czwartek, 25 października 2018

34: Zaufaj x Mi.

     Na początku nie wiedziała co się dzieje. Wokół niej wirowały setki kolorów - dopiero po chwili zorientowała się, że to wspomnienia. Gdy wyciągnęła rękę, by złapać jedno z nich, poczuła, jak traci grunt pod nogami. Pisnęła, gdy wspomnienie wciągnęło ją do środka. 
     Las, który ją otaczał, był dziwnie znajomy. Księżyc w pełni sugerował środek nocy. Dwie postacie, przy małym ognisku, siedziały zgarbione i smażyły coś na patykach. Skrzywiła się, gdy rozpoznała w tym czymś szczury. 
     — Ile jeszcze będziemy jeść to paskudztwo? 
Brązowowłosa dziewczyna spojrzała na swojego towarzysza. Chłopak wzruszył ramionami i wgryzł się w upieczoną zdobycz. 
     — Ile będzie trzeba. No chyba że upolujesz coś lepszego. 
Dziewczynka prychnęła i z oporami zaczęła jeść. Nastała cisza, którą zakłócał tylko trzask palonego drewna. Nell podeszła do ogniska i spojrzała na dziewczynkę. Miała dziecięce rysy twarzy, jasną cerę i złote oczy, przez które Nell mimowolnie zrobiła krok w tył. Spojrzenie szatynki było... Beznamiętne. Jakby straciła coś cennego. Jakby nic nie miało znaczenia. 
     — Wiem, jak uderzyć w Zoldycków. 
Jej słowa, wypowiedziane bez emocji, wprawiły czerwonowłosą w przerażenie. Całkowicie przeciwnie zareagował chłopak - uradowany, nachylił się do ogniska i tym samym do szatynki. 
     — Co wymyśliłaś, Zoey? 
Nell pokręciła głową. Nie mów mu, chciała powiedzieć, ale gdy otworzyła usta, nie wydostał się z nich żaden dźwięk. Krzyknęła, jednak bez skutku. Jakby była niema. Kiedy mała Zoey tłumaczyła bratu jak użyć Zoldycka i jaka będzie jej rola, porwały ją kolejne wspomnienia. Broniąc się, zakryła uszy i zamknęła oczy. 
      Nie chciała wiedzieć. 
Gon mówił, że jest dobra. Że przeszłość nie ma znaczenia. Tymczasem krzyki wokół sugerowały coś innego. Kiedy ponownie otworzyła oczy, znów zobaczyła siebie. Stała pośród martwych ciał. Jej ręce były brudne od krwi, tak samo jak ubranie. Jak wszystko. 
      Wszystko wokół miało kolor jej włosów. 
Nie chcę tego pamiętać, pomyślała, kuląc się. Oparła głowę na kolanach i oplotła je rękami. Była przerażona. Czy naprawdę... Czy naprawdę nie było dla niej ratunku...? 

,,Hej, Nell, słyszysz mnie?" 

    Gwałtownie uniosła głowę, słysząc znajomy głos. Znajdowała się na polanie, świeciło słońce, a w promieniu kilkunastu metrów, schronienie dawało tylko jedno drzewo. Stał pod nim Killua. Stał też Gon. Uśmiechali się do niej. Odetchnęła z ulgą. Może to wszystko było złym snem...? 
Podeszła do nich z szerokim uśmiechem. Nim jednak zdążyła się odezwać, uśmiechy chłopaków zniknęły. 
     — Dlaczego nas zdradziłaś, Nell? — głos Gona był pełen rozpaczy. — Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. Ufaliśmy ci... 
     — A ty nas zabiłaś — dokończył Killua i uśmiechnął się cynicznie. — Czy nie byłaś we mnie zakochana? 
   Jej serce biło jak oszalałe, gardło ścisnęło się z żalu. Pokręciła głową, wyciągając rękę w stronę białowłosego. Jednak gdy tylko go dotknęła, zniknął, tak jak i Gon. Znów stała w kałuży krwi. Sama. 
     — Widzisz, taki już twój los. 
Odwróciła się, by spojrzeć na brata. Jego uśmiech ją przerażał. 
     — Twoim obowiązkiem jest przejąć dziedzictwo. Zostać skrytobójcą. Twoje ręce, twoje ciało... Masz na sobie krew setek ofiar. Czy naprawdę myślałaś, że będziesz mogła żyć jak normalny człowiek? — zaśmiał się, a niebo zasnuły ciemne chmury. — Jesteś mordercą, Zoey. I to się nigdy nie zmieni. 
     Mordercą... 
I nagle znów była gdzie indziej. Prawie zachłysnęła się, gdy uświadomiła sobie, że patrzy w te hipnotyzujące, niebieskie oczy. Leżała na przeciwko niego, a on coś mówił. Dopiero po chwili zrozumiała co. 
     — ...znam siebie. Wiem, co robiłem w życiu. Nie zliczę ilu ludzi zabiłem. Nie zawsze byli to źli ludzie. To była moja praca i tego się trzymałem. Nie wiem, czy to było złe. Kto niby może to wiedzieć? Niby z jakiej racji ktoś mi ma narzucać swoją definicję dobra i zła? 

,,Nie jesteś zła, Nell. Nie jesteś zła, Zoey." 

     Zamrugała, po czym usiadła. Znów znajdowała się gdzie indziej, ale to już jej nie dziwiło. Była otoczona wspomnieniami - wypełniały ją, zarówno te dobre jak i te złe, a ona nie miała już nic przeciwko. Musiała je zaakceptować. To była ona. Bez względu na to czy nazywali ją Zoey, czy Nell.      
     Musiała zaakceptować wszystko, bez wyjątku. 
     Była winna wyjaśnienia Gonowi i Killui. To nie mogło czekać. W końcu, Gon uważał, że nie była zła. Może gdzieś w głębi duszy, rzeczywiście tak było? Może powinna była zawalczyć o Nell, gdzieś w głębi niej? O tą niewinną dziewczynkę, która lubiła czytać i zajadać się czekoladą? 

,,Kocham cię" 

Zamknęła oczy. Kiedy je ponownie otworzyła, wiedziała, że to już nie wspomnienia. Nie wiedziała jednak, co się działo. W jej głowie panował mętlik, serce biło nienaturalnie szybko, a ona próbowała zrozumieć sytuację. Czy Gon właśnie powiedział, że ją kocha? 
Dlaczego Killua patrzy na nią z takim przerażeniem? Dlaczego Kirei się śmieje? I Gon..? 
     I wtedy zrozumiała. Zrozumiała, dlaczego nie może ruszyć ręką. Ostatni puzzel wskoczył na swoje miejsce. 
     To nie mogła być prawda! 
     Jak w transie wyjęła rękę z ciała chłopaka. Złapała go, nim jego ciało upadło i położyła je na ziemi. Killua w jednej chwili znalazł się przy nich, próbując zatamować krwawienie. Nell drżącą ręką sięgnęła do szyi chłopaka, chcąc sprawdzić puls. Zatrzymała ją jednak w połowie drogi. Jej ręka, aż po łokieć, była brudna od krwi. Krwi Gona. 
     Przeraźliwy, pełen rozpaczy krzyk rozdarł okolice i Nell zajęło chwilę zrozumienie, że ów dźwięk należał do niej. Że po jej policzkach płyną łzy. Że Killua trzęsie ciałem Gona, chcąc go obudzić. Że to wszystko jej wina. Zawiodła Gona . Jako przyjaciółka, jako osoba, w którą wierzył i jako ta, której powierzył swe uczucia. 
      Lewą ręką zamknęła chłopakowi oczy. Killua dopiero wtedy na nią spojrzał, a jego spojrzenie... Siłą woli powstrzymała się, by nie uciec wzrokiem w bok.  
     — Ufał ci. — Jego głos drżał z natłoku emocji, jakie nim targały. — Ufał ci! Ja ci zaufałem... A mimo to ty... Cholera! 
Uderzył pięściami w ziemię i spuścił głowę. Był w rozsypce. Widziała to, ale nie mogła nic z tym zrobić. 
     — Nie miałam nad tym kontroli — załkała. Czuła potrzebę wytłumaczenia się, jakkolwiek beznajdziejne by to nie było. — Nie miałam pojęcia, co się dzieje, Killua- 
      — Wiem — przerwał jej, wycierając policzki rękawem bluzy. — Ale gdyby nie ty, nie byłoby nas tutaj. Gdyby nie ty... Mogłem cię zabić przy pierwszej okazji.  
     Zabolało. Wiedziała, że wcale tak nie myślał, a przynajmniej miała taką nadzieję. Mimo to i tak te słowa trafiły do niej bardziej niż powinny. Kirei powtarzał, że uczucia są słabością. Że nie powinna się przywiązywać. Ale przecież na tym polegał plan. Sama go wymyśliła. Kiedy stała się ofiarą własnego spisku? 
      Przemogła się i dotknęła ręką szyi, by sprawdzić puls. Jej dłoń zostawiła ślady krwi w miejscu, w którym palce zetknęły się ze skórą chłopaka.  
      Pokręciła głową. Nie mogła się nad sobą użalać. Nie w tej chwili, kiedy liczyła się każda sekunda. Rozpacz Killuy mogła szybko zmienić się w furię. Mimo że jego spojrzenie było puste, a twarz nie wyrażała żadnych emocji, wiedziała, że to nie potrwa długo. Musiała myśleć szybko, jasno i przejrzyście. Przecież potrafiła to. Była skrytobójcą. I była bardzo zła. 
      Podniosła się z kolan, by podejść do Kirei'a, który zeskoczył z dachu, wychodząc jej na spotkanie. Szatyn był mocno rozbawiony, ona jednak nie widziała powodu do śmiechu.  
     — Co to wszystko ma znaczyć? — syknęła, zaciskając ręce w pięści. — Jak to się stało?  
     — Zabiłaś go. — Kirei wzruszył ramionami. — Co w tym takiego strasznego? Żeby ta chwila nastąpiła, przelałaś o wiele więcej krwi. Mamy cel na wyciągnięcie ręki. Jaką różnicę robi ci chłopaczek ze śmieszną fryzurą?  
     Deszcz już jakiś czas temu przeszedł w mżawkę, by po chwili zniknąć zupełnie. Nell spojrzała na brata ze złością.  
     — On ma na imię Gon, prostaku. I tak, robi mi to różnicę. Wkuj sobie do tego zakutego łba, że nie toleruję manipulowania. A szczególnie, jeśli robisz to ty. — Jej ciało wręcz drżało ze złości. — Wiem już, że mnie okłamywałeś. Teraz powiesz mi prawdę. O wszystkim, rozumiesz? 
     Na te słowa szatyn zaśmiał się i oparł o ścianę domu, mierząc siostrę zaciekawionym spojrzeniem. Miała nadzieję, że widział jej furię, że spodziewał się tego, co miała w planach. Lubił igrać z ogniem.  
     — A co chcesz konkretnie wiedzieć? — spytał, uśmiechając się. Miała go serdecznie dość.  
     — Kto zabił naszych rodziców?  
     — Zoldyck — odpowiedział Kirei, w dalszym ciągu się uśmiechając. — Nie istotne, który. Dlatego musimy zabić Killuę. W końcu, to ich najzdolniejsze dziecko. Jego strata będzie potężnym ciosem.  
      — Wiem. — Nell uśmiechnęła się słodko. — Mam jeszcze jedno pytanie.  
      — Hm? 
      — Przepraszam, że wcześniej na nie nie wpadłam, a przecież to jest najważniejsze. — Jej niewinny ton wprawił chłopaka w swego rodzaju niepokój, z czego była dumna. Spojrzała na niego uważnie, mając nadzieję, że nic jej nie umknie. — Kto wynajął Zoldycków do zabicia naszych rodziców?  
   Uśmiech zniknął z twarzy szatyna. Widać było jak na dłoni, że nie spodziewał się tego pytania.  
     — To ma jakieś znaczenie?  
     — Tak, głuptasku — zaśmiała się, rozkoszując się chwilą. — Killua powiedział, że to rodzinny biznes. Oni nie zabijają dla przyjemności. Robią to tylko za pieniądze. Skoro zamierzałeś się trzymać tej bajeczki, którą wciskałeś mi przez te wszystkie lata, trzeba było ją dopracować. Nigdy mi nie zdradziłeś, kto stoi za zleceniem, więc myślałam, że po prostu głowa rodu Zoldycków zleciła to któremuś z dzieci. Ale teraz wiem, że to nie ma sensu. A więc? Chyba zasługuję na prawdę, skoro już mamy cel na wyciągnięcie ręki. 
     Kirei skrzywił się, ale nic nie odpowiedział. I nie musiał. Jego reakcja była ostatecznym dowodem na jej podejrzenia. Chciała jeszcze coś dodać, ale nie zdążyła. Gdy tylko otworzył usta, coś przeszyło powietrze i uderzyło z impetem w Kirei'a, który pod siłą naporu przeleciał przez ścianę, zatrzymując się dopiero na zewnętrznej, po drugiej stronie domu. Dopiero wtedy Nell zdołała dostrzec Killuę, w plątaninie wiązek elektrycznych, okładającego jej brata pięściami. Skończył jej się czas na rozmowę. 
Mimowolnie przeszły ją ciarki. Zoldyck nie bawił się w uprzejmości ani pogaduszki. Nie pytał ,,dlaczego" i dziewczyna wcale mu się nie dziwiła. Bardziej zaskoczył ją fakt, że atak nie był wymierzony w nią. W końcu to ona...  
     Zacisnęła usta w wąską linię i spojrzała na ciało Gona. Jej gardło ponownie ścisnęło się z żalu. Polubiła go. Chociaż, co to za stwierdzenie? Nie sądziła, by ktoś był wstanie go nie polubić. Był za dobry. Wierzył w nią do końca... I to go zabiło. Był kolejnym chłopakiem, który umarł, ponieważ za długo się wahała. Tylko że Gon zginął z jej ręki. A Kyle...  
     Właśnie, Kyle. 
     Prawie pacnęła się w czoło, nie wierząc w swoją głupotę. Jednocześnie serce zabiło jej szybciej, napędzane ekscytacją i nadzieją. Jeśli to zadziała... Może jeszcze nie wszystko stracone.  
Rozejrzała się, próbując zlokalizować swój plecak. Odskoczyła w bok, gdy Killua przerzucił szatynem w drugą stronę jak szmacianą lalką. Nim Kirei zdążył unieść ręce, zalał go grad pięści. Zoldyck nie dawał mu szansy na odpowiedź. To był dobry ruch. Nie wiedziała tylko, czy przemyślany, czy Killua atakował po prostu bez ładu i składu, chcąc się na kimś wyładować. W każdym razie najlepszą obroną był atak.  
     Iść po plecak, czy zamienić się z Zoldyckiem? Wbrew pozorom, odpowiedź nie była taka oczywista. Nie chciała ryzykować i zostawiać chłopaka na pastwę brata. Wiedziała, że role szybko się odwrócą. Z drugiej strony ostatnim, o czym marzyła, było zmierzenie się z kimś, kto uczył ją większości tego, co umiała. Chociaż, to raczej było wymówką. Po prostu nie chciała walczyć z własnym bratem. Kirei był specyficzny, ale przez pewien czas miała tylko jego. Mimo że namieszał jej w głowie i karmił ją kłamstwami na temat rodziny Zoldyck... Mimo że podpuścił ją, żeby wymyśliła ten głupi plan i wykorzystał ją w najgorszy sposób... To wciąż był jej brat. Jej jedyna rodzina. Wiedziała, że nie wiedzieliby co zrobić. Walczyliby, ale czy zdołaliby się pozabijać? Czy ona zdołałaby go zabić? Był od niej silniejszy i nie kierował się emocjami tak bardzo jak ona. Nie chciała być zmuszona do użycia nenu. 
     Odwróciła się by pójść po plecak, jednak nie zdążyła zrobić nawet kilku kroków, gdy usłyszała cichy trzask. Killua stęknął i odskoczył na bezpieczną odległość. Trzymał się za prawą rękę. Nell, gdy przymrużyła oczy, dostrzegła wypukłość i sporą plamę krwi na rękawie niebieskiego golfa. Po dłoni Zoldycka spłynęła obficie krew. Skrzywiła się. Kirei lubił się bawić. Złamania otwarte były tylko jedną z jego ulubionych tortur. 
     — Nie krzyknąłeś. — Szatyn otarł wargi z krwi i uśmiechnął się zadziornie. — Tym zabawniej będzie cię zmusić do wrzasku, nim cię zabiję. 
     — Powodzenia. — Killua uśmiechnął się zadziornie i zaciskając zęby, ponownie ruszył do ataku. Tym razem jednak Nell szybko zrozumiała, co się wydarzy i nie postanowiła stać bezczynnie. Użyła nenu, by przyspieszyć, chwyciła za ramię Killuę i odepchnęła go, jednocześnie robiąc sobie z niego podpórkę; wyskoczyła do góry i wykonała szybki i najmocniejszy jaki była w stanie wykop z półobrotu. Kirei uśmiechnął się i chciał złapać dziewczynę za kostkę, ale się przeliczył – nie docenił siły, jaką dziewczyna włożyła w wykop i końcowo noga sięgnęła celu, a Hashikaruko odleciał kilka metrów do tyłu. Killua upadł, ciągnąc dziewczynę za sobą. Skrzywił się z bólu, gdy trąciła przypadkiem ranną rękę. Nell szybko zwłoka się z chłopaka i pomogła mu wstać. Kirei również wstał, ale nie podszedł do nich i nie zaatakował. Lekceważył ich, ale nie do końca. Trzymał dystans, uważnie ich obserwując. Nell wiedziała, że jej brat zawsze był bardzo pewny siebie i tym razem się z tego cieszyła. Miała nadzieję, że to ostatecznie go zgubi. 
     — Idź po mój plecak, Killua. 
   Chłopak spojrzał na nią jak na wariatkę i wyminął, ruszając w stronę przeciwnika. Nell na to przewróciła oczami. Dlaczego on był taki uparty? Po raz kolejny chwyciła go za ramię o stanęła przed nim. 
     — Czy ty jesteś głuchy? 
     — Zejdź mi z drogi. 
   Jego głos był zimny i pozbawiony emocji. Gdyby nie odzyskała wspomnień, może zrobiłoby to na niej wrażenie. W tej chwili nie robiło. 
     — Posłuchaj no, chłopczyku. Jesteś ranny, więc zrobimy po mojemu, inaczej... 
     — Powiedziałem, zejdź mi z drogi! 
   Nim zdążyła zareagować, poczuła ból w nogach i upadła. Nie pozostała jednak dłużna - z niemałą siłą wzięła zamach nogami i podcięła chłopaka, przez co on również wylądował na ziemi. Kirei, widząc to, zaśmiał się i usiadł po turecku na mokrej od deszczu ziemi. 
     — Jak się zastanowicie, które się ze mną zmierzy, to dajcie znać! 
Killua warknął coś pod nosem, a Nell przewróciła oczami. 
     — Nie będziesz z nim walczył. 
     — Nie będziesz mi mówić, co mam robić — odpowiedział na to Killua, a dziewczyna poczuła, jak kończy jej się cierpliwość. Wstała i podeszła do Zoldycka, który również zdążył podnieść się z ziemi. 
     — Wiem jak uratować Gona — mruknęła, nim chłopak zdążył coś jeszcze powiedzieć. Killua skrzywił się, nieświadomie zaciskając dłonie w pięści. 
     — Gon nie żyje, Nell, Zoey, czy jak co tam naprawdę na imię. — Jego głos wręcz ociekał złością i wcale mu się nie dziwiła. — Dalej masz brudną rękę po tym, jak go zamordowałaś. 
     — Nie miałam kontroli nad tym co robię! — syknęła, tracąc nad sobą panowanie. — I dobrze o tym wiesz! Jeśli chcieliście do mnie dotrzeć, to ty powinieneś wyznać mi miłość, do jasnej cholery! 
Zapanowała chwilowa cisza.  
     — Co? 
Zaklęła, zdając sobie sprawę, że powiedziała za dużo. Nie mieli czasu na takie rozmowy. 
     — Plecak — rzuciła, zmieniając temat. — Znajdź go i przynieś. Ja zajmę się Kireiem. 
     — Dlaczego- 
     — Czy możesz choć raz zrobić to, o co cię proszę? Proszę? 
   Widząc jej zniecierpliwione spojrzenie, kiwnął głową. Nie podobało mu się zostawienie Nell z skrytobójcą, a z drugiej strony miał ochotę zostawić ich samych sobie, żeby się pozabijali. Był zdezorientowany, zły i rozżalony, i nie miał pojęcia, co zrobić z tymi uczuciami. 
     — Zaufaj mi. 
   Jej złote oczy świeciły nienaturalnym blaskiem, ale były przez to jeszcze piękniejsze. Jak mógł jej zaufać po tym co zrobiła? Mówiła, że uratuje Gona, ale przecież jego nie dało się już uratować. Dlaczego więc gdzieś w głębi serca jej wierzył? Dlaczego jego serce jeszcze się nie poddało? 
     — Idź, Killua. 
   Pchnęła go delikatnie do tyłu, a sama ruszyła w stronę brata. Jej dumnie wyprostowana postawa i wysoko uniesiony podbródek wprawiały go w zdziwienie. Była taka pewna siebie, a kilka godzin temu prawie płakała, nie chcąc, żeby z nią szli.  
     Ale może to nie była już Nell.    


//////////////////////////

Okej, jestem strasznie nie słowna. Przepraszam ;-; W moim życiu ostatnio spor się dzieje i przez chcwilę myslałam, że zawieszę opowiadanie. Ale w sumie zostały chyba ze dwa rozdziały do końca, więc szkodaby było.

Na pocieszenie dodam, że w ramach rekompensaty mam połowę następnego, więc no. Możliwe, że skończę go szybciutko.

Całuski <3

#Meiko