sobota, 26 listopada 2016

9: Nie x Jesteś x Zła.

- Toast za RO!

- Tajeeest!

Mężczyźni i kobiety, siedzący w największej tawernie jaką  szczyciło się Mistey, unieśli w górę kufle piwa by po raz któryś wznieść toast za swoich wybawców. W tle ludowa muzyka grała na całego. Niektórzy tańczyli radośnie na parkiecie nieopodal, inni gawędzili pogodnie z barmanem i kelnerkami. Radości nie było końca.

Po odbiciu Mistey i uratowaniu tylu ludzi ile byli w stanie, Ruch Oporu był na ustach wszystkich. Red Riders zostali wybici do cna. Mimo że byli dużo silniejsi, nie spodziewali się ataku - dzięki tej karcie oraz zwinności, Mirai i reszta zdołali odbić ratusz i uwolnić więźniów. Następnie odbyło się chowanie zamordowanych, czemu towarzyszyło naprawdę dużo płaczu.

Jednak po czterech dniach ludzie stanęli na nogi. Zaczęli sprzątanie i odbudowę miasta. Kupcy brali co mieli i wyjeżdżali, by handlować i na nowo rozsławić Mistey. Gospodynie i dzieciaki krzątały się dosłownie wszędzie, a ludzie, którym udało się uciec na czas, wracali by pomóc w powrocie miasteczka do stanu sprzed najazdu Red Riders.

Po akcji ratunkowej Mirai, która przygarnęła ich po swoje skrzydła Killua, Gon i Nell oraz sam Ruch Oporu również powoli wracali do siebie.

Gon obudził się wieczorem następnego dnia, stwierdzając że jest głodny. Gdy Killua spytał się go czy pamięta cokolwiek, zaprzeczył. Nell odmówiła jakichkolwiek informacji, tłumacząc że sama nie wie, co dokładnie się wydarzyło.

Z Nero jednak było najgorzej. Nie wychodził praktycznie z pokoju. A gdy już postanowił pokazać się światu, sunął po ziemi niczym cień, powoli, noga za nogą. Prawie nie jadał i prawdopodobnie mało sypiał, czego efektem był wygląd przywodzący na myśl ludziom narkomana na odwyku.

Killua dopiero po kilku dniach zdał sobie sprawę, że to duszące uczucie, towarzyszące mu przez te kilka dni, to najzwyklejsze w życiu wyrzuty sumienia. Czuł się winny, że chłopak był w takim stanie.

Podczas najazdu Red Riders zginęło wielu ludzi, jednak tylko Nero stracił całą rodzinę. Ojca, starszego brata, matkę i młodszą siostrzyczkę, na której punkcie miał totalnego świra... I której Killua odciął głowę, centralnie na jego oczach. Co prawda gdy reszta wysłuchała opowieści Zoldycka każdy twierdził, że postąpił dobrze. Garou mruknął nawet, że na jego miejscu zrobiłby to szybciej, ale białowłosy wiedział, że było to kłamstwem. Tak naprawdę tylko on był w stanie to zrobić. Ponieważ tylko on nie liczył się z emocjami czerwonowłosego.

Dlatego teraz, siedząc w tawernie i popijając sok, jako że na alkohol był jeszcze za młody, nie mógł wykrzesać z siebie ani trochę entuzjazmu. Gon wręcz przeciwnie - śmiał się i wznosił kolejne toasty razem z resztą ludzi, oczywiście również sokiem porzeczkowym. Nell z kolei wydawała się nieobecna, co zaciekawiło chłopaka. Dlatego gdy po raz kolejny szklanki i kufle poszły w górę, Killua chwycił dziewczynę za nadgarstek i wymknęli się z pomieszczenia, odprowadzeni rozbawionym wzrokiem Mirai.

Noc była ciepła i spokojna, a nieliczne palące się światła domów sprawiały, że nastolatkowie czuli przyjemne ciepła na sercach. W końcu, mimo wszystko trochę pomogli przy ratowaniu ludzi.

- Ciepła noc - zaczął chłopak od niechcenia. - Idealna na zwierzenia, co nie?

Nelly parsknęła śmiechem, obrzucając Killuę rozbawionym spojrzeniem.

- Nie dajesz za wygraną, co?

- Chcę wiedzieć co się tam stało - odpowiedział poważniej. - Gon utrzymuje, że nic nie pamięta, ale jest kiepski w kłamaniu. Dzięki temu wiem tylko, że Cię kryje. Przede mną.

W jego głosie Nell dosłyszała nutę goryczy i z jakiegoś powodu poczuła okropne wyrzuty sumienia. Miała wrażenie jakby przez nią między Gonem a Killuą zaczęła tworzyć się nić niezgody.

- Eeeeeej! Czekajcie!

Słysząc znajomy głos, dwójka nastolatków odwróciła się, by zobaczyć Gona biegnącego w ich stronę.

,, I to tyle jeżeli chodzi o rozmowę" - westchnął Killua w myślach. Kątem oka spojrzał na Nell, która na widok bruneta uśmiechnęła się ciepło. Relacja między tą dwójką zaczęła go naprawdę intrygować.

- Dlaczego mnie nie zabraliście? - spytał z wyrzutem Gon, patrząc na dwójkę z wyrzutem.

- Wyglądało na to, że dobrze się bawisz - wyjaśnił Killua. - A Nell źle się poczuła, wiec postanowiłem wyprowadzić ją na spacer.

- Co? - dziewczyna uniosła brwi. - Nie jestem psem, palancie!

- Sama to powiedziałaś - zaśmiał się białowłosy, przez co Nell zdzieliła go w ramię. Po chwili westchnęła cicho i schowała ręce do kieszeni. - W sumie, dobrze że przyszedłeś, Gon - powiedziała ze zmęczeniem słyszalnym w głosie. - Myślę że wam obu należą się wyjaśnienia.

¤¤

Siedząc na dachu budynku, dwójka nastolatków czekała aż siedząca pośrodku nich Nell zacznie mówić. Dziewczyna wiedziała, że są ciekawi, jednak sama bała się powiedzieć na głos to, czego się domyślała. To, o czym wiedziała, pozostawało po prostu smutnymi faktami, przerażająymi ją, ile by o nich nie myślała.

- Nie jestem pewna, co się stało w podziemiach fabryki - zaczęła powoli, zaraz po tym biorąc głębszy oddech. - Ten gość, z którym walczyłam... Twierdził, że mnie zna.

- Nazwał cię Ognistym Kosiarzem - przypomniał sobie Gon.

Kiwnęła głową, potwierdzając.

- Powiedział również... Że należałam do Red Riders. I że zamordowałam połowę członków grupy.

- Czyli kłamałaś - skwitował Killua oschle, przypominając sobie zarzekanie się dziewczyny, jakoby nie ma z grupą nic wspólnego.

- Poniekąd - mruknęła. - Dlatego należą wam się wyjaśnienia.

- A więc słuchamy.

Wzięła kolejny głębszy oddech, a dwójka chłopców spięła się w oczekiwaniu na wytłumaczenie wszystkiego. Nell czuła negatywne nastawienie Killui wręcz na własnej skórze, mimo to postanowiła kontynuować. Chociażby dla Gona.

- Kiedy obudziłam się dwa lata temu w łóżku, nie miałam pojęcia kim jestem - zaczęła cicho. - Na biurku leżały kartki z projektami robotów ze sztuczną inteligencją, a moja ,, rodzina" już istniała. Siro powiedział, że miałam wypadek i długo spałam. I w to musiałam uwierzyć. Zaczęłam żyć w Oregonie jako Nell, ponieważ tak zwracała się do mnie reszta. Nie chodziłam do szkoły i nie miałam przyjaciół. Zarówno ja jak i moja ,,rodzina" nie istnieliśmy w społeczeństwie. Ale żyliśmy. - Zamilkła na chwilę, patrząc z uwagą na towarzyszy. Killua nie patrzył na nią, wiedziała jednak, że słucha uważnie. Gon z kolei poświęcał jej całą swoją uwagę. - Można powiedzieć, że mam amnezję. Nie pamiętam niczego i nikogo. I była to prawda, aż do ostatniego pół roku. Wtedy wspomnienia zaczęły wracać. W snach najczęściej. Zazwyczaj są to urywki wspomnień, nie układające się w żadną logiczną całość. Twarze ludzi, których spotkałam, ale których nie pamiętam. Zakrwawione dłonie trzymające czyjeś gardło. Krzyki. Błagania. Krótko mówiąc, nigdy nie śni mi się coś dobrego.

- I co z tego? - spytał Gon. - Koszmary jeszcze nie robią z ciebie złej osoby.

- Skoro to mogą być wspomnienia, znaczy to że musiała brać w tym udział - powiedział Killua ponuro.

- Boję się, że jestem złą osobą, Gon - dopowiedziała Nell. - Naprawdę... Złą osobą.

- Nie nie jesteś - stwierdził Freecss z przekonaniem. - Może i byłaś zła, ale teraz nie jesteś.

- Gon...

- Nie jesteś złą osobą, Nell - powtórzył uparcie. - Nie jesteś złą osobą.

Uśmiechnęła się przez łzy i kiwnęła głową.

- Dzięki Gon.

- Nie ma za co! - zaśmiał się radośnie. - Chodźmy stąd, bo zacznął nasz szukać.

Z trochę lepszymi na strojami zeszli z dachu i skierowali się w stronę bazy Ruchu Oporu. Gon zaczął opowiadać różne zabawne anegdotki z ich podróży i egzaminu na łowcę, dzięki czemu już po kilku minutach Nell śmiała się do łez. Killua jednak nie podzielał ich nastrojów. Idąc trochę z tyłu, z rękami włożonymi do kieszeni, myślał intensywnie.

Jego ponura mina zdradzała charakter jego myśli, jednak ani Gon, ani Nell, nie zauważyli zmiany w nastroju Zoldyck'a.

¤¤

- Gon, musimy pogadać.

Brunet podniósł głowę, nieprzytomnym wzrokiem patrząc na przyjaciela.

- Killua, jest środek nocy...

- Musimy pogadać. 

Gon westchnął i wygrzebał się z łóżka, uważając, żeby nie obudzić Nell. Dziewczyna mruknęła coś cicho, gdy odsunął się od niej i obróciła na drugi bok.

Dwójka chłopców wyszła przed pokój i zamknęła za sobą mosiężne drzwi.

Zapanowała pełna napięcia cisza.

- Gon, ona musi zostać - powiedział Killua.

- Ale kto?

- Nell.

- Niby dlaczego? - spytał Gon zdziwiony. Zoldyck westchnął i oparł się o ścianę.

- Ona jest szalenie niebezpieczna.

- Skąd wiesz?

- Intuicja - wzruszył ramionami. - Jestem zabójcą. Wyczuwam takie rzeczy. Już w pierwszy dzień gdy ją spotkaliśmy wiedziałem, że nie jest zwyczajną dziewczyną...

- Ona nie chce być taka, za jaką ją masz - przerwał mu Gon gniewnie. - Ty też nie chcesz być zabójcą, tak jak twoja rodzina. Jesteście podobni. Dlaczego nie dasz jej szansy?

- Bo przez nią ciągle się kłócimy.

- I tylko dlatego?

- Nie rozumiesz. Wszystko, dosłownie każda komórka mojego ciała krzyczy żeby od niej  uciekać.

- Nie zostawimy jej - powiedział brunet stanowczo. - To koniec rozmowy.

Killua westchnął i kiwnął głową. Podejrzewał, że brunet się nie zgodzi. Już kilka dni temu zauważył że chłopak dziwnie się zachowywał. Przy Nell był nadmiernie entuzjastyczny, poświęcał jej więcej uwagi z każdym dniem. Jego oczy błyszczały, gdy na nią patrzył, a teraz stanowczo odmówił zostawienia jej. A Gon rzadko kiedy był stanowczy i nie zgadzał się z Killuą.

Dlatego właśnie Zoldyck był przekonany, że jego najlepszy przyjaciel po prostu się zakochał, jednak nie był tego świadomy.

A to oznaczało naprawdę poważne kłopoty...

xx xx xx

Krótki, ale jest :3

czwartek, 10 listopada 2016

8: Po x Za x Kontrolą.

Niech będzie, jednak po długim zastanowieniu, nie zawieszam XD Łapcie :*

xXxXxXxXx

- Gon!

Chciał odpowiedzieć, jednak organizm odmawiał mu posłuszeństwa.

- Błagam, Gon, powiedz coś!

Roztrzęsiony głos nastolatki dawał mu do myślenia.

,,Dlaczego się martwisz, Nell?"

- Jest sparaliżowany, debilko - zaśmiał się obcy mu głos. - Nawet jeśli żyje, nie odpowie Ci.

Nell zmierzyła Gona wzrokiem, a do jej oczu napłynęły łzy. Był cały zakrwawiony, a porządna rana na prawym boku wymagała natychmiastowego opatrzenia. Mniejsze nacięcia nie były groźne, jednak w tym wypadku tylko przyspieszały wykrwawianie się nastolatka.

- Gon...

Miała go ochronić. Jeszcze przed wejściem do tego cholernego budynku obiecała mu to. Obiecała, że nie pozwoli go skrzywdzić...!

- Cholera!

Wszystko działo się tak szybko... Zaraz po tym jak żelazne drzwi opadły z hukiem, ktoś ich zaatakował. Nie zauważyła tego. Atak był wymierzony w nią, mimo to nie wyczuła morderczych intencji. Jednak Gon zareagował natychmiastowo,  zasłaniając dziewczynę własnym ciałem. Oberwał za nią.

Świadomość takiego stanu rzeczy doprowadzała ją do szału. Koniec końców, to ona powinna tak leżeć... A teraz musiała patrzeć jak jej przyjaciel umiera.

Odwróciła wściekłe spojrzenie ku napastnikowi. Stał, ubrany cały na czerwono, z rozbawieniem wręcz wymalowanym na twarzy. Biała grzywka opadała mu na intensywnie szmaragdowe oczy, w których widziała zadowolenie.

- Znów się spotykamy, Nell.

Mimo że był pewny swoich słów, ona nie pamiętała by miała z nim kiedykolwiek do czynienia.

- Znów?

Uniósł brwi, zaskoczony.

- Nie pamiętasz mnie?

- A powinnam? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.

- Oj, zdecydowanie powinnaś.

Zadrżała, słysząc to. Może i powinna, jednak nie pamiętała. Po raz kolejny miała wrażenie, że umykało jej coś naprawdę ważnego.

- Co mu zrobiłeś? - spytała, zmieniając temat. Mężczyzna zaśmiał się, jakby niedowierzając.

- Gdybyś pamiętała, wiedziałabyś co mu zrobiłem. Wiedziałabyś, że dając się zasłonić, skazałaś go na powolną śmierć.

Spojrzała przerażona na Gona, nie chcąc wierzyć w to, co usłyszała. I nie wierzyła. Podświadomie miała pewność, że nie tak się przedstawiała sytuacja.

- Da się go uratować - powiedziała spokojnie, wstając z podłogi. Odpowiedź przyszła jakby sama, nie pozostawiając żadnych wątpliwości. - Używasz na nim swoich mocy, prawda? Nenu, czy jak to tam zwą.

- Nawet tego nie pamiętasz? - zaśmiał się mężczyzna, zaskoczony. - Jakie to zabawne. Najsilniejsza członkini Red Riders teraz stoi przede mną całkowicie bezbronna, nie mając pojęcia o najprostszych rzeczach.

- Członkini...?

- Żałosne - westchnął. - Zdradziłaś nas, wybiłaś połowę naszej grupy, a teraz po prostu sobie nie pamiętasz. Chciałbym poznać człowieka, który wyświadczył mi taką przysługę. Chociaż teraz nie będę miał takiej satysfakcji z zabicia cię.

- A kto powiedział, że dam się zabić?

Uniósł brwi, po czym uśmiechnął się szeroko.

- Ta postawa mi się podoba - odparł, wyciągając nóż. - Może jednak jeszcze zostało coś z naszego Ognistego Kosiarza.

- Może - wzruszyła ramionami.

Czekała na atak, jednak ten nie nastąpił. Nieznajomy stał, bawiąc się nożem, jakby się nad czymś zastanawiając.

- Zawrzyjmy układ - zaproponował nagle, patrząc na Nell uważnie. - Jeżeli zabijesz mnie w przeciągu piętnastu minut, twój kolega przeżyje.

- A jeśli nie? - spytała ostrożnie.

- Jeśli nie... To sam go rozszarpię na strzępy, a ty będziesz musiała patrzeć, jak umiera.

Na te słowa oczy dziewczyny ze złotych stały się jaskrawo pomarańczowe. Mężczyźnie przez chwilę zdawało się, jakby stanął w ogniu, przez co zrobił kilka kroków do tyłu. Zaraz po tym jednak uśmiechnął się szaleńczo i wyciągnął przed siebie ostrze.

- No chodź!

A Nell w dzikiej furii rzuciła się do ataku.

**

Gdyby nie fakt, że Killua nie miał czasu myśleć, zapewne teraz zastanawiałby się po co i dlaczego Red Riders robili tak obrzydliwe eksperymenty na ludziach. Teraz jednak był trochę zajęty unieszkodliwianiem tych ,, eksperymentów" które z jakiegoś powodu chciały go rozszarpać.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że atakujące jego i Nero kreatury jednak trochę przypominały ludzi.

Trochę za bardzo.

Nie sposób było je opisać. Niektóre miały zdeformowaną twarz na zwierzęcą, ostre pazury i łapy zamiast rąk. Inne z kolei miały lekko zdeformowaną twarz, ale ludzką. Jednak tylko pod względem postury i twarzy przypominały człowieka.

Inne mówiły. Płakały, prosiły o pomoc. Idąc w ich kierunku niczym zombie, żebrały o ratunek, którego dwójka nastolatków nie mogła im udzielić.

Killua zabijał automatycznie, nie przejmując się ich słowami. W pewnym momencie zupełnie się wyłączył. Pozwolił przejąć kontrolę instynktowi zabójcy. Mimo wszystko, to dzięki niemu jeszcze żył. Po za tym, miał za sobą wiele trupów. W końcu rodzinny biznes kręcił się wokół zabijania. Jako zabójca na zlecenie nie mógł sobie pozwolić na rozczulanie się nad ofiarą.

Jednak Nero w swoim życiu nigdy nie doświadczył czegoś równie okropnego. Nie musiał zabijać z zimną krwią. Fakt, widział trupy, ale one były martwe. Dla nich nie było już ratunku. Dlatego teraz powoli tracił całe opanowanie, jakim mógł się poszczycić jeszcze chwilę temu.

- Dlaczego?! - wrzasnął w końcu. W kącikach jego oczu zebrały się łzy. - Dlaczego musimy ich zabijać?! Czy to nie im mieliśmy pomóc?!

Miał rację. Killua dobrze o tym wiedział. Jednak prawda była okrutna...

- Dla nich już jest za późno, na ratunek, Nero!

- Łatwo ci mówić! Ty nie znasz tych ludzi! Nie musisz zabijać kogoś, kogo znasz!

- Braciszku...

Czerwonowłosy przestał krzyczeć, wpatrując się skamieniały w postać przed sobą.
Na oko wyglądała na zwykłą dziewczynkę. Maksymalnie osiem lat. Jaskrawo czerwone włoski spięte miała wysoko na głowie, w dwie kiteczki. Zielona sukienka do kolan dodawała jej uroku...  A raczej dodawałaby, gdyby nie owłosione, zwierzęce ręce zakończone szponami, oraz żółte oczy z wąskimi źrenicami.

,,Bazyliszkek" - przemknęło Killui przez myśl.

- Braciszku... pomóż mi... Błagam...

- Karin - powiedział chłopak zdławionym głosem. - Karin... Boże, Karin...!

- Zabij ją! - wrzasnął białowłosy, jednocześnie porażając prądem ostatnich napastników. - Nero..!

- Nie potrafię - odpowiedział szeptem, a po jego policzkach spłynęły łzy.

W tym samym momencie ręka dziewczynki z plaskiem przeszyła go na wylot. Nero kaszlnął, wypluwając jednocześnie krew i upadł na kolana.

- Zabierz mnie do domu - poprosiła płaczliwie Karin. Czerwonowłosy uśmiechnął się słabo i pogłaskał siedmiolatkę po głowie.

- Nie mamy już domu, siostrzyczko.

W tym samym momencie głowa dziewczynki osunęła się spod jego dłoni i upadła z głuchym hukiem na podłogę. Po chwili to samo stało się z korpusem dziecka, pomijając prawą rękę, która została w ciele zszokowanego chłopaka.

- Nero? Nero, mówię co ciebie!

Killua chwycił go zakrwawionymi dłońmi za ramiona, wcześniej wyciągając odciętą rękę z jego ciała. - Nero, słyszysz mnie?!

- Zabiłeś...

- Co?

- Zabiłeś ją - wycharczał osiemnstolatek.

- To już nie była twoja siostra - odpowiedział Killua ponuro. - Jakim cudem jeszcze żyjesz?

- Myślisz, że... tylko wy.. używacie Nenu..., głąbie? - skrzywił się i ponownie splunął krwią. Zoldyck pomógł mu położyć się na ziemi, po czym szybko ocenił stan chłopaka.

Było źle. Bardzo źle. Jeżeli atak uszkodził żołądek, Nero był praktycznie martwy i Killua doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jakich by chłopak nie używał mocy, takiej rany szybko nie zatamuje.

,,Wykrwawi się."

- Nic mi nie będzie - powiedział nagle Nero, jakby czytając w myślach młodszego. - Lepiej spróbuj dostać się do środka - kiwnął głową na stalowe drzwi. - Tam może być krucho.

Zoldyck jednak nie zdążył nawet podejść, gdy przeszkoda została usunięta od drugiej strony... I to nie w zwykły sposób.

Stalowe drzwi zostały stopione.

Po drugiej stronie, Killua zobaczył Nell. Stała w lekkim rozkroku, a większość ciała pokrywała krew. Nie wyglądało jednak na to, by należała do niej.

Jej ubrania były w większości spalone - odkrywały większe fragmenty ciała niż normalnie, jednak nie na tyle, by chłopak odwrócił wzrok.

- Gon!

Białowłosy momentalnie znalazł się przy przyjacielu, oceniając jego stan. O dziwo, nie było wcale tak źle - zaledwie nacięcia na ciele, jedne głębsze, drugie płytsze.

Natomiast na prawym boku widniała sporych rozmiarów blizna, której na pewno wcześniej nie było.

- Co tu się działo? - spytał Killua zdziwiony, odwracając wzrok ku dziewczynie. Gdy spojrzał w jej oczy, przez chwilę zdawało mu się, że emanują ognistym kolorem. Jednak gdy mrugnął, wszystko wróciło do normy więc stwierdził, że mu się przewidziało.

- Czy to ważne? - Nell zaśmiała się cicho, po czym upadła na kolana.

- Ej... - Killua spojrzał na nią zaniepokojony.

- Nic mi nie jest. Po prostu jestem zmęczona... - w tej samej chwili przychyliła się w bok i upadła nieprzytomna na brudną od krwi posadzkę.

Zoldyck rozejrzał się z rezygnowany po towarzyszach. Dwóch rannych, jedna nieprzytomna, bez większych obrażeń. Z kawałków ciała rozrzuconych dokoła wnioskował, że również jeden trup. I on, przytomny, bez większych obrażeń.

Nie wiedział, co teraz zrobić.  Musiał iść po pomoc, ale bał się ich zostawić samych. Pozostało też wiele nie wyjaśnionych rzeczy, o których z chęcią by się dowiedział...

,,Przynajmniej żyjemy" - pocieszył się chłopak w myślach. - ,,Przynajmniej... Żyjemy."

xXxXxXx

Nareszcie udało mi się coś napisać :D

Za wszystkie błędy przepraszam, poprawię jak coś znajdę ^^

Dzięki za miłe komentarze, kocham was <3