością. Ponoć Fallen padło ofiarą ataku jako pierwsze. Ludzie zostali wymordowani, miasteczko zniszczono. Nikt nie wie, czemu.

Nell uniosła brwi, nie wierząc w to co słyszy.

— I mówisz mi o tym dopiero teraz?!

Gon najwidoczniej był świadom, skąd brała się jej reakcja, ponieważ uciekł wzrokiem w bok.

— Gdybym powiedział ci wcześniej, ruszyłabyś od razu. A byłaś chora...

Chciała na niego nakrzyczeć. Wrzasnąć mu w twarz, że nie miał prawa zatajać tak istotnych faktów, że jej rodzina może już nie żyć, że jej zdrowie nie powinno go obchodzić. Nie mogła się na to zdobyć. Sam fakt, że się o nią martwił mimo wszystko dużo dla niej znaczył. No i miał rację. W stanie, w jakim była dzień wcześniej, dużo by nie zdziałała. Dlatego wzięła głęboki wdech i wydech, po czym uśmiechnęła się do chłopaka.

— Dziękuję, że się o mnie martwisz, Gon. Ale bez względu na wszystko, nie zatajaj przede mną takich rzeczy, dobrze?

Gon kiwnął głową.

— Przypominasz sobie coś? — spytał Killua, zmieniając temat. Nell przytaknęła, rozglądając się.

— Ta okolica... Na pewno już tu byłam. Przeszukajmy może domy, co wy na to? — zaproponowała, na co chłopcy spojrzeli na siebie porozumiewawczo.

— My przeszukamy — oświadczył Killua, kładąc Gonowi dłoń na ramieniu. — A ty się rozglądnij, okej? Może znajdziesz swój dom i-

— Chwila — przerwała mu dziewczyna. — Chcesz przeszukać domy, ale skąd będziesz wiedział, która rodzina to ta moja?

W tym momencie Zoldyck wyciągnął komórkę i nim Nell zdążyła się zorientować co zamierza, usłyszała trzask migawki.

— O ile ten, kto odpowiedzialny jest za twoją utratę pamięci, nie zaserwował tego twojej rodzinie, powinni cię rozpoznać.

— Pójdę z Nell — oświadczył nagle Gon, na co dziewczyna ponownie uniosła brwi, a Killua przytaknął.

— To może rzeczywiście dobry pomysł — mruknął pod nosem. — Jakby coś, to krzyczcie. Dołączę do was niedługo.

W ten właśnie sposób się rozdzielili. Killua zapukał do pierwszych drzwi, a Nell i Gon ruszyli piaszczystą drogą przed siebie. Szli w całkowitej ciszy. Nell rozglądała się po szarych, praktycznie takich samych domach, nie rozpoznając w nich niczego, co świadczyłoby o tym, że to jej dom. Słońce schowało się za burzowymi chmurami, a ciepło, które czuła Nell, znikło. Z jakiegoś powodu stwierdziła, że teraz wszystko do siebie psuje. Słońce nie powinno dosięgać miasta, które upadło.

— Może kłamał? — odezwał się znienacka Gon, splatając swoją dłoń z tą dziewczyny. Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. Mimo że nic nie powiedziała, zapewne zauważył, że się bała. Ta cała sytuacja niesamowicie ją przerażała.

— Nie kłamał — odpowiedziała. — To na pewno tu, tylko nie wiem, gdzie dokładnie. Patrząc po tym, jak tu wszystko wygląda, mogę mieć problem ze znalezieniem właściwego miejsca. No wiesz, jestem pewna, że zapamiętałam to wszystko nieco... Mniej rozwalone.

Nieco było dużym niedopowiedzeniem, ale oboje o tym wiedzieli.

Wioska była większa niż przypuszczali, jednak zdecydowanie nie była miastem. Od pewnego miejsca nie było nic oprócz gruzu i to w całkiem pokaźnej ilości. Jedyny plac jaki to miejsce posiadało, był większą, zarośniętą polanką, w centrum której stał sklep. Wyglądało to nieco śmiesznie, z drugiej strony było niecodzienne.

— Nie wydaje ci się, że budowanie sklepu na środku zarośniętej polany nie trzyma się kupy? — spytała Gona. Chłopak kiwnął głową.

— W dodatku... Jeśli przyjrzysz się otoczeniu, zauważysz, że jest zapuszczone o wiele za bardzo jak na trzy miesiące. Coś tu jest nie tak, Nell. Myślę, że powinniśmy znaleźć Killuę.

Dziewczyna przytaknęła, czując jak jej żołądek zawiązuje się w słup. Opuszczona wioska, całkowicie zniszczona. Dlaczego wszyscy mówili, że to miasto? Czy ten gruz... Czy to mogło być kiedyś miasto? Czy to możliwe, żeby na tak wielkiej powierzchni nie ostał się nawet jeden, większy budynek? Co się tu do cholery stało? Dlaczego recepcjonistka powiedziała Gonowi, że to miasto? Czy tu naprawdę ktoś po coś przyjeżdżał?

Nim jednak połączyła wszystko w całość, ściana deszczu runęła na nich bez zapowiedzi, w kilka sekund przemaczając parę nastolatków do suchej nitki. Gon chwycił pewniej dłoń dziewczyny i pociągnął ją do najbliższego domu. Kiedy wpadli do środka, nie przejmując się pukaniem, Nell stanęła jak wryta. Mimo że wszystkie meble były roztrzaskane, mimo że nie miała prawa rozpoznać tego miejsca, w jej głowie pojawił się obraz umeblowanego pomieszczenia - ciemnej kanapy w prawym, górnym rogu pomieszczenia, kremowej szafy naprzeciwko wejścia, ohydny, pomarańczowy dywan, którym wyłożona była podłoga, a z którego zostały tylko strzępy.

Brakło jej oddechu. Upadła na kolana, zmuszając Gona tym samym, by poszedł w jej ślady.

— Nell?!

— Pamiętam to miejsce! — wydusiła z siebie, powoli łapiąc oddech. To nie było miejsce i czas na atak paniki, nie wiadomo skąd i dlaczego.

— To twój dom?!

Na to pytanie, pokręciła przecząco głową.

— Nie. Mój dom... — wstała z klęczek i na drżących nogach przeszła do drugiego pomieszczenia, po czym dopadła okna. — Mój dom jest...

Urwała, patrząc przed siebie. Tam, gdzie powinien być jej dom... Nie było nic oprócz zarośniętych zgliszczy. Wyglądało na to, że ktoś postanowił spalić go już dawno temu.

— Mój dom jest... Był...

Ponownie urwała, czując, jak gardło ściska jej się z żalu, a oczy zachodzą łzami. Pokazała więc ręką na miejsce, o które jej chodziło, na co Gon tylko ścisnął jej dłoń w geście współczucia.

— Przykro mi, Nell.

W tym samym momencie usłyszeli szelest za plecami. Gwałtownie obrócili się, by zobaczyć chłopaka, opierającego się nonszalancko o przeciwległą ścianę. Miał na sobie zwykły, czarny komplet ciuchów. Jego kasztanowe włosy były w totalnym nieładzie. Grzywka opadała na czarną maskę karnawałową, która zasłaniała do połowy jego twarz. Złote oczy mierzyły przerażoną Nell spojrzeniem. Znała go.

— Gon. — Ścisnęła mocniej rękę przyjaciela. — To ten gość z karnawału.

Freecss spojrzał na nią z zaskoczeniem.

— Ten, który powiedział ci, gdzie masz iść?

Chłopak przed nimi parsknął śmiechem i odepchnął się od ściany, na co Nell i Gon automatycznie przyjęli pozycje bojowe.

— Nie musicie się mnie bać — powiedział szatyn, na ich ruch. — Znaczy, powinniście. Ale nie na was mi zależy.

— Co? — zdziwił się Gon. Nell w tym samym momencie poczuła, jak robi jej się gorąco.

— Killua — szepnęła, rzucając zielonowłosemu przerażone spojrzenie. — Chodzi mu o Killuę.

— Oj daj spokój. — Chłopak przed nimi machnął ręką. — Przecież się domyślałaś. Tak samo jak tego, kim jesteś i jaka jest twoja rola w tym wszystkim.

Pokręciła głową, widząc w oczach szatyna potwierdzenie. Owszem, brała pod uwagę to o czym mówił, ale to nie mogła być przecież prawda!

— Nell, o czym on mówi?

Niepewny głos Gona sprawił, że jej serce ścisnęło się z żalu. Spuściła głowę i wlepiła wzrok w drewnianą, brudną podłogę.

— Och, to bardzo proste — zaśmiał się szatyn, sięgając za głowę. — Jej zadanie polegało na przyprowadzeniu Zoldycka do Fallen.

— Nieprawda — szepnęła dziewczyna, odsuwając się pod ścianę.

— Taki od początku był plan.

W tym samym momencie trzasnęły drzwi i białowłosy wpadł do pokoju.

— Gon, mamy kłopoty...!

Freecss spojrzał na niego przerażonym spojrzeniem.

— Killua...!

— Dobrze się spisałaś — odezwał się ponownie szatyn, po czym ściągnął maskę. Nell uniosła głowę i jej oczy rozszerzyły się w przypływie szoku. Mogła o wielu rzeczach nie pamiętać, ale w chwili, gdy na niego spojrzała, wspomnienia o nim zalały jej umysł.

— Kirei...?

Killua na to imię gwałtownie się spiął i przyjął pozycję bojową.

— Gon, to skrytobójca — powiedział do przyjaciela. Jego głos wręcz ociekał złością. — Hashikaruko.

Szatyn kiwnął głową, uśmiechając się szeroko.

— Widzę, że twoja rodzinka doinformowała cię na mój temat. Szkoda, że nie wiedzieli wszystkiego. — Spojrzał na przerażoną Nell, po czym jego uśmiech się zmienił, na łagodniejszy, bardziej czuły.

— Nell? — Killua spojrzał na dziewczynę, która przerażona patrzyła na nastolatka przed sobą. Na swoje imię, dwróciła głowę w jego stronę.

— Killua, przepraszam...

— Nie powinnaś go przepraszać — zaoponował Kirei. Jego złote oczy wyrażały dumę i szczęście. Podszedł do niej i wyciągnął rękę w jej stronę, na co ona gwałtownie odepchnęła Gona na bok. Lekko się zdziwiła, gdy dłoń szatyna dotknęła miękko jej włosów, by po chwili zjechać po nich aż na szyję. Spojrzała w górę i gdy ich spojrzenia się spotkały, domyśliła się.

— Nie mów tego — szepnęła. Jej serce biło jak szalone, gardło ściskało się z rozpaczy. — Błagam, nie mów tego.

— Cii — przerwał jej, robiąc kciukiem kółka na jej szyi. — Będzie dobrze.

— Nell! — Gon zrobił krok w jej stronę, jednak gdy druga dłoń szatyna spoczęła na szyi dziewczyny w ramach ostrzeżenia, zatrzymał się.

Kirei uśmiechnął się ponownie, tym razem jednak jakby ze współczuciem i już wiedziała, że nie odpuści.

— Witaj w domu, Zoey.

Za raz po tym pochłonęła ją ciemność.

****************

Troszku krótszy, ale bywa, słoneczka <3

#Meiko

sobota, 11 sierpnia 2018

31: Ty x To x Ty.

— Trzydzieści dziewięć i pół — oświadczył Killua, patrząc na termometr. — Mogłabyś już spokojnie iść do szpitala z taką temperaturą.

Nell skrzywiła się na te słowa, co zmartwiło Gona.

— Bardzo boli cię głowa?

— Troszkę — zaśmiała się, choć nie było jej do śmiechu. ,,Troszkę" oznaczało ból całej czaszki i zimno na ciele. Czuła się jakby ktoś podkręcił klimatyzację, mimo że w pokoju było całkiem ciepło, sądząc po ubiorze chłopaków. Miała ochotę po prostu iść spać, ale przecież nie mogła sobie od tak zasnąć, kiedy miała misję do wykonania. — Kiedy ruszamy?

— To zależy, kiedy wyzdrowiejesz — odparł Freecss, siadając na skraju łóżka. — W takim stanie możesz mieć problem z marszem, a co dopiero z walką.

— Nie mam zamiaru walczyć — odpowiedziała na to dziewczyna. — Chcę znaleźć rodziców i się zwinąć, zanim ten cały skrytobójca się zorientuje.

— Gon ma rację. — Zoldyck oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na piersi. — W tym stanie jesteś totalnie bezużyteczna. Powinnaś się teraz skupić na sobie. Im szybciej wyzdrowiejesz, tym szybciej ruszymy do Fallen. Na w półżywa nikogo nie uratujesz.

Dziewczyna nadymała policzki w geście niezadowolenia, na co Killua przewrócił oczami, a Gon zaśmiał się cicho.

— Idę po świeżą wodę — oznajmił zielonowłosy, po czym wyszedł z pokoju, zostawiając Killuę i Nell samych. Kiedy tylko drzwi się za nim zamknęły, spojrzeli na siebie i jednocześni otworzyli usta by coś powiedzieć. Widząc to, zapadła cisza. 

— Nie możecie ze mną iść — zaczęła w końcu dziewczyna, zamykając oczy. Miała wrażenie, jakby ktoś pukał jej młotkiem w głowę i nie było to wcale przyjemnym uczuciem. Killua usiadł na łóżku i milczał przez chwilę. 

— Głupek z ciebie. Naprawdę myślisz, że zostawimy cię, gdy oznajmiłaś, że idziesz do miasta, w którym żyje skrytobójca?

— Czy on przypadkiem nie poluje na Zoldycków? — odpowiedziała pytaniem na pytanie. Znów milczenie. — Wyobraź sobie reakcję Gona, gdy ten cały Hashirako zabije cię na jego oczach...

— Hashikaruko, Nell — poprawił ją głosem pełnym powagi. — Nie sądzę, żebym dał się zabić. Po za tym, nawet nie wiem, czy on zdaje sobie sprawę jak wyglądam. 

— Mam nadzieję, że nie idziesz tam dla zemsty.

Killua uniósł brwi.

— Zemsty?

— Ponoć zaatakował kogoś z twojej rodziny, prawda? Mruczałeś coś o tym jak się pakowałam.

Kiwnął głową, czego ona nie widziała, dlatego po chwili zreflektował się cichym, potakującym mruknięciem.

— Nie mam o co się mścić. Moje rodzeństwo nie ucierpiało aż tak. Po za tym... Zabijanie to rodzinny biznes, nie robimy tego dla przyjemności. 

— Hmm...? — Nell otworzyła oczy i spojrzała na Zoldycka z zaciekawieniem. — Czyli gdybyś miał zlecenie, żeby mnie zabić... Zabiłbyś?

Zoldyck zamyślił się, słysząc to pytanie. Czerwonowłosa przeniosła spojrzenie na widok za oknem. Deszcz padał od kilku godzin, zalewając dachy i ulice. Lubiła szum, który mu towarzyszył. Mniej przepadała za dźwiękiem wody uderzającej o parapet, ale nie można mieć wszystkiego.

— Prawdopodobnie nie miałbym za wielkiego wyboru — oświadczył w końcu białowłosy. — Zlecenie to zlecenie. Gdybym nie zrobił tego ja, ktoś inny z rodziny dokończyłby za mnie robotę. Dlatego między innymi uciekłem. Nikt nie lubi jak ktoś inny decyduje o tym, co masz robić. 

Nell kiwnęła głową, w pełni rozumiejąc jego podejście... Z jakiegoś powodu. Naprawdę czuła, że rozumie. Może ich doświadczenia nie były aż tak różne, jak jej się wydawało. 

— W każdym razie... — Odchrząknęła, chcąc pozbyć się skrępowania. — Nie powinniście ze mną iść. I tak już dużo dla mnie zrobiliście. To będzie niebezpieczne, jeśli ze mną pójdziecie, może się wam-

— Daj sobie spokój — przerwał jej Killua. Zamilkła. — Po pierwsze, nie uświadamiaj mnie w czymś, o czym mam większe pojęcie od ciebie. Po drugie, żaden z nas sobie nie odpuści. Nie chcę wiedzieć, jak załamałby się Gon, gdybyś została zamordowana, a ja przekonałbym go, żeby cię zostawić. — Urwał na chwilę, patrząc na nią wyczekująco. Gdy skrzywiła się, upewniając go, że rozumie, kontynuował. — Zrozum, że dla Gona... Jeśli kogoś polubi, nie jest ważne jaki jest, ani co zrobił. Strata przyjaciela mogłaby go załamać.

I wtedy Nell zrozumiała. 

— On jeszcze nigdy nikogo tak naprawdę nie stracił, co nie?

Zoldyck kiwnął lekko głową. 

— Prawdopodobnie. 

To miało sens. Gon Freecss był w gruncie rzeczy dzieckiem. W dodatku, jego pogląd na świat różnił się od tego większości ludzi. Był taki... Niewinny. Z drugiej jednak strony, śmierć ludzi nie robiła na nim większego wrażenia. Jak mógł pozostawać uśmiechnięty, gdy tyle zła działo się wokół niego? Czy to na pewno było normalne? Co by się stało, gdyby kogoś stracił? Gdyby umarł ktoś mu bliski, jak Killua? Chociaż nie trzeba było dużo, żeby stać mu się bliskim. Nell miała świadomość, że Gon się do niej przywiązał przez te pół roku. Wiedziała też, że miał dużo mocy. Emanował nią, chociaż nie do końca wiedziała, na jakiej zasadzie to czuje. Gdyby wybuchł... Mogłoby być nieciekawie.

— Nad czym myślisz?

Spojrzała na Zoldycka i otworzyła usta, by mu odpowiedzieć, szybko jednak zmieniła zdanie.

— Nie ważne — odpowiedziała z uśmiechem. Nie musiał wiedzieć. To i tak niczego by nie zmieniło, a znając życie, już o tym myślał. — Prześpię się trochę. A ty idź poszukaj Gona, bo chyba się zgubił. 

Killua kiwnął głową i w spokoju obserwował, jak dziewczyna zakopuje się w kołdrę i zamyka oczy. Następnie wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Gona rzeczywiście nie było długo i miał nadzieję, że nic mu się nie stało. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, nie zdziwiłby się, gdyby teraz jego przyjaciel był w śmiertelnym niebezpieczeństwie. 

Na szczęście, nie był. No chyba że śmiertelnym niebezpieczeństwem była recepcjonistka, ponieważ Gon stał przy recepcji i radośnie świergotał do kobiety, a ona słuchała go z wyraźnym zainteresowaniem. Kiedy spojrzała na Killuę, który właśnie wszedł do holu, Gon odwrócił się i uśmiechnął szeroko. Podszedł do Killuy, a woda w misce zafalowała pod wpływem kroków.

— Ty chyba wszędzie zjednasz sobie ludzi — zaśmiał się Zoldyck, na co Gon wzruszył ramionami, nie przestając się uśmiechać. 

— Chciałem się tylko czegoś dowiedzieć, ale dobrze mi się rozmawiało i się zagadałem. Co z Nell?

— Zasnęła — odparł Killua. Zielonowłosy kiwnął głową i razem wrócili do pokoju, gdzie chłopak zmienił Nell okład. Zoldyck przyglądał się temu w milczeniu, nie wiedząc jak na to zareagować. Patrząc na dziewczynę uświadomił sobie coś, o czym prawdopodobnie Gon albo nie myślał, albo jeszcze tego nie zrozumiał.

Ich przygoda z Nell powoli dobiegała końca. 

Te pół roku, które spędzili razem miało mieć swój koniec w przeciągu kilkudziesięciu godzin. Z jakiegoś powodu go to smuciło. Oczywiście, Nell była denerwująca na swój sposób. Głośna, pyskata, zbyt pewna siebie i płakała o byle co. Mimo to posiadała kilka pozytywnych cech i Killua bał się, że będzie przez nie za nią tęsknił. Za jej uśmiechem. Zrozumieniem. Złotymi, pełnymi radości oczami. Wymądrzaniem się. Za kłótniami z nią o byle błahostki. Za zapachem czekolady, którą pachniała, nie wiadomo dlaczego.

— Killua, wszystko w porządku?

Głos Gona wyrwał go z zamyślenia. Uniósł głowę i spojrzał na przyjaciela z dezorientacją.

— A co?

— Jesteś cały czerwony na twarzy — wyjaśnił Freecss z niepokojem. — Może ty też powinieneś się położyć?

— Może powinienem — wymruczał Killua z zawstydzeniem. Położył się na swoim łóżku i zamknął oczy, dziękując w myślach, że Gon w niektórych tematach był totalnie zielony.

**

Następnego dnia Nell czuła się o wiele lepiej, więc postanowili wyruszyć. Do Fallen z Sandcity mieli półtora dnia marszu. Zapłacili za nocleg, zrobili zapasy w sklepie i ruszyli w drogę.

W przeciwieństwie do dnia poprzedniego, niebo było bezchmurne, a słońce grzało niemiłosiernie. Nie zniechęciło ich to jednak, by wyruszyć - być może dlatego, że Nell nie brała pod uwagę innej opcji. Nie chcieli korzystać ze środków komunikacji, mimo że były dostępne. Po ostatniej przygodzie zgodnie stwierdzili, że skoro na tym odcinku drogi jest taki problem, mogą się przejść pieszo. Dopiero po południu, od przejeżdżającego kupca, dowiedzieli się, że połączenie Sandcity - Fallen zostało zawieszone ze względu na wczorajszy incydent. Wtedy jednak byli już daleko za miastem, więc nie robiło im to większej różnicy.




 Wieczorem upał zelżał, a krajobraz zaczął się zmieniać, im dalej brnęli przed siebie. Pustą przestrzeń zaczęły zastępować drzewa, aż w końcu szli przez las. Nie rozmawiali, zachowując czujność. Nikt nie chciał kolejnego porwania, a kto wiedział, co się działo w tej okolicy. 

Gdy zrobiło się zbyt ciemno na marsz, postanowili rozbić obóz. Killua i Gon poszli nazbierać gałęzi, a Nell została na środku trasy, wlepiając tępo wzrok w światło małej latarki, którą zawsze ze sobą nosiła.

Już jutro dotrą do Fallen. 

Nie wiedziała, co czuła w związku z tym faktem. Chaos w jej sercu dorównywał mętlikowi w jej głowie. Nie chciała się rozstawać z chłopakami, jednak z drugiej strony miała przeczucie, że powinna zmusić ich do zawrócenia. Coś było nie tak. Nie wiedziała, co robić. Słuchać się przeczucia, czy zdrowego rozsądku? Zazwyczaj polegała na intuicji, a ta podpowiadała jej, że nie powinna wpuścić chłopaków do Fallen. Z drugiej jednak strony, co ona miała do gadania? Zawsze mogli powiedzieć, że oni też chcą coś załatwić w mieście i nie mogła im tego zabronić. Mimo że chciała. 

Kiedy nastolatkowie wrócili, rozpalili ognisko. Nell przysłuchiwała się ich rozmowie, o jakiejś Wielorybiej Wyspie, ale szybko uciekł jej wątek i pochłonęły ją własne myśli.

W końcu, ostatnio sceneria jej snów się zmieniła i nie wiedziała, czy powinna się podzielić tym z chłopakami, czy po prostu trzymać język za zębami. Gdyby zdecydowałaby się im powiedzieć, mogłaby mieć pewność, że nie puszczą jej samej. Jednak im bliżej Fallen byli, tym więcej wspomnień napływało jej do głowy i upewniało w jednym - nie była dobrym człowiekiem. 

— Killua, Gon...

Chłopcy przerwali rozmowę i spojrzeli na nią z zaciekawieniem. Oderwała wzrok od ognia i spojrzała na nich.

— Błagam was, nie idźcie ze mną.

Zapanowało milczenie.

— Czemu tak mówisz, Nell? — Gon wyglądał na zasmuconego. — Nie chcesz z nami podróżować?

Pokręciła głową, czując, jak gardło ściska jej się z żalu. Jak miała im to wyjaśnić, żeby zrozumieli?

— Nie o to chodzi. Po prostu... Tam nie jest bezpiecznie!

— Wiemy to — Killua uśmiechnął się zadziornie. — A jak myślisz, czemu tam z tobą idziemy? 

— Nie pozwolimy cię skrzywdzić — dodał Gon, a ona nie wytrzymała. Czując jak do jej oczu napływają łzy, szybko położyła się na bluzie, którą wcześniej rozłożyła i zakryła twarz włosami. Nie pozwoliła sobie na długi płacz, tylko pojedyncze łzy popłynęły po jej nosie i policzku. Szybko starła je wierzchem dłoni. Nie mogła się mazgaić. 

Nie wiedziała, ile tak leżała, jednak po pewnym czasie usłyszała cichutkie chrapanie Gona. Killua dorzucił drewna do ogniska i westchnął. 

— A więc? Powiesz mi o co chodzi? — Wzdrygnęła się na bezpośrednie zwrócenie do niej. — Wiem, że nie śpisz — dodał już ciszej. Po chwili usłyszała szuranie. — Nell? — szepnął Zoldyck.

Jej oczy rozszerzyły się w przypływie zaskoczenia. Słyszała go blisko siebie. Za blisko.

Odwróciła się powoli, by z lekkim stresem odnotować, że chłopak leży bardzo blisko niej. Ich czoła dzieliły zaledwie centymetry. Było to trochę za mało jak na jej gust, ale z drugiej strony...

— Powiedz mi — szepnął ponownie. Jego oczy błyszczały w świetle płomieni ogniska. Wydawały się jeszcze bardziej niebieskie niż zazwyczaj. Jeszcze bardziej hipnotyzujące. Mogłaby patrzeć w nie godzinami. 

Bywało różnie między nią a Killuą. Na początku często się kłócili i wyzywali. Nie lubili się i nie wyobrażali sobie normalnego przebywania w swoim towarzystwie. Później jednak dużo się zdarzyło. Po jakimś czasie zaufali sobie. W tej chwili Nell zdawała sobie sprawę zarówno z wad jak i zalet chłopaka. Był irytujący, dziecinny, miał fioła na punkcie słodyczy. Zawsze myślał za wszystkich, przez co wydawało jej się z początku, że się wymądrzał. Później dopiero zrozumiała, że tak naprawdę szukał wyjścia z sytuacji dobrego dla nich wszystkich. Nawet dla niej. W końcu zaakceptował ją jako część drużyny. Jako przyjaciółkę. Nie wyśmiewał jej problemów, nie kpił z jej fobii, nie twierdził, że wie lepiej. Troszczył się również o nią, na swój pokręcony sposób. Nie chciał się do tego przyznać, ale chciał, żeby wiedziała. Żeby zauważyła. Pod tym względem był całkowitym przeciwieństwem Gona. Miał swoje wady i zalety. Nie był zimnokrwistym zabójcą, jak wcześniej myślała. Co prawda wiedziała, że potrafił zabić człowieka i się tym specjalnie nie przejąć, ale był też zdolny do uczyć. Nie był maszyną do zabijania. 

— Nell?

— Jestem złym człowiekiem, Killua — szepnęła. — W moich snach... Nie. W moich wspomnieniach... — przełknęła ślinę. — Zabijałam ludzi. Wiele. Zapewne czasem nawet niewinnych. Nie wiem dlaczego. Po za tym... Mam wrażenie, że kiedy wejdziecie ze mną do Fallen, zginiecie. Mam nadzieję, że moje wspomnienia wrócą, gdy tam dotrzemy, ale mogę nie być już tą Nell, którą poznaliście. Nie wiem, co mnie spotkało. Może straciłam pamięć z własnej winy. Może zobaczyłam coś, co mnie przerosło i postanowiłam zapomnieć. Jeśli odzyskam te wspomnienia... Jeśli rzeczywiście jestem tak złym człowiekiem...

— Nie jesteś raczej gorsza niż ja — zażartował Killua z lekkim uśmieszkiem błąkającym mu się po ustach. Parsknęła śmiechem.

— Tego nie wiesz.

— To prawda — przytaknął jej. — Ale znam siebie. Wiem, co robiłem w życiu. Nie zliczę ilu ludzi zabiłem. Nie zawsze byli to źli ludzie. To była moja praca i tego się trzymałem. Nie wiem, czy to było złe. Kto niby może to wiedzieć? Niby z jakiej racji ktoś mi ma narzucać swoją definicję dobra i zła?

Uniosła brwi, powoli rozumiejąc o co mu chodziło.

— Killua...

— Twoje wspomnienia tworzą to jaka jesteś. Ale ty sama również o tym decydujesz. Bez względu na to, co robiłaś... Kim byłaś... Możesz podjąć decyzję, kim chcesz być. Nie musisz słuchać ludzi, którzy mówią ci jak masz żyć. W końcu... To twoje życie, Nell. A ty to ty. Z biegiem czasu możesz się zmienić, ale dalej będziesz sobą. Po prostu... — urwał na chwilę, szukając właściwych słów. — Będziesz miała więcej wspomnień, które mogą cię wkurzać. 

Uśmiechnęła się na jego słowa. Czuła, że jej policzki płoną, ale nie przejęła się tym zbytnio. Killua też był czerwony i to zapewne bardziej niż ona. Chciała, żeby też się w niej zakochał. Jednak czas, żeby to osiągnąć, dobiegł końca. Zbyt długo bała się przyznać do swoich uczuć sama przed sobą, by coś z nimi zrobić. Dlatego zaniechała tego, na co miała tak wielką ochotę.

Gdyby tylko wiedziała, że serce Killuy biło tak samo szybko, być może jednak by go pocałowała...





środa, 1 sierpnia 2018

30: On x Zasługuje x Na x Miłość.

Wspaniale.

To było pierwsze co pomyślała Nell po otworzeniu oczu. Wokół niej panowała czerń, mocna i nieprzejrzysta. Gdy wyciągnęła ręce przed siebie, natrafiła na coś już w połowie drogi. Delikatnie wybadała dotykiem otoczenie wokół. Szybko zorientowała się, że została zamknięta w czymś ciasnym. Miała tylko nadzieję, że to nie trumna.

Opanowanie ataku paniki nie było łatwym zadaniem. Szybko zamknęła oczy, by następnie wziąć kilka głębszych oddechów. Z kieszeni wygrzebała podręczną latarkę i włączyła ją. Przez niewielkie światło zdołała ostatecznie rozeznać się w czym leżała. Skrzynia. Cholerna, drewniana skrzynia. Dlaczego? Kto? Po co?

Z całej siły, na jaką pozwalało jej ograniczenie ruchów, uderzyła w drewno, jednak to tylko lekko stęknęło. Nie miała się jak wydostać i z pewnością brakowało jej na to sił. Pozostało jej tylko czekać, aż ktoś otworzy skrzynie w celu sprawdzenia czy żyje. O ile komuś zależało na tym, żeby była żywa.

W co ja się znów wpakowałam?

Jakby samo to, że jechała do miasta skrytobójców już nie wystarczało.

Mocowała się jeszcze chwilę z pokrywą nad nią, by w końcu odpuścić. To było bez sensu. Nie miała sił się wydostać. Jak chciała uratować rodziców, skoro nie umiała poradzić sobie z głupim drewnem? A jeśli ktoś wcale nie chciał, żeby żyła? Jeśli zakopią ją żywcem, kilka metrów pod ziemią i umrze w męczarniach? Jej serce zaczęło bić w przyspieszonym tempie. Nie chciała tak umierać. Zdecydowanie nie tak.

Zaczęła się szarpać, próbując jakimś sposobem wyrwać klapę z zawiasów. Przecież nie mogła być aż tak dobrze przymocowana! Szybko jednak się uspokoiła, gdy przez szpary w drewnie rozbłysło światło. Szuranie butów rozniosło się echem po pomieszczeniu, aż się skrzywiła. Mimowolnie przyrównała je do kroku Killuy. Zoldyck zawsze chodził bezszelestnie, skradał się niczym kot, nawet jeśli nie miał takiego zamiaru, przez co miała odwieczne wrażanie, że znika i pojawia się znikąd. Ten, kto waśnie wszedł, a raczej ci, mieli ciężki, głośny krok.

— Mówiłem ci, że nic się tu nie dzieje, Carl — odparł jeden z mężczyzn, grubym, niskim głosem. — Masz paranoje, dzieciaku.

— Może i mam, ale jak ktoś nas na tym nakryje, będziemy mieli przechlapane. — Głos Carla pasował jej do chłopaka maksymalnie osiemnastoletniego, co wzięłą za dobrą monetę. Nie wiedziała ilu wrogów będzie musiała pokonać, żeby wydostać się z miesca, w którym była. Ale osiemnastolatek nie powinien stanowić dla niej większego wyzwania. Już bardziej skomplikowana była ta skrzynia. Jak to się do cholery otwiera...?

— Poczekaj chwilę. — Starszy mężczyzna przeszedł obok jej skrzyni i poszedł dalej, by w końcu przystanąć. Na chwilę nastała cisza. — Carl, mieliśmy tu komplet?

— Tak, czemu pytasz?

— Tu są puste skrzynie.

I w tym samym momencie trzasnęły drzwi, po czym zgasło światło. Nell wstrzymała oddech, kompletnie zdezorientowana. Rozległ się krzyk; najpierw mężczyzny, potem nastolatka.Po chwili znów rozbłysło światło.

— Dobra, pierwsza część odhaczona. — Usłyszała znajomy głos. Serce zabiło jej szybciej. — A teraz poszukajmy tej szczęściary. Masakra. Myślałem, że to my ciągle pakujemy się w kłopoty, ale ona...

W tym samym czasie Nell, po ocknięciu się z pierwszego szoku, zaczęła się gwałtownie szarpać, czym przerwała monolog chłopaka.

— Oho.

Już po kilku sekundach coś mocno szarpnęło jej skrzynie. Usłuszała szczęk metalu i wieko skrzyni, w której była uwięziona, podniosło się, ukazując znajomą twarz. Killua uśmiechnął się do niej zadziornie. Jego oczy błyszczały z rozbawienia i satysfakcji.

— Co ty byś bez nas zrobiła?

Poczuła jak gardło ściska jej się zwiastując płacz, a oczy zachodzą łzami ulgi. Gwałtownie przyciągnęła chłopaka do siebie i oplotła go ramionami, podciągając nosem. Tak się cieszyła że go widzi! Killua dopiero po chwili oddał uścisk i wtulił się w jej ramię, czując pewnego rodzaju ulgę. Wiedział, że puszczanie jej samej to zły pomysł, więc przystał z ,,niechęcią'' na propopozcję Gona, żeby jechać z nią incognito. Nazwisko skrytobójców szymiało mu w głowie, nie dając spokoju. Nawet jeśli jego rodzina zabiła większośc z nich, został jeszcze chłopak. Zrozpaczony i chętny zemsty za zabójstwo siostry i rodziców. Poniekąd to rozumiał. W końcu on bez wyrzutów sumienia zabiłby kogoś, kto zrobiłby krzywdę Alluce. Między skrytobójcami, a zabójcami na zlecenie nie było wielkiej różnicy. Po prostu jedni robili to z ukrycia, a drudzy byli ogólnodostępni i wcale nie kryli się z tym, co robią. Oczywiście, nie rozdawali swoich zdjęć na prawo i lewo, ale wysatrczyło nazwisko, by wszyscy wiedzieli z kim mają do czynienia.

Uniósł wzrok, by napotkać szeroki uśmiech Gona. To z kolei przywróciło go rzeczywistości. Gwałtownie odsunął się od dziewczyny i spojrzał w bok, czując, jak robi mu się gorąco. Niedorzeczność.

— Wyłaź z tej skrzyni. Musimy uwolnić resztę ludzi i zadzwonić po policję. — Stał przez chwilę w miejscu, jakby nad czymś myśląc, po czym podał: — Uwolnijcie ludzi. Ja zajmę się resztą tej bandy i może dowiem się czego chcieli.

I zmył się z pomieszczenia, nim ktokolwiek zdążył wyrazić swoje zdanie.

Nell wyszła ze skrzyni i przytuliła Gona, dziękując za ratunek również jemu, po czym zabrali się za otwieranie pozostałych skrzyń. Na oko, było ich około czterdziestu, może wiecej. Gon podchodził po kolei do każdej i jednym szarpnięciem wyrywał kłódkę z metalu, powodując tym ciężki szok u czerwonowłosej.

— Nie wiedziałam, że jesteś taki silny — zaśmiała się lekko histerycznie, podnosząc wieko za wiekiem. Gon uśmiechnął się do niej.

— To dzięki treningom.

Niby jakiego rodzaju były to treningi???, pomyślała nastolatka, patrząc na chłopaka. Żeby zerwać kłódkę tak bez żadnego wysiłku... Nie bez powodu dostał licencję.

Pracowali w ciszy, co Nell przyjęła z niejakim zdziwieniem. Przyzwyczajona była do ciągłej paplaniny Gona o wszystkim, co mu ślina na język przyniesie, tymczasem on milczał, jakby zamyślony.

— Wszyscy są jeszcze pod działaniem środku usypiającego — zauważyła Nell na głos, by przerwać ciszę. — Dlaczego wy obudziliście się jako pierwsi? — Milczenie. — Gon?

— Zakochałaś się w Killui, prawda?

Gwałtownie wciągnęła powietrze, słysząc pytanie. Gon uniósł głowę i przewiercił ją spojrzeniem złotych oczu. Był poważny, zbyt poważny jak na niego. Uniosła brwi, starając się przybrać jak najnaturalniejszy wyraz twarzy.

— Oszalałeś? — spytała najspokojniej na świecie, czując, jak jej serce bije w szaleńczym tempie. — Dlaczego niby miałabym...

—Rumienisz się — wszedł jej w słowo. Skrzywiła się.

— To bardzo zawstydzające pytanie, wiesz? — odpowiedziała na to. — Killua jest przystojny, ale... No. To zabójca na zlecenie. Raczej niebezpiecznie jest zakochiwać się w kimś takim.

Nie wierzyła, że potrafiła tak kłamać. Ale nie chciała, żeby Gon wiedział. Wciąż liczyła, że zakochanie w Killui jest tylko chwilowe. W końcu, był z Zoldycków. Tajemniczy, przystojny, taki, za którym szalały dziewczyny... Ach, bzdura. Tajemniczy? Niby kiedy? Killua Zoldyck był poważny i śmiercionośny kiedy trzeba, jednak na codzień bardziej przypominał jej rozkapryszonego dzieciaka z bogatego domu, pochłaniającego słodycze  w tempie ekspresowym i kilogramowych ilościach. I do tego nie tył. Był denerwujący i zawsze mówił to, co myślał. Do tego był chyba najinteligentniejszy z całej ich ekipy i najszybciej łączył wątki, co trzeba było mu przyznać. Potrafił być opiekuńczy i czasem naprawdę miły, na swój sposób. Był też przesadnie ostrożny i przewrażliwony na punkcie bezpieczeństwa Gona. Miał dużo negatywnych cech, ale nie wynikały one z niego, a bardziej ze sposobu wychowania. Widziała, że z tym walczył i była to samotna walka. Może to właśnie dlatego tak troszczył się o Gona. Ponieważ był osobą, która zaakceptowała go od stóp do głów, z całym bagażem doświadczeń i historią. Był jedyny w swoim rodzaju, przez co, gdyby zniknął, Killua znów byłby samotny.

— To niesprawiedliwe — powiedział Gon, odrywając kolejną kłódkę. Nell podniosła wieko i spojrzała na niego z zaciekawieniem.

— Co jest nie sprawiedliwe?

— On nie decydował, w jakiej rodzinie się urodzi — zaczął, nie patrząc na nią. — Nie wybierał sobie zawodu, zrobili to za niego. Wszystko co miał, narzucono mu z góry. Ale odciął się od tego i stara się żyć jak zwykły chłopak. Nie chce być zabójcą. Zasługuje na miłość tak samo, jak każdy inny.

— Wiem o tym — odpowiedziała Nell, czując wstyd. — Nie twierdzę, że on nie zasługuje na miłość. Wręcz przeciwnie. Tak naprawdę, to ja...

— Skończyliście już?

Podskoczyli, słysząc głos Killui. Białowłosy wszedł do pomieszczenia i rozejrzał się, po czym uniósł brwi.

— Zostało wam ponad dwadzieścia skrzyń?! Co wyście tu robili???

Gon i Nell spojrzeli po sobie ukradkiem. Dziewczyna uśmiechnęła się do zielonowłosego i przeniosła wzrok na Killuę.

— Próbowałam wyciągnąć od Gona dlaczego obudziliście się pierwsi, ale nie chce mi powiedzieć.

Zoldyck parsknął śmiechem i zaczął sprawnie, po kolei rozwalać kłódki, wyręczając przyjaciół.

— To akurat nie jest więlką tajemnicą. Jestem odporny na trucizny, więc podanie, nawet dożylnie, środku uspypiającego, niewiele mi zrobiło. A Gon...

— Udawałem, że zasnąłem — wyjaśnił Freecss. — Szybko nas wynieśli, bo im maski szwankowały.

Nell kiwnęła głową, patrząc z szokiem jak Killua rozwala kłódki i podnosi pokrywy. Robił to o wiele zręczniej niż oni i szybciej. Po chwili robota była skończona.

— To byli handlarze ludźmi — oznajmił Zoldyck. Otrzepał ręce i schował dłonie do kieszeni. — Mieli się obłowić, ale im nie pykło. Policja już jedzie. Powinniśmy się zwijać.

Nagle Nell zerwała się z miejsca i podbiegła do swojej skrzyni. Następnie odwróciła się do chłopaków, blada jak papier.

— Co się stało? — spytał Gon, zaniepokojony jej reakcją.

— Mój plecak — szepnęła. —Muszę go znaleźć.

Killua słysząc to, przewrócił oczami.

— Kupisz sobie nowy.

— Mam tam karty pamięci mojej... — urwała, nie wiedząc jak im to wytłumaczyć. Mimo że nieprawdziwą, te trzy sztuczne inteligencje były jej rodziną przez długi czas. Potrafiła zbudować im ciała, ale nie miała umiejętności, by zaprogramować ich od zera. — Muszę odzyskać plecak. Nie odejdę stąd bez niego — dodała, patrząc z uporem na Killuę. Chłopak, po chwili piorunowania się z nią spojrzeniami, westchnął ciężko, po czym machnął ręką.

— Niech będzie. Chodźmy.

Wyszli z pomieszczenia i ruszyli długim, ciemym korytarzem. Killua prowadził. Szli w ciszy, zaglądając do każdego napotkanego pomieszczenia. Praktycznie każde wyglądało tak samo - brudne i prawie puste, w niektórych były biurka, w niektórych stoliki. Po podłodze walały się ciała mężczyzn różnej postury i w różnym wieku; Nell przypuszczała, że to wszystko robota Killuy.

— Zabiłeś ich? — spytała cicho, jakby z lekkim strachem. Killua spojrzał na nią. Jego zrok był zimny jak lód.

— Nie. Nie zabijam już ludzi, dlatego fajnie byłoby, gdybyśmy się streszczali...

— Zabiłeś Levisa.

Powiedziała to szybciej niż pomyślała, ale stało się. Zapadła cisza, podczas której atmosfera mocno zgęstniała.

— Levis nie był już człowiekiem. Powinnaś się w końcu z tym pogodzić. 

Killua podszedł do biurka w rogu pomieszczenia i schylił się, by po chwili pokazać dwójce przyjaciół plecak. W pełnym milczeniu wcisnął go czerwonowłosej w ręce i wyminął ją, kierując się do wyjścia. Nawet na siebie nie spojrzeli.

To była jedna z tych cieplejszych nocy. Kiedy wyszli z budynku, docelini klimatyzację, która w nim była. W oodali echem niósł się dźwięk syreny policyjnej - znak dla nich, że powinni się zwijać.

Nie znali miasta, w jakim się znajdowali, ani okolicy, dlatego ruszyli przed siebie, błądząc między budynkami. Na oświetlonych ulicach panował mały ruch, raz na jakiś czas przejeżdżał samochód. Udeżył ich fakt, że kiedy dotarli na rynek, mieli poczucie jakby miasto opuszczono. Albo było bardzo późno, albo w mieście było coś nie tak.

Kiedy znaleźli hotel, nie posiadali się z radości. Wręcz wpadli do niego, prosząc o jakiś pokój trzy osobowy. Miła recepcjonistka za ladą podała podała im kluczyk, wyjaśniła o której podają śniadanie oraz inne techniczne rzeczy, po czym życzyła im miłej nocy. Zegar wskazywał drugą czterdzieści. Sam fakt, że ktoś siedział na recepcji o tak późnej porze, zdziwił nieco trójkę nastolatków, ale nie oponowali.

Pokój piędziesiąty ósmy był średnich rozmiarów. Miał kremowe ściany i trzy duże łóżka ułożone w rzędzie, jedno obok drugiego. Oddzielały je stoliki nocne, na każdym była mała lampka. Naprzeciwko łóżek, w prawym rogu stała wielka szafa, w lewym zaś wisiał telewizor. Pod nim umieszczono stolik. Nell szarpnęła za klamkę zaraz przy wejściu, by odkryć małą łazienkę z prysznicem. Nic nadzwyczajnego.

— Idę się myć — oznajmiła i zamknęła za sobą drzwi, nawet nie pytając towarzyszy o zdanie. Chłopcy tymczasem podłączyli telefony do ładowania i rzucili się na łóżka, wykończeni.

— Mam serdecznie dość takich randomowych akcji — mruknął Killua. — Jakbyśmy nie mogli dostać się z miasta do miasta bez problemu!

Gon na jego słowa zaśmiał się cicho i po chwili już spał, skulony na łóżku. Zoldyck też lawirował pomiędzy snem a rzeczywistością. Szum wody wpływał na niego kojąco i powodował senność. Nim zdążył jednak zasnąć, Nell wyszła z łazienki.

— Wolne. Ne, Kill, idziesz się myć?

— Nie mów do mnie Kill — odpowiedział sennie. Widząc go w takim stanie, Nell zaśmiała się cicho.

Podeszła do Gona i westchnęła. Następnie chwyciła go za nogę i ściągnęła mu buta. To samo zrobiła z drugim. Po tym przykryła zielonowłosego kocem i uśmiechnęła się pod nosem.

— Czasem bywa taki poważny, a czasem jest z niego większe dziecko niż z ciebie.

— Ej — mruknął Zoldyck ostrzegawczo, wywołując u niej kolejną salwę śmiechu. Zdezorientowany, usiadł na łóżku po turecku i wbił w nią spojrzenie. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, na co patrzy i zrobił się cały czerwony. Nell... Ubrana była w sam ręcznik. Drugi miała zawiązany w turban, na głowie. Najkrótsze kosmyki włosów wypadały jej z ręcznika, wyginając się w stronę podłogi. Pojedyńcze krople wody spływały jej po ciele, drążąc sobie drogę aż do miejsc pod ręcznikiem. Pod ręcznikiem... Nell była naga.

Gwałtownie odwrócił głowę, nie wiedząc co się z nim dzieje. Niedorzeczność. Zabijał morderców, którzy siali postrach w świecie, a o palpitacje serca przyprawiała go czternastolatka. Co się z nim działo?

— Killua, wszystko w porządku? — Nell nachyliła się do niego, z troską wymalowaną w oczach. — Zrobiłeś się cały czerwony. Odwróć się do mnie, sprawdzę ci temperaturę.

— Nie trzeba! — zaoponował natychmiast Zoldyck. Mimo to dziewczyna chwyciła go za policzki i odwróciła ku sobie, by następnie przystawić swoje czoło do jego. Natychmiast zamknął oczy, nie chcąc by zdradziecki wzrok spowodował jakąś niekomfortową sytuację. Szybko je jednak otworzył, zdając sobie sprawę z pewnego faktu.

— Nell, to ty masz gorączkę.

Odsunął ją od siebie i spojrzał w jej roziskrzone oczy. Była rozpalona i wątpił, żeby była to zasługa kąpieli.

— Co? — dziewczyna zmarszczyła brwi i zaśmiała się. — Wcale nie mam...

I w tym momencie poleciała na Killuę całym swoim ciężarem, tracąc przytomność. Chłopak złapał ją zwinnie, patrząc w górę. Przelotnie stwierdził w myślach, że to chyba nowe hobby dziewczyny. Stanowczo za często mdlała.

Przy tym starał się nie myśleć o ręczniku, który zsunął się na podłogę.

#########

Niczego bardziej nie kocham jak zawstydzony Killua <3