czwartek, 28 września 2017

21: Nie x Jesteś x Sama.

Mijała trzecia w nocy, kiedy skrzypnęły drzwi, a ona wślizgnęła się cicho do przedpokoju. Ściągnęła buty i ustawiła je na półeczce. Odwiesiła ciemnobrązowy płaszcz, który pożyczył jej Levis. Następnie ruszyła do salonu, gdzie miała zamiar przespać dzisiejszą noc. Sama. W ciemności.

— Gdzie byłaś?

Zdrętwiała, słysząc znajomy głos. Pół sekundy za późno odwróciła się do chłopaka, by móc udawać, że nic się nie działo. Killua stał oparty o framugę, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Na sobie miał tylko biały podkoszulek i zielone spodenki. Jego wzrok był chłodny i Nell wiedziała, że był zły. Nie wiedziała tylko o co.

Ale to akurat w ich relacji nie było niczym nowym.

— Co cię to obchodzi? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, opierając się o kanapę. Kiedy kątem oka dostrzegła ruch, zdezorientowana spojrzała na mebel. Jakie było jej zdziwienie, gdy zauważyła Gona, śpiącego pod białym kocem, z głową opartą na podłokietniku. — I co on tu robi?

— Czeka na ciebie.

— ... Co?

— Kiedy wybiegłaś ze szpitala, bardzo się o ciebie martwił. Postanowił, że poczeka na kanapie aż wrócisz. I tak zasnął. — westchnął i rzucił krótkie spojrzenie kanapie, na której spał Gon. — Wiesz, to że się nie dogadujemy to jedno — zaczął spokojnie, przenosząc na nią wzrok. Jego błękitne oczy były pełne powagi i niepokoju. — To, że uważam cię za niebezpieczną to drugie. To, że masz coś do Reny to jeszcze inna sprawa... Ale bez względu na to wszystko, postarajmy się nie mieszać w to Gona. Jest bardzo prostolinijny. Nie lubi jak jego przyjaciele się kłócą. A ty też należysz najwyraźniej do tego grona, więc... Umowa?

Wyciągnął ku niej dłoń. Nell stała przez chwilę, zaciskając zęby w geście irytacji. Zgoda na niby? Co to zmieniało? Będzie dla niej milszy w pobliżu Gona? Wolałby, żeby zostało tak jak było. Jeżeli Killua nagle zrobi się miły, jej głupie serce mogłoby tego nie wytrzymać. Z drugiej strony nie chciała martwić Gona. Okazał jej więcej dobra niż ktokolwiek inny; nawet pozwolił jej że sobą podróżować. Chciała jego szczęścia, a swoją obecnością i kłótniami z Killuą nie polepszała sytuacji.

Będę tego żałować, przemknęło jej przez myśl.

W tym samym momencie chwyciła stanowczo dłoń białowłosego.

— Zgoda. Dla Gona.

Kiwnął głową, uśmiechając się lekko.

— Dla Gona.

Nell nienawidziła tego, że nawet w takiej chwili kochała ten uśmiech.


Kiedy rano Nell weszła do kuchni, siedząca przy stole trójka zamilkła. Leorio, który stał przy blacie i pił kawę, uniósł wzrok znad komórki i posłał zebranym pytające spojrzenie. Rena wbiła wzrok w stół, zapychając usta kanapką. Killua spojrzał w bok, na co czerwonowłosa prawie parsknęła śmiechem. Gon za to patrzył na nią w skupieniu, marszcząc brwi. Uśmiechnęła się krzywo, lekko skrępowana jego spojrzeniem. Wstał z krzesła i podszedł do niej, po czym przyciągnął do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Zdrętwiała na chwilkę, ale tylko na chwilkę. Wydawało jej się, że przed oczami przemknęło jej mgliste wspomnienie jakiegoś chłopaka. Znajome ciepło, to samo poczucie bezpieczeństwa i żalu, jakie się w niej kotłowały. Kiedyś już to przeżywała, nie wiedziała jednak z kim.

Chciała pamiętać. Momentami tak bardzo, że miała wrażenie, jakby dostawała szału. Nie wiedziała kto maczał palce w jej amnezji, ale poprzysięgła sobie w duchu, że nie ujdzie mu to na sucho.

— Nigdy więcej tak nie rób — mruknął Gon. — Masz pojęcie jak się martwiłem?

— Przepraszam. — Odwzajemniła uścisk, ciesząc się tą chwilą bliskości z drugą osobą. — Przepraszam, że cię zmartwiłam.

Odsunął się od niej i pogłaskał ją po głowie, uśmiechając się przy tym delikatnie. Spojrzała w jego piwne oczy i przez chwilę była pełna niedowierzania, ile ciepła mogło mieścić się w jednym spojrzeniu.

— W porządku?

Kiwnęła głową, wiedząc, że kłamała. Nic nie było w porządku. Ani ona, ani on, Killua czy ta chora sytuacja w której się znalazła.

— Pójdę się przejść — oznajmiła, wycofując się z kuchni. Rena spojrzała na nią jakby z triumfem, co niesamowicie ją zirytowało. Obróciła się na pięcie i wyszła.

A bierz sobie ich, pomyślała, gdy drzwi trzasnęły za nią z hukiem, a ona zbiegła po drewnianych schodkach. Nigdy nie byli przecież moi. Z jakiegoś powodu ta myśl zabolała ją jeszcze bardziej. Fuknęła pod nosem, kopiąc pierwszy lepszy kamień na swojej drodze. Głupia Rena.

Głupia, ale lubią ją bardziej od ciebie.

— Oh, zamknij się — mruknęła pod nosem do własnych myśli.

Pogoda była wyjątkowo przyjemna. Słońce świeciło na pełnych obrotach, jednak zimny wiatr normował temperaturę. Po niebie raz po raz przewijały się obłoki, niekiedy zasłaniając słońce. Przechadzając się po mieście, czerwonowłosa szukała wzrokiem jakiegokolwiek miejsca, w którym mogła by zjeść śniadanie. Jej spojrzenie przejeżdżało po różnorakich budynkach i straganach, stoiskach oraz ludziach promujących różne knajpki. Szkoda, że nie miała ochoty na nic konkretnego.

— Nell! — Odwróciła się, słysząc znajomy głos. Gon dobiegł do niej kilka chwil później, lekko zdyszany. Zmierzwił swoje czarne włosy i uśmiechnął się do niej promiennie. — Idę z tobą. W porządku?

— Jesteś pewien? — spytała z powątpieniem, patrząc w stronę z której przyszli. — Jestem pewna, że Killua i Rena...

Pokręcił głową po czym chwycił jej dłoń i splótł ich palce. Następnie ruszył przed siebie, a jej nie pozostało nic innego jak zrównanie z nim kroku.

— Ostatnio nie spędzamy za wiele czasu razem — zaczął po chwili, patrząc w niebo. — Przebywanie w towarzystwie Levisa sprawia ci taką radość?

Wzruszyła ramionami, uciekając wzrokiem. Burczało jej w brzuchu.

— Nie wiem, ale lubię go. Jest całkiem spoko.

— Na tyle, żebyś chciała tu zostać?

Przystanęła z wrażenia, słysząc jego słowa.

— Zostać?

— Rena coś o tym wspomniała. — wyjaśnił zmartwiony, a Nell poczuła, jak krew wrze jej w żyłach. — Ponoć dziewczyny często po poznaniu go po prostu zostają tu na stałe. Była przekonana, że ty będziesz następna.

— Ona będzie następna, ale do czego innego — warknęła. Wypuściła głośno powietrze z ust, po czym zamknęła oczy, odliczając w myślach do dziesięciu. Kiedy spojrzała ponownie na Gona, była już w miarę spokojna. — W każdym razie, nie mam zamiaru tu zostawać. Co prawda miasto jest naprawdę piękne, ale chciałabym odzyskać wspomnienia, więc odpada.

— Miałem nadzieję, że tak powiesz — zaśmiał się.

Śmiejący się Gon był niesamowicie uroczym zjawiskiem. Jego policzki robiły się pucate, a piwne oczy błyszczały. No i to szczęście, którym emanował, było zaraźliwe. Już po chwili i ona się uśmiechała. Jak mogłaby go zostawić? Potrzebowała go. A raczej potrzebowała osoby, która będzie z nią bez względu na to, jak mroczna i zepsuta była jej przeszłość. Kogoś, kto powita ją z uśmiechem, gdy się spotkają, lub nakrzyczy, gdy zrobi coś złego. Kto sprawi, że nie będzie mogła się nie uśmiechać.

— O patrz, naleśniki!

Nim zdążyła wyłapać miejsce które wskazywał, pociągnął ją ku celowi.

Lokal był mały, ale kolorowy i przytulny. Naleśniki słodkie, ale nie aż nadto. Gon był wesoły i rozgadany, jakby skoczył mu cukier, czyli jak zawsze. A Nell czuła się szczęśliwa, po raz pierwszy od dawna.


Na mieście spędzili ponad pół dnia. Po naleśnikach poszli kupić Nell trochę nowych ubrań. Chodząc po sklepach, Gon wpadł na pomysł urozmaicenia zakupów. Zgodnie z poleceniem, Nell wskoczyła do wózka i tym sposobem na pełnym biegu przejechali całą galerię. I być może ochrona dałaby im spokój gdyby nie fakt, że w pewnym momencie młody Freecss stracił kontrolę nad wózkiem i wjechali z impetem w półkę wypełnioną bluzkami. Dostali ochrzan i wyrzucono ich ze sklepu, jednak dzięki tej akcji Nell znalazła ubrania, które jej się podobały. Następnym punktem wycieczki był park, w którym oglądali egzotyczne ptaki. Dziewczyna była zachwycona. Idąc dalej, Gon postanowił zaciągnąć ją do starej księgarnii, gdzie spędzili ponad dwie godziny, buszując między półkami. W pomieszczeniu panował zaduch i pachniało papierem. Budynek był wysoki, a regałów dużo. Na wejściu, zaraz przy drzwiach, siedziała kobieta po trzydziestce, schowana za ladą. Gdyby nie blond włosy spięte w kok, który wystawał nad blat, nawet nie wiedzieliby że ktoś tam był. Okazało się że blondynka czytała książkę, co w sumie nikogo nie zdziwiło.

Gdy Nell kupiła sobie to, co wydało jej się interesujące, wręcz promieniała ze szczęścia. Gon był z siebie dumny. Właśnie o taki uśmiech mu chodziło. Całkiem szczery, nie wymuszony jak przez te wszystkie dni. Idąc w drogę powrotną do domu Leoria, rozmawiali o wszystkim  i o niczym. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, pozostawiając po sobie niebo w odcieniach różu, pomarańczu i fioletu. Ich dłonie były ciągle splecione, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Byli parą dobrych przyjaciół. Przynajmniej na tą chwilę.

Gon opowiadał akurat o wizycie w domu Killuy, gdy rozległ się kobiecy krzyk. Ludzie zaczęli tłoczyć się w jednym miejscu, każdy chcąc zobaczyć co było powodem paniki. Gon i Nell wymienili spojrzenia, po czym zaczęli przepychać się przez tłum stojący w jednej uliczek. Nie było to prostym zadaniem, gdyż ludzi było dużo i nie każdy wyrażał aprobatę na przepychanie się dwójki przyjaciół.  Gdy w końcu udało im się przedrzeć przez tłum, zaniemówili.

Nell nie pamiętała, czy kiedykolwiek zdarzyło jej się zobaczyć człowieka w takim stanie, jednak wątpiła, by tak było. To co leżało u jej stóp, nie miało ludzkiej formy. Tylko nieliczne części ciała, takie jak palce czy czaszka świadczyły o tym, że ofiara należała do ludzi. Całą resztą przypominała bardziej... Plamę. Czerwoną, wielką plamę, pełną wnętrzności, kości i mięsa. W powietrzu unosił mdlący, intensywny zapach rozkładu.

Spojrzała ukradkiem na Gona. Jego oczy były szeroko otwarte, usta wygięte w grymasie obrzydzenia. Zbladł.

— Czyżby znowu Dozorcy? — usłyszała za sobą kobiecy, roztrzęsiony głos.

— Nie ma wątpliwości — odezwał się jakiś mężczyzna. — To napewno oni.

— Ale jest dopiero popołudnie! — zaoponował ktoś inny. — A oni przecież atakują wieczorami!

— Nie każ pani trzymać się grafiku bestiom! — zaśmiał się jakiś mężczyzna z kpiną.

Spojrzała jeszcze raz na pozostałości po ofierze, tym razem z większą uwagą. Wśród krwi i wnętrzności, zaczęła dostrzegać niektóre szczegóły. Szeroka kość miednicowa. Długie nogi. Wąskie ramiona. Dosyć krótki kręgosłup. Przełknęła ślinę, a wraz z nią żółć napływającą jej do ust.

— Idziemy. — Chwyciła Gona za nadgarstek i stanowczo przepchała się z dala od miejsca zdarzenia. Po chwili znów szli ulicą, tym razem jednak żadne z nich się nie uśmiechało.

— Myślisz, że ci Dozorcy... — zaczął Gon, ważąc w ustach nowe słowo — ... Że naprawdę to zrobili?

Wzruszyła ramionami, jednak Gon wiedział, że daleko było jej do beztroski, jaką udawała.

— Podejrzewam, że tak naprawdę nikt nie wie z czym mają doczynienia — odparła. — Zgaduję, że wyjazd nie wchodzi w grę?

Gon skrzywił się na jej słowa.

— Nie możemy tego tak zostawić. Ktoś musi się tym zająć...

— I to musimy być my?

Zaśmiał się, widząc jej uniesione brwi.

— Na to wychodzi.

Westchnęła, zerkając na zegarek. Zbliżała się godzina szósta wieczór, co za tym szło, godzina policyjna. Po dziewiętnastej nikt nie chciał wychodzić z domu.

— Wracaj do Killuy i Leorio. Zapoznaj ich z sytuacją — oznajmiła nagle, przecierając twarz dłońmi. — Ja pójdę do Levisa i razem przetrzepiemy jego bibliotekę. W tak wielkim zbiorze musi coś być.

Kiwnął głową, zgadzając się na taki plan. Gdy jednak odwróciła się do niego plecami i ruszyła w swoim kierunku, podbiegł do niej i zacisnął dłoń na jej nadgarstku.

— Co się stało?

— Tęsknisz za Kylem? — spytał Gon prosto z mostu. Spojrzała na niego czule i uśmiechnęła się, lekko zakłopotana.

— Już nie. Chociaż czasami brakuje mi jego ciepła. Nie lubię być sama.

— Teraz masz nas — odpowiedział. — Nie jesteś sama.

W odpowiedzi posłała mu nieśmiały uśmiech.

— Dzięki.

Chciała uwierzyć w jego słowa.

  ❇ 



— Czyli szukasz informacji o Dozorcach.

Kiwnęła głową, wiedząc jak głupio to brzmi. Levis próbował zachować powagę, ale na nic mu się to zdało. W końcu parsknął śmiechem i pokręcił głową z niedowierzaniem.

— Kto w ogóle wymyślił tą durną nazwę?

— Czy to ważne? — spytała, upijając łyka herbaty z filiżanki.  — Pewnie naoglądali się jakiś filmów i tyle. Kij z tym jak to się nazywa, Gon chce się tego pozbyć z miasta i za wszelką cenę muszę się dowiedzieć jak to zrobić nim on na to wpadnie i zacznie działać.

— Aż tak się o niego martwisz? — Levis zmierzył ją poważnie spojrzeniem zielonych oczu, uśmiechając się nieznacznie. Nell energicznie pokiwała ponownie głową. Na jej twarzy można było dostrzec szczerze przejęcie.

— Oczywiście że tak! Dzisiaj o mało co nie zwymiotował na widok zwłok. Ma słabe nerwy, zbyt emocjonalnie podchodzi do spraw, które go nie dotyczą. Killua to co innego. On podchodzi emocjonalnie tylko do Gona. A Rena... Nie wiem. Jej nie biorę pod uwagę. Najlepiej jakby coś ją zeżarło.

Zaśmiał sie, słysząc tą uwagę. Nell lubiła jego śmiech. W ogóle go lubiła. Nie dlatego, że przypominał jej Kyle'a, ponieważ to nie była do końca prawda. Byli podobni z wyglądu, jednak ich charaktery stanowiły przeciwieństwa. Kyle był bardziej zadziorny, buntowniczy i narwany. Wszędzie było go pełno i zawsze w jego głowie panował chaos, co skutkowało co chwila nowymi pomysłami na przeróżne rzeczy. Zaś jego starszy brat był typem samotnika, lubiącego popatrzeć na przyrodę i poczytać w spokoju książkę. Był obeznany w wielu tematach, ale tylko w teorii. Był bogaty i otoczony pięknymi pokojówkami, miał wielką posiadłość i przysłowiowo, głowę na karku. Kyle nigdy nie śmierdział groszem, choć mógł mieć miliony dzięki Kamieniowi. Patrząc na to z innej perspektywy, miała wrażenie, jakby Kyle robił wszystko, by w jakiś sposób odciąć się od tego, co przypominało mu dom. Mogła o to spytać, ale najzwyczajniej w świecie bała się tego zrobić. Być może nie chciała znać odpowiedzi.

— Cóż, zakładam, że skoro chcesz przeszukać dział demonologii, zostajesz na noc.

Kiwnęła głową patrząc na zdjęcia Kyle'a wiszące na ścianie. Podążył za nią wzrokiem i skrzywił się nieznacznie.

— Jeżeli chcesz, mogę je pościągać — zaproponował, na co pokręciła natychmiast głową.

— Dobrze, że tu są — wyjaśniła z lekkim uśmiechem. — Dzięki temu jestem pewna, że Kyle nie był żadnym wytworem mojej wyobraźni.

— Skoro tak uważasz.

Mogła by przysiąc, że jego uśmiech był równie czarujący co Killuy.

— Po za tym i tak za kilka dni wyjeżdżam — kontynuowała, z sennym uśmiechem. Była padnięta. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.

— A propo tego... — Levi odłożył pustą już porcelanową filiżankę i spojrzał na Nell poważnie. — Trochę nad tym myślałem... I zastanawiałem się... Czy nie chciałabyś zostać?

Salon, w którym siedzieli, stał się nagle zbyt mały. Nell zastygła w miejscu, patrząc się na Sheen'a jakby nie usłyszała pytania. On jednak wiedział, że doskonale wiedziała, o czym rozmawiają, więc cierpliwie czekał na odpowiedź.

— Wiesz, Levis, to naprawdę kusząca propozycja...

— Wspaniale! — z entuzjazmem poderwał się z fotela, uśmiechając szeroko. — Każę ci przygotować jeden z poko-

— Nie mogę zostać — przerwała mu stanowczo. Zapanowała gęsta i nieprzyjemna cisza.

— Dlaczego nie? — spytał końcu fioletowowłosy, mocno zbity z tropu.

,,Ponoć dziewczyny często po poznaniu go po prostu zostają tu na stałe. Była przekonana, że ty będziesz następna. ''

— Próbuję odzyskać wspomnienia. W tym celu podróżuję po świecie.

— Jestem pewny, że gdybym pociągnął za sznurki znalazłbym kogoś, kto byłby ci w stanie pomóc.

— Gon mnie potrzebuje.

— Gon ma Killue, który się o niego troszczy. A teraz dołączyła do nich Rena. — Skrzywiła się, słysząc ostatnie zdanie. — Taka jest prawda. Nie ma już tam dla ciebie miejsca, Nell.

— Zastanowię się, dobrze? — odparła w końcu. — Muszę mieć trochę czasu na przemyślenie tego. Takiej decyzje nie można podjąć o godzinie dziesiątej w nocy przy filiżance herbaty.

Kiwnął głową, ponownie się uśmiechając. Tym razem nie był on szczery i Nell widziała to jak na dłoni.

— Zaprowadzę cię do pokoju gościnnego — oznajmił niby pogodnie. Wstała z kanapy i ruszyli razem przez plątaninę korytarzy.

Pomieszczenie było przestronne o szerokich oknach wychodzących na ogród i ścianach koloru waniliowego. W prawym rogu stało biurko, a przy ścianie po lewej usytuowane było łóżko z czerwonym baldachimem i aksamitną pościelą tego samego koloru. Na niej leżał komplet ubrań na noc i ręcznik. Dopiero po chwili Nell zorientowała się, że drzwi na przeciwległej ścianie prowadzą do małej łazienki.

— Jutro pomogę ci poszukać czegoś o tych twoich Dozorcach — oznajmił Levis łagodnie. — A teraz dobranoc.

Nim zdążyła zareagować, chłopak nachylił się i złożył pocałunek na jej policzku, po czym z uśmiechem wycofał się z pokoju, zostawiając ją samą.

Umyła się, przebrała, zgasiła światło i wpakowała się pod pierzynę. Światło księżyca oświetlało jej łoże i być może dla innych byłoby to irytujące, ale ona cieszyła się w duchu z tego faktu. Zaśnięcie bez Gona w całkowitej ciemności nie wydawało się jej możliwe.

Zamknęła oczy i niemal natychmiast odpłynęła.

Kiedy ponownie uniosła powieki, wciąż było ciemno. Ziewnęła i spojrzała na zegarek. Ten wskazywał drugą w nocy, co było dosyć wczesną porą, szczególnie dla takiego śpiocha jakim była Nell. Co obudziło ją o tej godzinie? Przewróciła się na drugi bok i próbowała zasnąć, jednak nic z tego. W końcu odrzuciła kołdrę i nałożyła swoje ubrania, postanawiając poszukać informacji o Dozorcach trochę wcześniej. Levis chyba nie pogniewa się, jak pogrzebie w jego tomiskach trochę wcześniej, prawda?

Znalezienie biblioteki przyszło jej z zaskakującą łatwością. Gdy pchnęła mosiężne drzwi i weszła do środka pomieszczenia, otoczyła ją ciemność. Wzdrygnęła się, po czym zabrała kilka głębszych wdechów dla uspokojenia.  Obróciła w dłoni małą latarkę, którą nosiła wszędzie ze sobą (na wszelki wypadek) i nacisnęła włącznik. Wąski promień światła rozbłysł w pomieszczeniu, ale tyle jej wystarczyło, by się uspokoić i dostrzec tytuły na grzbietach książek. Zaczęła żmudną zabawę szukania ,,igły w stogu siana".

— Nie dość, że demonologia, to jeszcze w środku nocy. Doceń to, co dla ciebie robię, Gon — szepnęła do siebie pod nosem, krzywiąc się na kolejny tytuł o okultyzmie. ,,Rodzaje demonów na przestrzeni wieków"? ,,Demon i ja"? Kto w ogóle wymyślał te tytuły? Chwyciła pierwszą książkę z brzegu i otworzyła na spisie treści. Przekartkowała ją uważnie, ale nic nie znalazła. Zdecydowanie nie umiała szukać. Nie miała do tego wymaganej cierpliwości, a dział, w którym się zajmowała zawierał cztery długie regały. Po co Levisowi tyle książek o tej tematyce? Słyszała od Leoria, że Dozorcy nawiedzali już kiedyś miasto i po prostu wrócili kilka lat temu. Może zajmował się już tą sprawą? A może interesował się tą tematyką? Zbiory mogły należeć też do jego dziadka lub innych członków zmarłej rodziny...

Postanowiła nie bawić się w przeglądanie i popatrzyć najpierw po tytułach. Dopiero na końcu czwartego regału znalazła coś ciekawego. Książka świeżo wciśnięta na miejsce, o czym świadczył brak kurzu na jej miejscu. Lektura dziwnie znajomo ciążyła jej w dłoni. Otworzyła ją powoli, i spojrzała na tytuł. ,,Katalog stworzeń paranormalnych według Zane'a Sheen'a" na stronie tytułowej ktoś dokleił karteczkę z treścią ,,Znalazłem ostatni egzemplarz. Podejrzewam, że reszta została spalona" pismo przypominało jej to Kurapiki, więc podejrzewała, że to tą książkę ze sobą przywieźli. Czytała dobrą godzinę, wytężając wzrok w świetle małej latarki, by w końcu znaleźć coś, co wydawało jej się sensowne.

Meros — inaczej Wołacz, władca dusz upadłych. Potrafi przywoływać dusze z zaświatów i podporządkowywać je swojej woli. Przywołana Dusza przybiera postać wyglądem przypominająca czarnego, stereotypowego ducha.  Na polecenie Wołacza może opętać konkretną osobę. Wiąże się to z przejęciem uczuć, przeżyć i całej osobowości ofiary, dzięki czemu zorientowanie się że osoba jest opętana graniczy z niemożliwością.  By Dusza się ujawniła, należy znać jej imię. By rozpoznać osobę opętaną należy odnaleźć na jej ciele coś czego wcześniej opętana nie miała. Może być to pieprzyk, tatuaż, inny kolor oczu bądź języka. Sam Meros może przybierać dowolną postać, w zależności od tego ile ma lat. Dorosłe osobniki przybierają formę ludzką lub zwierzęcą, w zależności od wygody, młodsze pozostają przy zwierzętach z braku umiejętności. Każda z form ma za zadanie zwabić do siebie potencjalną ofiarę. Żywią się ludzkim mięsem, w szczególności sercem. Nie lubią światła...

Skrzypnęły drzwi; Nell gwałtownie obróciła się w stronę dźwięku jednocześnie wyłączając latarkę, a książka, którą trzymała, z łoskotem upadła na podłogę. Przez moment sparaliżował ją strach. Jej podświadomość połączyła nikłe fakty, podczas gdy umysł jeszcze nie chciał dopuścić ich do świadomości.

— Ktoś tu jest? — usłyszała dziewczęcy głos. Zapewne jedna z pokojówek. Odetchnęła z ulgą i ruszyła w kierunku końca regałów, gdy nagle usłyszała kogoś jeszcze, kto sprawił, że gwałtownie się zatrzymała.

— Nikogo tu nie ma — odpowiedział Levis, zamykając za sobą drzwi. — A przynajmniej nikogo nie powinno być. Cała biblioteka tylko dla nas. Czy to nie wspaniałe?

— Panie Levisie...

Nastąpiła chwila ciszy, podczas której Nell wycofała się w stronę okna, czerwona jak burak i zawstydzona jak nigdy. Myślała o potworach, a w zamian za to zaraz prawdopodobnie dostanie scenę erotyczną. Odetchnęła z ulgą.

— A teraz chodź, chciałbym ci coś pokazać.

Pokojówka była chyba lekko zbita z tropu, ale przytaknęła i ruszyła za Sheenem w stronę drugiego końca biblioteki. Nell wychyliła się lekko zza regału przysięgając sobie w duchu, że jeżeli zaczną coś robić, to wybije szybę i wyskoczy przez okno. Albo przynajmniej wyjdzie drzwiami, jeju, cokolwiek byle by tego nie oglądać i nie słuchać.

Nastolatka podeszła do pulpitu i nachyliła się nad nim, patrząc na coś z zainteresowaniem. Levis podszedł do niej od tyłu i położył jej dłonie na karku, po czym wplótł palce w jej włosy. Nell czuła się jak rasowy zboczeniec i już miała się wycofać, gdy nagle stało się coś, czego się nie spodziewała. Sheen chwycił pewniej głowę dziewczyny i jednym, sprawnym ruchem skręcił jej kark. Ciało nastolatki osunęło się i upadło na ziemię. Złotooka zasłoniła usta dłonią i wycofała się w cień. Co do cholery?

A potem kucnął i szarpnął rękę martwej nastolatki, a ta z głuchym plaśnięciem oderwała się od reszty ciała.

— Reszta dla ciebie. — Powiedział, odsuwając się od swojej ofiary. Zza ostatniego regały wybiegł pokaźnych rozmiarów, czarny kształt. Przypominało jej to psa, tyle że jakby z... Czarnej mgły. Dopadł nastolatki leżącej na podłodze i zatopił w niej kły, rozszarpując ciało kawałek po kawałku niczym dzikie zwierze.

Dorosłe osobniki przybierają formę ludzką lub zwierzęcą, w zależności od wygody, młodsze pozostają przy zwierzętach z braku umiejętności.

Każda z form ma za zadanie zwabić do siebie potencjalną ofiarę.

Żywią się ludzkim mięsem.

 Nie lubią światła.

  —Wiem, że to nie dużo, ale ostatnio zabiłeś nastolatkę na ulicy, czyż nie? Dzisiaj znaleźli jej resztki. — Napomknął Levis, łamiąc trzymaną rękę na dwie części. Następnie wgryzł się w jedną z części i pochłonął z przerażającą prędkością. Tak samo zrobił z pozostałą mu połową. — Mógłbyś chociaż po sobie sprzątać, skoro masz zamiar zabijać w ten sposób. — Potwór dalej kłapał szczękami, a odgłos mlaskania gdy przeżuwał kolejne części ciała sprawiał, że Nell żółć podchodziła pod gardło. — Ach no i nie zapomnij tego posprzątać. Nell chciała szukać tu jutro informacji o Dozorcach. — Parsknął śmiechem i pokręcił głową z rozbawieniem, tak jak wtedy w salonie. Teraz jednak dziewczynie nie było do śmiechu. Nie, kiedy właśnie dowiedziała się prawdy, a Levis miał twarz brudną od krwi. Cudzej krwi. — A właśnie. Muszę zabrać tą książkę z półki, zanim zapomnę. Byłby problem, gdyby ją znalazła...

Uciekaj! wrzasnęła intuicja i postanowiła się jej posłuchać. Jednak gdy tylko zrobiła krok w tył, bestia oderwała pysk od ciała i uniosła wzrok, który utkwiła w niej. Mimo ciemności, Nell miała wrażenie, że potwór widzi ją doskonale i prawdopodobnie tak było, ponieważ po chwili ciszy Levis otarł twarz rękawem białej koszuli i uśmiechnął się.

— Szkoda, że tak wyszło — zaczął, idąc w jej kierunku. Odwróciła się na pięcie i pognała między regałami, wiedząc, że została zdemaskowana. W pierwszym odruchu dopadła okien, ale te były zamknięte na cztery spusty. Oh, że też w takiej chwili nie pamiętała jak używa się nenu! — Mogłaś zostać w łóżku i poszukać jutro, a potem wrócić do przyjaciół.

Odepchnęła się od okna i pobiegła przed siebie, jak najdalej od głosu Levisa. Przykucnęła niedaleko drzwi, starając się uspokoić oddech i drżące ze strachu ciało. Musiała stąd uciec. Musiała powiedzieć Gonowi I Killui co się dzieje w tym mieście, kto za tym stoi i kogo, a raczej czego należy się pozbyć. Ale przede wszystkim musiała wydostać się z tej przeklętej posiadłości!

— Co robimy, paniczu? — usłyszała nagle głos Chrisa, przez co znieruchomiała, czekając na rozwój wydarzeń.

— Ty nic... No może oprócz zablokowania wyjścia.

W tym samym momencie dziewczyna rzuciła się w stronę drzwi, jednak nie zdążyła do nich dobiec, gdy usłyszała trzask i połowa regału przeleciała milimetry od jej głowy, by uderzyć z hukiem w drzwi. Po chwili to samo stało się z drugą częścią mebla, a Nell znów uciekła między jeszcze nie rozwalone regały z książkami.

Była w pułapce. Wiedziała o tym doskonale, ale chęć przeżycia tłamsiła ponure myśli, które mogłyby sprawić, by się poddała.

— Daj spokój, Nelly — westchnął Levis, jakby zmęczony chodzeniem za nią w tą i z powrotem. — Porozmawiajmy. I tak nie masz gdzie uciec. Nie zabiję cię przecież. Nellyyyy...

— Nie mów tak do mnie — warknęła, przystając i odwracając się ku niemu. Nie minęła chwila, gdy już stał naprzeciw niej, spokojny i pewny siebie - cały on, tylko że teraz jego szelmowski uśmiech przywodził jej na myśl Kyle'a i za samo to miała ochotę go zabić.

— Czemu nie? Bo Kyle tak do ciebie mówił? Jestem jego bratem i też mnie lubisz w ten sposób co jego, więc chyba mam do tego prawo?

— W ten sam sposób co jego? — zaśmiała się z niedowierzaniem, uśmiechając się kpiąco. — Nie ma na to szans. Czar prysł, gdy dowiedziałam się, że skręcasz karki niewinnym nastolatkom.

Kolejne westchnięcie. Fioletowowłosy przetarł twarz dłońmi, po czym spojrzał na nią ze smutkiem.

— Wiesz, że nie mogę puścić cię wolno, prawda? Ale nie chcę cię zabijać. Może więc rozważysz moją wcześniejszą propozycję?

Odruchowo odsunęła się od chłopaka, nie wiedząc co robić. Nie dałaby rady podnieść regału, do dyspozycji miała więc tylko rozbicie okna.

— Nie mam zamiaru tu zostać — odparła, decydując się na to drugie. Błyskawicznie odwróciła się i ruszyła ile sił w nogach w stronę najbliższego prowizorycznego ,,wyjścia''.

— Szkoda — usłyszała za sobą zmartwiony głos dziewiętnastolatka. — W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru.

Nie minęła sekunda jak coś mocno uderzyło ją w plecy, a ona upadła na kolana, krztusząc się z chwilowego braku powietrza. Chciała się poderwać do góry; musiała biec dalej! Ledwo wstała, a ponownie upadła, gdy ów coś ponowiło uderzenie. Otoczyła ją czarna mgła. Wiedziała już, co się dzieje i nie wiedziała jak z tym walczyć.

— Przestań! — krzyknęła, gdy poczuła jak Dusza przylega jej do ciała, by po chwili zniknąć pod skórą. Kaszlnęła, usiłując nabrać powietrza, zamiast tego wdychała jednak to, co ją otaczało. Czuła jak coś przejmuje kontrolę nad jej ciałem, jak stara się ją stłamsić, przez co powoli traciła świadomość.

Spojrzała przerażona na Levisa, który patrzył na nią zmartwiony.

— Już zawsze przy mnie zostaniesz, Nell — powiedział, uśmiechając się delikatnie. — Wszyscy przy mnie zostaną. Nigdy nie będę sam.

Gon...

Pochłonęła ją ciemność.

    ❇❇❇ 

4396 słów. Najdłuższy rozdział jaki uświadczyliście dotychczas w tym fanfiction. Pracowałam nad nim długo, jako że nie chciałam robić kolejnego przejściowego rozdziału, więc wpakowałam dwa do jednego. Macie podwójny rozdział XDDDDD

Uwaga, a teraz ważne! 
Z jakiegoś powodu nie aktualizuje mi spisu rozdziałów, więc dopóki tego nie naprawię, nie polegajcie na nim XD

No i niespodzianka na koniec:

Bo chciało mi się troszku porysować <3

Mam nadzieję, że wam się wszystko podobało :)
Do następnego! :*