piątek, 3 listopada 2017

23: Z x Głębi x Serca.

        Siedzieli w salonie, studiując poszlaki po raz kolejny tego dnia i po raz kolejny nic nowego nie wymyślili. W końcu sfrustrowany Leorio wrzasnął, poczochrał włosy i odchylił głowę za oparcie kanapy.

— To jest bez sensu!

— Zamknij się Leo — zganiła go Rena, odkładając zdjęcia zaginionych. — Jest późno, a my siedzimy nad tym od trzech dni. Nie musisz nas uświadamiać o tym, co już wiemy.

— Co nie zmienia faktu, że ma rację — Killua przebiegł ponownie wzrokiem po wszystkich dowodach i westchnął. — Zaginieni ludzie są w przedziale wiekowym szesnaście do dwudziestu. Płeć nie ma znaczenia, znikają zarówno dziewczyny jak i chłopcy. Nie mają ze sobą nic wspólnego oprócz tego, że mieszkają w tym mieście. Niby jak mamy znaleźć sprawcę, bazując na takim strzępku informacji? — fuknął, podirytowany. — To jakby chcieć złowić rybę, nie mając pojęcia gdzie jest rzeka. Eh... Zostawmy to, Gon.

Freecss oderwał nieprzytomne spojrzenie od stołu i przeniósł je na przyjaciela, zbity z tropu.

— Co?

— Zostawmy tę sprawę — powtórzył Killua spokojnie, doskonale wiedząc, że taka propozycja może sprowokować kolejną kłótnię. Musiał jednak coś zrobić. — Nie jesteśmy w stanie pomóc. Nie wiemy czym są Dozorcy, nie mamy jak się tego dowiedzieć bez narażania się na niebezpieczeństwo. A podejrzewam, że nawet jakbyśmy to zrobili, odpowiedź byłaby znacznie trudniejsza niż myślimy.

— Więc co proponujesz? Mamy stąd wyjechać, tak jak nam proponowała Nell i zostawić ludzi na pastwę tego czegoś ? Mam zostawić tu Nell, wiedząc, że w każdej chwili grozi jej niebezpieczeństwo? — w jego głosie Killua wyraźnie słyszał złość. Postanowił zagrać inną kartą.

— Mówiła, że Ging jest w niedaleko Yorknew City. Jakbyśmy wyjechali teraz...

— Przestań, Killua. — Głos Reny rozszedł się echem po jego głowie. Spojrzał na nią, nie kryjąc zdziwienia. Była zła. — Nie mogę tego słuchać.

— To znaczy?

Przewróciła oczami.

— Przez cały czas czułam się winna, że kłócisz się z Nell. Myślałam że twoja wrogość bierze się właśnie z naszej niechęci. Ale teraz widzę, że to ty masz problem.

Zoldyck uniósł brwi na jej słowa, czując, jak ogarnia go złość.

— Co?

— Odkąd tu przyjechaliście, Nell starała się jakoś dostosować. Nawet zawarła z tobą ten głupi układ, żeby wszyscy byli zadowoleni.

— Układ? — podłapał Leorio, jednak został zignorowany. Gon milczał, z zaciekawieniem przysłuchując się pierwszej ostrzejszej wymianie zdań między tą dwójką.

— Unikała mnie, chodziła nawet do Levisa żeby nie wprowadzać zamieszania. A ty najeżdżałeś na nią za każdą, najmniejszą rzecz!

— Mogła zrobić ci krzyw-

— Nie zrobiłaby! — rudowłosa zerwała się ze swojej ulubionej kanapy, piorunując go spojrzeniem. — Ty wcale nie widzisz w niej zagrożenia, Killua. Ty chcesz widzieć w niej zagrożenie. A to zasadnicza różnica. Chcesz ją porzucić, ponieważ tak ci wygodniej. Ale to jest na tyle podłe, że nie mogę tego zaakceptować.

Białowłosy rzucił jej rozeźlone spojrzenie, na które cofnęła się z przestrachem, co tylko spotęgowało jego gniew. Był mordercą, wszyscy się go bali. Wystarczyło jedno odpowiednie spojrzenie, by zniechęcić do ludzi do jakiegokolwiek kontaktu z jego osobą. Tylko Gon nigdy się go nie bał. Nie widział, czy Freecss był głupi, lekkomyślny, czy naiwny... Ale lubił w nim właśnie to, że ufał ludziom. Ufał też jemu, co wydawało się czystym szaleństwem, ale sprawiało, że Gon był dla Killui najważniejszy.

A Nell... Była drugą osobą, zaraz po Gonie, która się go nie bała. Nie przepadała za nim, a przynajmniej takie miał wrażenie, ale mu ufała. Doskonale o tym wiedział. Może Rena miała rację. Może za bardzo chciał widzieć w Nell wroga. Bał się, że zabierze mu Gona, lub że przez nią Gon się zmieni. Nie chciał jej polubić. Bał się, że gdy to zrobi, sprawa zabrnie za daleko i skrzywdzi tym przyjaciela.

 Była niebezpieczna, to fakt. Ale czy on nie był kiedyś na jej miejscu? Niebezpieczny potwór, morderca. Nie miał przyjaciół dopóki nie spotkał Gona. Dostał szansę, bo przecież każdy na nią zasługuje. A sam takiej szansy nie dał. Być może dlatego, że pod tym względem byli do siebie zbyt podobni. Skazani na samotność, próbując odczepić od siebie łatkę ,,tego złego". Może to dlatego Nell poszła do Levisa? Bo dał jej do zrozumienia, że nie ma dla niej miejsca w ich drużynie?

Fuknął pod nosem, jeszcze bardziej się irytując. Levis, Levis, Levis. Miał wrażenie, jakby wszystko w tym mieście kręciło się wokół Sheen'a...

I nagle go olśniło.

Rzucił się na mapę miasta jak wygłodniałe zwierzę. Dopadł czerwonego flamastra i zaczął zaznaczać po kolei miejsca, w których zaginęły poszczególne osoby.

— Killua, co robisz? Czyżbyś na coś wpadł?!  — Leorio nachylił się ku niemu z zaciekawieniem, błądząc wzrokiem po zaznaczonych miejscach. Zoldyck zignorował pytanie, myśląc intensywnie.

— Rena, linijka.

Dziewczyna bez słowa podała mu przedmiot. Białowłosy zaczął łączyć liniami zaznaczone miejsca, a reszta przyglądała się temu w milczeniu. Kiedy skończył, odsunął się od stołu i ogarnął wzrokiem swoje dzieło.

— Wiedziałem.

Leorio nachylił się jeszcze bardziej do mapy, upewniając się, że dobrze widzi. Rena opadła na fotel, zszokowana.

— Cholera — mruknął młody lekarz, przenosząc wzrok na Killuę. — Jak na to wpadłeś?

Białowłosy wzruszył ramionami.

— To wszystko od początku było podejrzane. Być może to zbieg okoliczności, ale jeżeli nie... To mamy problem.

Gon podszedł do mapy i jak w transie zaczął jeździć po liniach nakreślonych przez przyjaciela. Z pozoru nic ich nie łączyło, ale wszystkie przecinały się w jednym punkcie. Rezydencja Sheen'ów.
Gon wątpił żeby to był zbieg okoliczności.

— Chcecie mi powiedzieć, że najbogatszy dzieciak tego miasta ma coś wspólnego z Dozorcami? — spytała w końcu Rena.

— Na to wychodzi — przytaknął Zoldyck. — Nie wiemy tylko co. I dalej nie wiemy jaka zachodzi zależność między ofiarami.

— Może źle na to patrzymy? — Leorio usiadł na fotelu, myśląc intensywnie. — Może te osoby nie muszą mieć nic wspólnego ze sobą. Może Dozorcy porwali je bez schematu...

— Ciało, które znaleziono kilka dni temu w alejce, zostało zidentyfikowane — Rena położyła tablet z artykułem na mapie. Pozostała trójka nachyliła się nad urządzeniem. — Arianna Lee, lat siedenaście.

— Nie jestem pewien czy to ta sama sprawa — odparł Paladinight. — W końcu ofiara nie została porwana tylko... Zjedzona? Cholera, to okrutne — mruknął, patrząc na zdjęcie zwłok pod artykułem. — Cokolwiek to było, zaczęło od brzucha. Prawdopodobnie rozpruwało ją żywą-

— Załóżmy, że to ta sama sprawa — przerwał mu Killua, zerkając kątem  oka na Gona. Był blady jak kreda. — Miejsce morderstwa pasuje do miejsc porwań. Jest oddalone idealnie w tej samej odległości od rezydencji Levisa. Morderstwo pokazuje nam przypuszczalny motyw.

— Chcesz powiedzieć, że... Że Dozorcy... Pożerają ludzi? — Zoldyck pokręcił głową, krzywiąc się na piskliwy ton Reny.

— Mówiłaś, że Dozorcy przypominają duchy. Jeżeli to prawda, może mogą jakimś cudem porywać ludzi, ale morderstwa dokonuje kto inny.

— Czyli mamy do czynienia z więcej niż jednym wrogiem — mruknął Leorio. — Co nie zmienia faktu, że nie wiemy o nich praktycznie niczego...

— Nell się czegoś dowiedziała — szepnął nagle Gon, zwracając uwagę pozostałych. — Zachowywała się dziwnie, gdy wróciła od Levisa. Nie wiem co jej zrobił, ale na pewno nie była sobą, kiedy tu przyszła.

— Co prawda to prawda — przytaknął mu Zoldyck. Domyślał się, że z Nell coś nie jest tak jak być powinno, ale nie chciał o tym myśleć. Wyrzuty sumienia dawały o sobie znać coraz mocniej wraz z niespodziewanym postępem w sprawie. Nell coś groziło. Musieli działać, a odpowiedź na wszystkie ich pytania znajdowała się w rezydencji Levisa. Jednak zanim wejdą na teren wroga, należałoby czegoś się dowiedzieć. Przede wszystkim, na ile Nell była sobą i czy w ogóle żyje.

Chwycił polar, który oddała mu dziewczyna i naciągnął na siebie, ze zdziwieniem zauważając, że pachnie czekoladą. Od jakiegoś czasu ten zapach był charakterystyczny dla szkarłatnowłosej i Killua przelotnie zaciekawił się, czy to wina szamponu, mydła do ciała czy jakiś specyficznych perfum. Zaraz jednak potrząsnął głową, kpiąc z siebie w myślach. Co go to obchodziło?

— Idziesz gdzieś? — spytał Leorio, patrząc na Zoldyck'a ze zdziwieniem. Białowłosy kiwnął głową, kierując się w stronę wyjścia.

— Wrócę późno. Nie czekajcie — rzucił na odchodnym, po czym wyszedł z domu, zostawiając skołowaną trójkę w salonie.

**

Gwałtownie otworzyła oczy, po czym usiadła z rozmachem, patrząc przed siebie. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w przyspieszonym tempie, kiedy zaciskała dłonie po kilka razy, upewniając się, że naprawdę odzyskała władzę nad ciałem. A przynajmniej na razie. Wyskoczyła z łoża, po czym z sercem łomoczącym jej w piersi podeszła do biurka i zaczęła przeszukiwać półki. Długopis i kartka papieru. Tylko tyle było jej potrzebne. Musiała ich ostrzec!

Przez ostatnie dni zdążyła się zorientować, że w nocy, kiedy Isabelle pogrążała się w śnie, mogła na chwilę odzyskać kontrolę nad ciałem. Jednak zbyt emocjonalna reakcja mogła obudzić Duszę, dlatego Nell za wszelką cenę starała się uspokoić.

Przeszukiwała kolejne półki i szafki, w nadziei na cokolwiek, co pozwoliłoby jej skontaktować się z przyjaciółmi. Nie mogła ryzykować wyjściem z sypialni. A nuż Is domyśli się co planowała i zwiększy czujność, którą ona usypiała tak starannie przez te kilka dni... Nie mogła sobie pozwolić na żaden błąd. Nie mogła też jednak nic poradzić na ogarniającą ją rozpacz, kiedy po przeszukaniu całego pokoju nie znalazła tego, czego szukała. Ani jednego, cholernego długopisu oraz nawet najmniejszego skrawka kartki.

Cholerny Levis, zawsze był o dwa kroki przed nią.

Wracając do łóżka, kątem oka dostrzegła ruch. Automatycznie odwróciła głowę w lewą stronę i zamarła na chwilę, widząc kucającą ciemną postać na zewnętrznym parapecie. Dopiero po chwili rozpoznała charakterystyczny układ włosów i rzuciła się w stronę okna. Otworzyła je na oścież, a przybysz zręcznie wskoczył do środka i stanął na przeciw niej.

— Od dwóch godzin cię szukałem po tych cholernych pokojach. — Mruknął, rozmasowując obolałe ramiona. — Niesamowite ile ich jest.

— Nie możesz tu być. — Jej głos załamał się na końcu zdania. — Musicie stąd uciekać. Ty i Gon. Jak najszybciej.

Zmierzył ją zaniepokojonym spojrzeniem. W złotych oczach dziewczyny dostrzegł przerażenie, co tylko potwierdziło jego przypuszczenia.

— Teraz jesteś sobą. — Stwierdził. — W jaki sposób cię kontroluje?

— Nie ma na to czasu, Zoldyck — chwyciła go za koszulę i ścisnęła desperacko. — Ona zaraz się obudzi, a ja znowu... Słuchaj. Levis to Meros, kontroluje Dusze. Chris też jest Merosem, to on zamordował tamtą dziewczynę... Oni żywią się ludźmi, Killua. Nie ma żadnych Dozorców. To Dusze, Zjawy, które porywają ludzi z jego rozkazu. Nie może się dowiedzieć, że tu byłeś. Musicie uciekać, musisz zabrać stąd Gona, jak najszybciej... — nagle zamilkła, a z jej oczu znikło przerażenie. Spojrzała na niego jak na obcego człowieka i zamrugała kilka razy, zdezorientowana. Killua błyskawicznie zrozumiał co się dzieje. — Przepraszam, straciłam wątek. — Posłała mu nieśmiały uśmiech. — O czym rozmawialiśmy?

To nie była już Nell.

— Pytałem, czy na pewno chcesz tu zostać — skłamał. — Ale zanim odpowiesz, posłuchaj mnie uważnie. —  Spojrzał jej głęboko w oczy, aż się zarumieniła. Musiał to powiedzieć, bez względu na to czy go słyszała czy nie. Chociaż miał nadzieję, że słyszy. — Byłem dla ciebie wredny, ponieważ myślałem, że jesteś zagrożeniem dla Gona. Że jesteś niebezpieczna. Co do tego drugiego nie mam wątpliwości, ale kiedy postanowiłaś odejść, zrozumiałem, że... Że wcale nie jesteś naszym wrogiem. — Uciekł wzrokiem w bok, skrępowany własnymi słowami. — Może i masz jakąś tam złą przeszłość, której nie pamiętasz. Może zanim straciłaś wspomnienia nie byłaś dobrym człowiekiem. Ale... Gon cię lubi. Ufa ci i twierdzi, że nie jesteś zła. On nie patrzy na przeszłość ludzi ani pochodzenie. Dla niego nie liczy się kim jesteś, ale jaki jesteś. To samo tyczy się też ciebie i postanowiłem... Że dam ci szansę, którą on dał mi. — Ponownie spojrzał jej w oczy, czerwieniąc się przy tym po samiutkie uszy. — Więc jeśli wrócisz, zaczniemy od początku i postaram się... Nie będę ci tak dokuczał i czepiał się wszystkiego.

Westchnęła i pokręciła głową, jakby ze zrezygnowaniem. Mimo że to nie była Nell, poczuł jak ze stresu serce podchodzi mu do gardła.

— Przyjmuję przeprosiny, ale nie mam zamiaru wra... cać? — spojrzała na niego zaskoczona i dotknęła policzków, ocierając z nich łzy. Uśmiechnął się, widząc to.

— Czyli jednak usłyszałaś.

Podszedł do okna i zręcznie skoczył na parapet, a szkarłatnowłosa pognała za nim z urażoną miną.

— Oczywiście, że usłyszałam! — fuknęła, nadymając policzki. — Masz mnie za upośledzoną?

— Mówiłem do Nell — odpowiedział, rzucając jej krótkie, pełne powagi spojrzenie. — Możesz przekazać Levis'owi, że nie ruszymy się stąd bez tej furiatki. Nie zostawiamy swoich przyjaciół w potrzebie.

Nim zdążyła odpowiedzieć, chłopak zeskoczył z parapetu i znikł w ciemnościach ogrodu.

A po jej policzkach spłynęły kolejne łzy.

############

Okeeeeej, wena naszła mnie trochę niespodziewanie XD Kim bym była, gdybym nie skorzystała?

#Meiko