wtorek, 24 kwietnia 2018

28: Kapelusznik

— Nie wierć się tak! — syknęła Rena, przyszpilając Nell do ściany. Złotooka zmierzyła ją morderczym spojrzeniem i zacisnęła zęby.

— Chcesz mnie udusić! Wiedziałam, że nie można ci ufać...

Ruda przewróciła oczami i Nell poczuła, jak jej ciało przeszywa ból,  a ona znów traci oddech.

— Mówiłam, że cię nie cierpię? Zostaw mnie w końcu — sapnęła, na co Rena parsknęła śmiechem.

— Nie dramatyzuj Nelly. To tylko gorset.

— Jeszcze raz powiesz do mnie Nelly...

— Tak, wiem. Zabijesz mnie. Za każdym razem to powtarzasz.

Czerwonowłosa fuknęła, nie bardzo wiedząc jak na to odpowiedzieć.

Za niecałą godzinę miał odbyć się karnawał, na którym całe miasto hucznie świętowało zniknięcie Merosów (w dalszym ciągu nazywanych przez ludzi Dozorcami) i co za tym szło, trzeba było się przygotować.

Całą winą za ostatnie wydarzenia obarczono Levisa Sheen'a, którego posiadłość spłonęła, a on sam zniknął. Oczywiście nikt nie wystawił jawnie oskarżenia z powodu braku dowodów, ale gdy po pożarze ataki ustały, ludzie dodali dwa do dwóch. Levis Sheen został okrzyknięty mordercą, a ci, którzy znali prawdę, mi mogli nic z tym zrobić.

Najgorzej znosiła to Rena, na szczęście nie miała wiele czasu do rozmyślań. Jej brat obudził się kilka dni później, przez co miała pełne ręce roboty. Musiała wytłumaczyć mu co się działo przez ten cały czas, oraz wyjaśnić ich sytuację. Chłopak ciężko przyjął śmierć rodziców, przez co Rena poświęciła mu całą swoją uwagę.

Nell wróciła do dobrej kondycji dwa tygodnie po swojej pobudce. Nieźle się zdziwiła, gdy po przyjściu do domu Leoria zastała tam Kurapikę i brata Reny. I o ile Rine'a zrozumiała, tak Kurapika był dla niej zaskoczeniem. Spytany o powód przyjazdu odpowiedział tylko, że chciał wziąć udział w karnawale. Nie uwierzyła mu.

W dodatku, nikt nie chciał jej powiedzieć co stało się w posiadłości, gdy była nieprzytomna, ani po co Levis robił to wszystko. Albo dlaczego Killua zmuszony był zabić Levisa w taki sposób. Za to wszyscy zachowywali się... Inaczej. Killua i Gon zdawali się pogodzić i spędzali więcej czasu razem. Rine dużo rozmawiał z Kurapiką. Leorio chodził cały czas nieobecny myślami, a Rena... Rena była najgorsza. Kiedy tylko nie zajmowała się bratem, przylepiała się do niej. W dodatku, gdy Nell jej groziła lub wyzywała, ruda tylko uśmiechała się jak głupia, przez co wszystkie te działania mijały się z celem.

— Gotowe. — Rena odsunęła się od Nell i przyjrzała się jej krytycznie. — Urosły ci piersi, wiesz?

Nell przewróciła oczami.

— Serio? Wcisnęłaś mnie w gorset i patrzysz mi się w cycki?

— Tylko mówię. — Ruda wzruszyła ramionami. — Teraz tylko sukienka i maska. No i akcesoria. Ważna rzecz!

Po chwili Nell przyglądała się sobie w lustrze, nie mogąc uwierzyć, że dała się wcisnąć w tak bufiastą kieckę. Wyglądała jak... Postać z bajki. Nie mogła powiedzieć, że jej się nie podobało. Jej kreacja utrzymana była w kolorach złota i czerwieni; Krwistoczerwona suknia, długa do kostek z bufiastymi, krótkimi rękawami i złotymi zdobieniami skrzącymi się w świetle lampy podkreślała wszystkie jej cielesne atuty. Uwydatniała biust i wcięcie w talii, na których tak jej zależało. Na ręce naciągnęła długie, czerwone rękawiczki, sięgające aż za łokieć. Rena zakręciła jej włosy, przez co Nell zdała sobie sprawę, jak długie się zrobiły. Gdy poznała chłopaków, nie dosięgały ramion. Teraz sięgały łopatek. To uświadomiła jej, ile czasu minęło. Gdzie podziały się te wszystkie dni? Wydawało jej się, jakby zaledwie wczoraj wyskoczyła z płonącej kamienicy, żegnając się ze swoim dotychczasowym życiem. Tymczasem od tamtej chwili minęło dobrych kilka miesięcy. W samym Mort de Lavie spędzili ponad miesiąc.

— Nad czym myślisz? — Rena stanęła za nią i delikatnie ujęła jej włosy, by wszystkie zgarnąć do tyłu. Nell przyglądała jej się z uwagą w lustrze.

Rena znów była piękniejsza. Jej sukienka była podobna do tej Nell z kilkoma różnicami. Składała się tylko z jednego koloru – zielonego. Rękawy były dużo dłuższe, sięgały aż do nadgarstków. Od pasa w dół druga warstwa sukni była po prostu ozdobną siateczką. Tak jak u Nell, kreacja Reny również była rozkloszowana i nie dosięgała ziemi.

— Czas szybko płynie — odpowiedziała Nell. Z melancholią przypatrywała się swoim włosom. — Wydaje mi się jakbyśmy niedawno tu przyjechali, a przecież minął ponad miesiąc.

— Spędziłaś tydzień w śpiączce, plus dwa tygodnie na rehabilitacji. Dodać ten tydzień to już miesiąc — podliczyła Rena z uśmiechem. — A jeszcze wcześniej trochę tu siedzieliście. Myślę, że licząc dalej wyszło by nawet i dwa miesiące. Może ciut mniej?

— Chodzi o to, że to wszystko... Też będzie za kilka dni tylko wspomnieniem.

— Nie mów tak! — zaśmiała się ruda, obracając Nell ku sobie. — Nie pasuje ci wizerunek takiej melancholiczki, wiesz?

— Odczep się, rudzielcu — burknęła Nell i odwróciła wzrok, powodując kolejny śmiech Reny.

— Hej, nie obrażaj się. — Zielonooka ujęła jej twarz w dłonie i skierowała ku sobie. — Nie myśl o jutrze. Liczy się dzisiaj. Będziemy się dobrze bawić, zasługujemy na to.

Nell patrzyła na roziskrzone oczy Reny, na jej uśmiech i zaróżowione policzki; zauważyła, że ich twarze są trochę za blisko, a dłonie Reny na jej policzkach ani drgnęły, jakby dziewczyna na siłę chciała przedłużyć kontrakt. Nell postanowiła się odsunąć, zanim jednak zdążyła choćby się ruszyć, drzwi otworzyły się z hukiem i do pomieszczenia wpadł Rine.

— Gotowe? Idzie... — urwał, wlepiając w nie wzrok. Po chwili odchrząknął i odwrócił się ku wejściu. — Przepraszam, już wychodzę...

— Nie! — krzyknęła Nell, odpychając Renę. — To nie tak jak myślisz!

Ruda westchnęła i chwyciła swoją maskę, po czym nałożyła na twarz. 

— Chodźmy już.

Czerwonowłosa wyskoczyła z pomieszczenia, jakby się za nią paliło, co Rine skomentował cichym parsknięciem.

— Wystraszyłaś ją. A tak dobrze szło ci nawiązanie przyjaźni...

— Zamknij się Ri — warknęła ruda, wymijając go w drzwiach. — Tylko ty potrafisz tak bardzo wszystko zepsuć.

To powiedziawszy, wyminęła brata w drzwiach i również wyszła z pokoju.

Tymczasem Nell dotarła już do salonu, gdzie stanęła jak wryta, patrząc na chłopaków przed sobą. Wszyscy mieli na sobie garnitury, każdy w innym kolorze. Oczywiście Leorio został przy niebieskim, Kurapika postawił na czerwony, Gon na zielony, Killua na biały. 

— Ktoś wylał na was tęczę? — To były jej pierwsze słowa, gdy wspaniałomyślnie udało jej się nie parsknąć śmiechem. 

— No wiesz co? — Rine wszedł do salonu razem z siostrą i posłał dziewczynie oburzone spojrzenie. — Nie wiesz, że czarny garnitur to tabu na naszym karnawale? Jedyna czerń jaka może występować, to w dodatkach. 

Nell dopiero teraz zauważyła, że chłopak miał na sobie wściekle pomarańczowy garnitur i parsknęła śmiechem.

— Zrozumiałam, panie pomarańcza.

— Nie bądź złośliwa — zaśmiał się Kurapika. Nell na te słowa wzruszyła ramionami.

— Co ja poradzę? Myślałam, że to ja źle wyglądam, ale nie podejrzewałam, że karzą wam się wcisnąć w kolorowe garniaki! Nie ma to jak pokręcona tradycja.

— Nie wyglądasz źle —odparł na to Gon z uśmiechem. — Jak księżniczka.

Kiwnęła glową i podziękowała za komplement, kątem oka zerkając na Killuę. Nie patrzył na nią. Zamiast tego uparcie patrzył przez okno, mimo że niczego tam nie było. Przez chwilę poczuła ukłucie zawodu, ale szybko odpędziła od siebie to uczucie. Rena miała rację. Ten jeden dzień mogły się bawić i nie martwić niczym. W końcu, mimo że ludzie tego nie wiedzieli, wyprawili karnawał częściowo na ich cześć. Przecież to właśnie z tego powodu postanowiła odpuścić Renie i przynajmniej przez jeden dzień się z nią nie kłócić.

To miała być tylko jedna beztroska doba. 

**

Kiedy weszli w tłum karnawałowiczów, z miejsca się pogubili. Nell już po kilku sekundach nie widziała żadnej znajomej sylwetki. to jednak i tak nie przeszkadzało jej w dobrej zabawie. Skoczna muzyka grała głośno, niosąc się echem po okolicy. Kolorowe stargany uginały się pod naporem jedzenia i różnych ozdób. Kakofonia kolorów na rynku przyprawiała ją o zawrót głowy. Uliczne lampy oświetlały okolicę, odznaczając się na tle granatowego nieba. Ktoś co rusz porywał ją do tańca, raz zdarzyło jej się trafić na Renę, jednak ta szybko została odbita przez kogoś innego. Szukała wzrokiem białego garnituru i jasnych włosów. Po kilku godzinach wypatrzyła Gona, udało jej się też zatańczyć z Rinem i Kurapiką, ale Killua pozostawał nieuchwytny. Podejrzewała, że zmył się szybciej niż przyszedł, w końcu to nie był jego typ imprezy. Szczerze powiedziawszy, nie przypuszczała, że będzie bawić się tak dobrze. Przynajmniej do czasu, kiedy trafiła na niego.

Nie mógł być dużo starszy niż ona, ale jego aura nenu była niepokojąca. Na sobie miał biały, ciągnący się do ziemi płaszcz, zapięty na jeden guuzik w okolicach brzucha i tak samo biały, wysoki cylinder ułożony na kasztanowych włosach. Jedynym niepasującym elementem stroju była czarna maska, przez którą widziała tylko jego złote oczy.

Mimo że taniec był odbijany, przetańczyła z nim kilka melodii. Dopiero gdy Nell poczuła, że zaczyna brakować jej tchu, nieznajomy zaproponował odpoczynek. Przystała na to, z braku lepszej opcji. Po chwili usiedli na ławeczce z dala od tańczących, już z napojami w ręce.

— Dobrze tańczysz — odezwał się chłopak, co spowodowało jej szeroki uśmiech. — Kto cię tego nauczył?

— Nie pamiętam już — odpowiedziała wymijająco. Chłopak parsknął śmiechem.

— No tak, wybacz. Mój błąd. W końcu, wymazano ci pamięć.

Na to jedno zdanie dziewczyna całkowicie spoważniała. 

— Skąd wiesz?

— Dużo o tobie wiem, Nelliel — odpowiedział chłopak, po czym upił łyka napoju. — Wiem kim jesteś i co zrobiłaś. Wiem też kto odebrał ci wspomnienia, oraz kto może ci je zwrócić. 

Zamilkła, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Tymczasem chłopak kontynuował, nic sobie nie robiąc z jej zszokowanej miny.

— Na wschód od Mort de Lavie jest mała wioska, Fallen.  Tam znajdziesz osobę, która pozbawiła cię pamięci, jednak tam również jest twoja przeszłość.

— Moja... Rodzina? — Słowo z trudem przeszło jej przez gardło. Brzmiało tak abstrakcyjnie, nierealnie, a jednak napawało ją nadzieją. Szczególnie, kiedy chłopak kiwnął głową. 

— Musisz być jednak ostrożna... Nelliel. Twojej rodzinie grozi śmierć. W miasteczku przebywa ktoś groźny, kogo nie należy lekceważyć pomimo młodego wieku.

— Kto?

Zamilkł, przez co Nell zdała sobie sprawę, że tańce trwały dalej w najlepsze. Przez chwilę miała wrażenie, że zupełnie ucichły, a jednak to ona przestała słuchać, skupiając się na słowach nieznajomego.

— Hashikaruko Kirei — odpowiedział w końcu. — Twoi rodzice wydali ostatnio jego młodszą siostrę rodzinie Zoldyck. Nie wiem o co chodzi, ale Hashikaruko mają na pieńku z Zoldyck'ami przez ostatnie kilka długich lat. A kiedy Illumi zabił Zoey... Kirei wpadł w szał. Ich rodzice od dawna nie żyją, a miał tylko ją...

— Skąd to wszystko wiesz? — Nell poderwała się na równe nogi, mierząc szatyna uważnym spojrzeniem. 

— Ponieważ mieszkałem w tej wiosce — odparł chłopak. — Tak jak ty. 

— Nell, tu jesteś! 

Odwróciła się, słysząc znajomy głos. Gon, już bez maski, pomachał jej z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Obok niego szli Kurapika i Leorio.

— Martwiliśmy się o ciebie — powiedział blondyn z lekkim uśmiechem na ustach. Nell, coś sobie uświadamiając, odwróciła się gwałtownie w stronę ławki i zmarszczyła brwi. — Wszystko gra?

— Tak... Jestem tylko zmęczona — odpowiedziała, patrząc przed siebie.

Tak jak podejrzewała, ławka, na której wcześniej siedziała, była pusta. Chłopak z cylindrem znikł. Rozejrzała się po tłumie, próbując go jeszcze odszukać, chociaż wiedziała, że na nic się to zda. Dopiero gdy próba okazała się niepowodzeniem, ruszyła za przyjaciółmi do domu.

**

 — A więc postanowiłaś uwierzyć jakiemuś chłopakowi w cylindrze, który podobno zna ciebie i którego żaden z nas nie widział? 

W ustach Killuy nie brzmiało to przekonująco, ale Nell nie zbyt się tym przejęła - być może dlatego, że każdy jej pomysł tak brzmiał, gdy Killua zawierał w nich swoje wątpliwości. 

— Ten chłopak znał moje imię.

— Wielu ludzi zna twoje imię, z tego co zdążyłem zauważyć. I przez tych ludzi zazwyczaj masz kłopoty, a my razem z tobą.

— Mniejsza — Nell machnęła ręką i zgarnęła z lady swoją maskę. — Nie zamierzałam was pytać o zdanie. 

W małym salonie zapanowała cisza. Wszyscy zebrani, którzy aktualnie zamieszkiwali dom Leoria, popatrzyli na nią z niepewnością, na co westchnęła.

— Może powinnaś to przemyśleć — odezwał się w końcu Kurapika łagodnym tonem. — Nie pamiętasz kogo znałaś, a kogo nie. To, co mówił tamten chłopak...

— Może być kłamstwem? — dokończyła za niego, krzyżując ręce na piersi. — Oczywiście, że może. Ale może być też prawdą. Moi rodzice rzeczywiście mogą być przetrzymywani i terroryzowani w wiosce, a ja zamiast działać, siedzę tu i marnuję czas. 

— Twoi rodzice mogą być już martwi — odpowiedział na to białowłosy.

— Killua! — Leorio zganił go spojrzeniem.

— Nie, on ma rację — Nell skrzywiła się na własne słowa. — Nie przekonam się, dopóki nie sprawdzę. Nie proszę was, żebyście ze mną szli. Ale nie próbujcie mnie zniechęcać, ja już postanowiłam. — Zamilkła na chwilę, patrząc po zebranych. — Do Fallen jest trzy dni drogi. Wyruszam jutro rano.

To powiedziawszy odwróciła się na pięcie i wyszła z salonu, zostawiając resztę w pełnym napięcia milczeniu.

######

Trochę nie chce mi się wierzyć, że powoli, powolutku dopływamy do końca. o.o