piątek, 12 stycznia 2018

24: Po x Trupach x Do x Celu.

— Okej... To co robimy?

Wszyscy spojrzeli w górę na piętrzącą się przed nimi, elegancką posiadłość Sheenów.

— Wspinamy się po bluszczu? — zaproponował Killua.

— A to w ogóle jest potrzebne? — spytał Gon. — Przecież nas zapowiedziałeś. Tak czy siak nie mamy już po swojej stronie elementu zaskoczenia.

Rena parsknęła śmiechem, a Leorio naburmuszył się na te słowa.

— Element zaskoczenia by się przydał.

— Jeju, no sorry — rzucił w końcu Killua, czując narastające w nim zirytowanie. — Chciałem tylko zobaczyć, czy jest sens w ogóle ją ratować.

— I musiałeś to zrobić w tak szpanerski sposób? — Rena spojrzała na niego pretensjonalnie. — "Nie zostawiamy swoich przyjaciół" bla, bla, bla. Czasami wydaje mi się, że tam gdzie powinieneś mieć mózg, jest pusto.

Rzucił jej złowrogie spojrzenie, na które cofnęła się o krok.

— A ja mam wrażenie, że brak ci instynktu samozachowawczego. Albo inteligencji. A może obu.

Czuł, że ją wystraszył, i to go irytowało. Zezłościł ją, ale nie miała odwagi mu odpyskować odkąd poznała jego nazwisko.

Typowo.

— Wiemy, z kim mamy do czynienia. I Wiemy, jaką liczebność ma wróg. Znamy plan tego miejsca w średnim stopniu. — Kontynuował wątek.

— Kto zna ten zna. — Leorio trącił butem kamień, kompletnie zniechęcony.

— Dlatego jesteś w grupie z Reną.

Killua podszedł do drzwi posiadłości i kopnął w nie z całej siły, nie wyjmując nawet rąk z kieszeni. Skrzydła uderzyły z impetem o ściany, robiąc niesamowity hałas.

Młody lekarz podskoczył jak oparzony i w kilka sekund dopadł Killuę. Następnie zdzielił go po głowie, nie mogąc uwierzyć w bezmyślność chłopaka.

— Zwariowałeś?! Chcesz nam ściągnąć wszystkich mieszkańców posiadłości na głowę?!

— Hm? A dlaczego nie? — Killua spojrzał na niego zdziwiony. — Lepiej mieć chyba wszystkich w jednym miejscu, niż dać przeciwnikowi szwendać się po terenie, którego znajomość działa na jego korzyść?

— Ale wiecie co, nikogo tu nie widzę... — Gon wyminął kłócących się przyjaciół i wszedł do holu. Rozejrzał się zdziwiony, po czym odwrócił w stronę drzwi, gdzie stała reszta ekipy. — Uciekli?

— Nie — Zoldyck skrzywił się z niezadowoleniem. — Chcą, żebyśmy się rozdzielili. Zmuszają nas do grania na ich zasadach.

— To może nie powinniśmy tego robić — zasugerowała Rena, uderzając pokrowcem katany o ramię. Leorio westchnął, wchodząc w głąb pomieszczenia.

— Nie mamy innego wyjścia. Po za tym, plan i tak to zakładał, nie?

Killua i Gon kiwnęli głowami, po czym Zoldyck jeszcze raz szeptem przypomniał plan. W pewnym momencie spojrzał na Renę ukradkiem i zdziwił się, gdy zrozumiał, że dziewczyna już ich nie słucha. Rozglądała się po holu, głęboko zamyślona, jakby z nostalgią. Kiedy tracił ją w ramię, nawet nie zareagowała.

— Rena?

Pomachał jej dłonią przed oczami i dopiero wtedy zwróciła na niego uwagę.

— Co? Mówiłeś coś?

— Skup się. — Zmierzył ją karcącym wzrokiem. — Mimo wszystko jesteśmy na terenie wroga. Pamiętasz plan?

Kiwnęła głową, uśmiechając się nieznacznie.

— Jasne.

Miał wrażenie, że coś przed nimi ukrywała. Nie miał pojęcia skąd taka myśl przyszła mu do głowy, jednak nauczył się ufać własnej intuicji. Dlatego położył jej dłoń na ramieniu i nieznacznie zacisnął na nim palce.

— Liczę na ciebie, Rena.

— Wiem — odpowiedziała, uciekając wzrokiem. Killua po chwili wahania puścił jej ramię i odwrócił się w stronę Gona. Niepokój powoli opanowywał jego umysł, nie dał się jednak ponieść emocjom. Coś było nie tak. Coś nie dawało mu spokoju. Nie był jednak w stanie tego zdefiniować. Dlatego pomimo wątpliwości, zrobił dobrą minę do złej gry. Udając pewniejszego niż był w rzeczywistości, kiwnął głową w stronę przyjaciół, dając znać o gotowości do działania.

— Zaczynamy.

**

Zamrugała kilka razy, próbując odzyskać ostrość widzenia. Odkaszlnęła, chcąc oczyścić gardło z resztek wody. Nadgarstki piekły ją, otarte do krwi przez kajdany. Była zmęczona. Ani na moment nie dał jej wytchnienia od początku tego koszmaru.

— Co mu powiedziałaś?

— Nic...

— Kłamiesz.

Po raz kolejny zanurzył jej ciało z impetem w wodzie, po sam czubek głowy. Szarpnęła się panicznie, nie mając siły by utrzymać powietrze w płucach. Może straci świadomość. Może umrze. Niech to się już skończy.

Gdy była bliska odpłynięcia do błogiej nieświadomości, poczuła szarpnięcie i jej ciało zostało brutalnie poderwane do góry. Mięśnie przeciął ból.
Nie miała siły jęknąć.
Nie miała siły płakać.
Chciała spać.

— Co. Mu. Powiedziałaś.

— Ile razy mam ci powtarzać? — wybełkotała. — Powiedziałam mu, żeby uciekał. Żeby wyjechał z Gonem beze mnie. To wszystko.

Westchnął i chwycił jej twarz dłonią, boleśnie zaciskając palce na żuchwie dziewczyny.

— Nie ładnie, Nell. Nie mówisz mi prawdy. Mimo że tak długo już rozmawiamy...

Zaśmiała się, pomimo wyczerpania.

— Masz ciekawy sposób na rozmowę. Nie dziwię się, że jesteś samotny.

Dźwięk uderzenia rozniósł się echem po przestronnym pomieszczeniu, a ona zaśmiała się ponownie, poruszając żuchwą by rozmasować policzek.

— Jakiś ty męski. Bijesz nastolatki.

— Ciesz się, że nie potraktowałem cię jako obiadu.

— Trzeba było tak zrobić.

Zaśmiał się, jakby powiedziała coś wyjątkowego zabawnego. Cóż, jej nie było do śmiechu. Mimo że wcześniej błagała o zemdlenie, teraz z całej siły walczyła o świadomość. Musiała wiedzieć. Skoro już z nią rozmawiał, musiała wyciągnąć dlaczego robił to wszystko.

— Oj Nell... Nie mogę cię zabić. Jesteś w końcu osobą, którą kochał Kyle. — Oparł się o blat i westchnął teatralnie. — Nie jestem aż takim dupkiem. Po za tym, mam wobec ciebie plany.

Nie podobało jej się to stwierdzenie. Kiedy ktoś ostatnio miał wobec niej plany, nie skończyło się to dobrze. I prawie umarła.

— Co masz na myśli?

Levis uniósł głowę i spojrzał na nią z dumą.

— Dzięki tobie Kyle do mnie wróci. Ale najpierw... Muszę zabić twoich przyjaciół. To kłopotliwe, że wiedzą o mnie za dużo. Po za tym chcą ciebie. A ty jesteś mi potrzebna.

Mimo półmroku, Nell doskonale widziała jego wyraz twarzy. Nagły zastrzyk adrenaliny sprawił, że na chwilę odzyskała jasność umysłu.

— Ocknij się, Levis! Nie chcesz tego robić! Po za tym moi przyjaciele są już daleko po za mias-

— Nie. — Przejechał dłonią po zakrwawionym blacie i spojrzał na  palce ubrudzone krwią. — Twoi przyjaciele właśnie weszli do posiadłości. Już wydałem polecenia względem nich. Niedługo się spotkamy.

Jej serce zabiło szybciej, napędzane paniką. Nie wiedzieli wszystkiego. Nie wiedzieli jak go zabić. Byli skazani na porażkę, a ona nie mogła nic zrobić.

— Nie rób tego Levis — szepnęła, błądząc po jego twarzy wzrokiem. Chciała uchwycić jego spojrzenie, dotrzeć do niego, do prawdziwego Sheena.

Domyślił się.

Spojrzał jej w oczy, jednak nie dostrzegła nawet przebłysku empatii.

— Jesteś słodka Nell — odezwał się w końcu. — Ale widzisz, Levis'a Sheen'a już nie ma. Jego żal i nienawiść zniszczyły go od środka. Powstałem z desperackiej chęci cofnięcia czasu. I nie umrę. Nigdy. Dlatego dokończę jego dzieła, choćbym musiał poświęcić całe miasto, by tego dokonać.

Wytarł zakrwawioną dłoń o spodnie, pozostawiając na nich czerwony ślad. Patrzyła na jego sylwetkę, gdy wychodził z pomieszczenia. Nim drzwi się za nim zamknęły, pochłonęła ją ciemność.

**

Miało być prościej.

W gruncie rzeczy jej zadanie nie było skomplikowane. Według planu, który opracowywali dwa dni, miała znaleźć książkę zawierającą informacje jak zabić to coś, co opętało Levisa. Więc razem z Leorio poszli do biblioteki. Ale tam jej nie było. Były za to potwory, trochę pokojówek i martwych ciał. To nie był szczęśliwy traf.

Kiedy udało im się uporać z jakże miłymi ,,czytelnikami", Rena zaklęła głośno.

— Język. — Leorio zganił ją wzrokiem, jednak sam miał ochotę kląć. Wiedział, że mimo prostoty planu, wcale nie będzie tak prosto. Na walkę z demonicznymi pokojówkami i niematerialnymi psami się nie pisał. — Te drzwi długo ich nie zatrzymają.

— Powiedz mi coś, czego nie wiem. — Rena z irytacją spojrzała na mosiężne drzwi, aktualnie zablokowane dwoma filarami. Musieli użyć nenu by tego dokonać, ale kupiło im to trochę niezbędnego czasu, którego jak zwykle brakowało. — Tędy.

Ruszyła przed siebie, a Leorio w ciszy powlókł się za nią, rozglądając na boki w poszukiwaniu nowego wroga. Przejeżdżając wzrokiem po obrazach martwej natury wiszących na kolorowych ścianach, Rena mimowolnie wróciła pamięcią do dawnych czasów, kiedy te korytarze, jak i cała posiadłość, tętniły życiem. Była wtedy tak mała, że te chwile prawie zatarły się w jej wspomnieniach. Jako dzieciaki, ona i Rine często tu wpadali. Ale wtedy wszystko było inne. Pan i Pani Sheene żyli, senior Sheene wygrzewał się na słońcu, a Kyle chodził za Levisem jak za królem. Ona z resztą także, przez co Rise nie miał innego wyjścia jak włóczyć się z nimi. To były dobre czasy. Dobre, spokojne i niewinne. Kiedy to wszystko zaczęło się psuć? Gdy rodzice chłopców zostali zamordowani...? Gdy umarł ich dziadek...? A może po odejściu Kyle'a...? Kiedy... Kiedy Levis się zmienił?

— Rena.

— Wiem. Myślę.

Kłamała. Wiedział to i ona zdawała sobie z tego sprawę. Wcale nie myślała, a przynajmniej nie o tym, o czym powinna. Kiedy dotarli pod właściwe drzwi, ogarnął ją niepokój. Nie chciała tam wchodzić.

Pokój Levisa był od zawsze strefą zakazaną. Kiedyś, jeżeli już gdzieś się bawili, to u Kyle'a lub w salonie. Gdy pogoda dopisywała, spędzali czas w ogrodzie. Była w tym pomieszczeniu tylko dwa razy. O dwa za dużo. A teraz miała wejść tam znowu.

— To tu?

Leorio zmarszczył brwi i nachylił się ku drzwiom z rękami włożonymi do kieszeni spodni. Stał tak przez chwilę, jakby próbował dostrzec coś, czego Rena nie widziała, po czym odsunął się, wyraźnie zawiedziony.

— Zwykłe drzwi.

— Czego się spodziewałeś? — Rena parsknęła śmiechem. — Laserów? Szyfru? Pułapek?

— Nie wiem. Czegoś. — Leorio wzruszył ramionami. — Skoro trzyma tu niby tak ważne rzeczy-

— Był normalnym nastolatkiem — weszła mu w słowo. — Po prostu cenił sobie prywatność.

— I tak mam wrażenie, że za łatwo nam idzie.

To wrażenie towarzyszyło również i jej, jednak nie powiedziała tego głośno. Zamiast tego nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi, jednocześnie wchodząc do pokoju Levisa z sercem bijącym milion razy na sekundę.

Nie wiedziała w sumie, czego się spodziewała. Kiedy jednak zobaczyła zwykły pokój, który przez te wszystkie lata uległ tak niewielkim zmianom, jej stres lekko zelżał.

— Zabierz się za półki i biurko, ja sprawdzę książki i łóżko — zarządziła. Leorio kiwnął głową i zaczął przeszukiwać swoją część pomieszczenia. Rena zrobiła to samo.

Ród Sheenów zawsze był dla niej swego rodzaju zagadką. Stwarzając pozory bycia normalną, bogatszą rodziną, jednocześnie budzili w ludziach przekonanie o skrywanej tajemnicy. Czy owym sekretem były właśnie te potwory? Tak naprawdę nic o nich nie wiedzieli. Jedyne czego byli pewni to fakt, że Nell została opętana przez... No właśnie. Nie mieli pojęcia z czym przyszło im się zmierzyć, jednak i tak wyruszyli na misję ratunkową.

Mimowolnie pomyślała o tym ile razy była wredna dla szkarłatnowłosej i skrzywiła się, zaprzestając na chwilę szukać. Wiedziała, że jeśli Nell zostanie na dłużej w Mort de Lavie, tak to się skończy. W końcu, odkąd Levis się zmienił, schemat był ten sam. Każda panna, która przyjechała tu z innego miasta i miała do czynienia z Levisem, po niedługim czasie decydowała się by zostać. Wiedziała też, że Killua i Gon nie wyjadą dopóki nie rozwiążą tutejszego problemu, a Nell nie wyjedzie bez nich. Mimo to chciała spróbować ją uratować. Jedyne co zyskała to jej nienawiść.

Wiedziała, że taka będzie cena, jednak to bolało.

Mogłaś ją uratować, szepnęło sumienie. Gdybyś im powiedziała...

Pokręciła głową. Nie mogła im powiedzieć. Nie mogła złamać obietnicy.

Mimo że giną ludzie?

Ze złością chwyciła ramę łóżka i nie kontrolując nenu, złamała ją na dwie części. Trzask drewna rozniósł się echem po korytarzach i nie musiała być geniuszem żeby wiedzieć, że wpakowała ich w kłopoty.

Szczególnie, że po chwili rozległ się potężny huk i obydwoje wiedzieli, skąd dochodził.

— Drzwi! — Leorio rzucił się, by zatrzasnąć wejście. W ostatniej chwili docisnął drzwi i przekręcił klucz. Coś uderzyło z impetem w drewno po drugiej stronie i zawyło nieludzko. Leorio przyparł plecami do wejścia i spojrzał na podopieczną z irytacją w oczach. — Co się z tobą dzisiaj dzieje, Rena?

Wzruszyła ramionami i rozejrzała się jeszcze raz po pokoju. Przejechała wzrokiem po biblioteczce pełnej ulubionych książek Levisa, biurku z ciemnego drewna, na którym wiecznie panował chaos. Spojrzała na łóżko z ramą z tego samego drewna, przykryte ciemną narzutą o alabastrowym kolorze. Na ściany, oblepione niedbale zdjęciami z ich wspólnego dzieciństwa. Najwięcej było fotografi z Kyle'm i Rena wcale nie była zaskoczona. Bądź co bądź, Levis od zawsze miał totalnego chopla na punkcie młodszego brata.

Młode Merosy dobijały się do drzwi, podczas gdy ona próbowała zebrać myśli. Wiedziała już, że nie ma książki w pokoju. A to znaczy, że mogła być tylko w jednym miejscu.

— Idziemy, Leorio! — podeszła do okna i otworzyła je na oścież.

Paladinight widząc co dziewczyna zamierza, rzucił się w jej kierunku.

— Rena, nie! — wrzasnął, gdy była już na parapecie.

— Daj spokój, przecież mam nen. Musimy się stąd wydostać — odpowiedziała, po czym zeskoczyła lekko z parapetu i wtedy zrozumiała, o co chodziło chłopakowi. Nie zdążyła krzyknąć, gdy wpadła prosto w chmurę gęstej, czarnej mgły.

Kiedy Leorio dopadł okna, po rudowłosej nie było śladu. Uderzył ze złością w drewniany parapet i przeklął głośno.

— Niech to szlag! Nic nie idzie tak jak powinno!

Nie miał jednak czasu na złość, ponieważ w tym samym momencie trzasnęły drzwi, a trzy wściekłe Merosy rzuciły się w jego stronę.

######

Helloł. Przybywam. Uparłam się żeby skoczyć rozdział bo mam dla was smutną wiadomość.

Następny rozdział może być dopiero pod koniec lutego.

Zaczyna mi się sesja i muszę przerwać pisanie. Zapewne nie odczujecie różnicy, bo rzadko udostępniam notki, ale stwierdziłam, że przydadzą wam się wyjaśnienia.

I przepraszam, że nie dodałam nic świątecznego. Nie miałam czasu pisać, a z pomysłem jeszcze gorzej ;-;

I przepraszam, jeśli macie tekst na białych paskach. Komputer jeszcze zdycha, więc pisałam na telefonie po za apką bloggera i no. Poprawię to w wolnej chwili z jakiegoś publicznego kompa.

#Meiko