piątek, 9 lutego 2018

25: Dla x Niej.

Killua nie zakładał, że będzie prosto. Był przygotowany na walkę z potworami, przedzieranie się przez posiadłość i problem ze znalezieniem Nell. Cóż, oprócz tego ostatniego, nic nie pokrywało się z jego przypuszczeniami.

Mijając tu i ówdzie martwą służbę, zastanawiał się jaki naprawdę jest cel Levisa. Leorio twierdził, że Dusze porywają ludzi dla Merosów, że służyli tylko za jedzenie. On nie był przekonany co do tej teorii. W końcu, niektóre dusze przejmowały ciała ludzi z rozkazu Sheena.

Na przykład Nell.

Dlaczego jej nie zabił? Przez wzgląd na brata? A może też mu się spodobała?

— Nie podoba mi się to — mruknął Gon, rozglądając się na boki. — Skoro tu nikogo nie ma, Leorio i Rena mogą mieć kłopoty.

Kiwnął głową, kierując spojrzenie na twarz przyjaciela. Widział, że Gon był zaniepokojony, z resztą, nie on jeden. Killua też czuł, że coś jest nie tak. Te przypuszczenia nasiliły się, gdy w salonie znaleźli ostatnie ciało, na progu typowego ,,tajnego" przejścia za regałem z książkami.

Szło im stanowczo za prosto.

To pułapka.

— Gon...

— Wiem. — Brunet przeszedł nad trupem i zaczął schodzić po schodach. — I tak nie mamy wyjścia.

Mówiąc to, nawet na niego nie spojrzał. Killua nie wiedział czy to przez to, że przyjaciel skupiał się na tym co miał do zrobienia, czy był zły. Nie wiedząc co zrobić, po prostu ruszył za nim.

Jego oczy szybko przyzwyczaiły się do ciemności. Kiedy dotarli na sam dół, zrównał krok z Gonem.

— Wiesz przynajmniej gdzie idziesz?

Masz jakiś plan, Gon?

— Nie, ale to miejsce nie może być takie duże.

— Nie byłbym taki pewien. — Killua rozejrzał się jeszcze raz, starając się skupić. Musiał być jakiś sposób, żeby znaleźć Nell. Nie byli przecież zwykłymi ludźmi. Byli łowcami. Czym różnili się od innych ludzi?

Młody Zoldyck pacnął się w czoło, zwracając tna siebie uwagę Gona.

— Co jest?

— Gyo, Gon.

Freecss kiwnął głową, w jednej chwili się rozpromieniając. Technika zwana Gyo polegała na skupieniu nenu w oczach, dzięki czemu mogli dostrzec nen innych użytkowników. Gdy wyuczonym sposobem wykonali technikę i unieśli powieki, znieruchomieli.

Korytarz, wcześniej ciemny, teraz był przejrzysty i wręcz świecił. Jaskrawy, fioletowy nen układał się na ścianach i suficie niczym wielkie pajęczyny, oświetlając korytarz. Podłoga, mimo że czysta, sprawiała wrażenie niestabilnej i jakby... Przeźroczystej?
Coś tu było zdecydowanie nie tak.

— Kurapice by się to nie spodobało.

Killua spojrzał na Gona, uważnie rozglądając się po bokach.

Kurapika nas w to wszystko wpakował, Gon, pomyślał, jednak w tym samym momencie zacisnął zęby w geście protestu. Nie mógł tak myśleć. Skoro Kurapika ich wysłał z książką, nie mógł wiedzieć co się tu działo. A skoro nie wiedział, to nie jego wina.

— Co robimy? — spytał, oddając decyzję w ręce przyjaciela. Gon zamyślił się na moment.

— On chce się z nami zobaczyć — stwierdził po chwili. — A tam gdzie jest Levis, na pewno będzie też Nell.

— Racja.

Killui nie podobał się ten pomysł. Jego instynkt wrzeszczał z każdym krokiem, który stawiali w głąb korytarza. W tym momencie miał ochotę chwycić Gona za nadgarstek i wyciągnąć go z podziemi, daleko za miasto. Uciec z Mort de Lavie. A Nell?, spytał cichy głosik w jego głowie. Powiedziałeś, że jej nie zostawisz...

Nell poradziłaby sobie prędzej czy później, zapewnił własne sumienie. Nie było sensu tego roztrząsać, skoro tak czy siak po nią szli. A przynajmniej tak myślał, dopóki nie dotarli na miejsce.

Pomieszczenie w którym się znaleźli oświetlone było zaledwie kilkoma lampami oliwnymi. Po prawej wisiała czarna kurtyna, rozciągnięta na całą długość pomieszczenia. Cała sala - bo inaczej nie można było tego nazwać przez wzgląd na rozmiary - skąpana była w półmroku. Na przeciwko wejścia rozciągał się długi, skąpo zastawiony stół, przy którym fioletowowłosy chłopak pisał coś w skupieniu. Gdy przekroczyli próg, nawet nie podniósł głowy.

Gon przeszedł przez całą długość pomieszczenia z zaciśniętymi pięściami i stanął naprzeciw nastolatka. Był zły, ale nie na tyle, by stracić kontrolę. Killua bał się konsekwencji, jakie mogłyby wyniknąć z utraty resztek samokontroli. Gon posiadał w sobie naprawdę wielkie pokłady mocy. Nie potrafił przewidzieć co by się stało, gdyby uwolnił ją całą.

— Gdzie ona jest?

Pytanie, zadane gniewnym tonem, rozniosło się echem po pomieszczeniu. Levis uśmiechnął się pod nosem i uniósł głowę, krzyżując spojrzenie z czternastolatkiem.

—  Dosyć wcześnie przyszliście. Jeszcze nie jesteśmy gotowi, żeby was ugościć jak należy.

— Nie obchodzi nas to. — Killua włożył ręce do kieszeni spodni i podszedł do Gona. — Chcemy tylko odzyskać Nell.

Uśmiech młodego Sheen'a lekko zbladł.

— Przykro mi, ale nie mogę wam jej oddać. Jest mi potrzebna.

— Do czego?

— Do przywrócenia życia Kyle'a.

— Dlaczego? — odezwał się nagle Gon. W jego głosie pobrzmiewało szczere zdziwienie. — Przecież nie jesteś tak naprawdę Levisem. Zabiłeś go już jakiś czas te-

— Sam to zrobił. — Z tonu chłopaka zniknęła fałszywa uprzejmość. — Tylko on jest sobie winien.

Coś było nie tak. Killua doświadczał tego uczucia nagminnie, odkąd Nell dołączyła do ich ekipy, tak było i tym razem. Dlaczego mieszali się w te problemy? To były jej osobiste porachunki. Nie powinny były ich obchodzić. A mimo to stali tu, przed kimś, kto bez wątpienia był niebezpieczny. Przed kimś, kto przejął ciało wyjątkowo uzdolnionego chłopaka. I nawet nie wiedzieli jak go zabić. Chcieli kupić tylko trochę czasu Nell, której mogło grozić (i ostatecznie groziło) niebezpieczeństwo.

Gon był zaniepokojony. Nie widział sensu w działaniu przeciwnika, a jego myśli raz po raz były rozpraszane tematem Nell. Nie przyszli za późno... Chyba. Gdyby tak było, chyba by im powiedział, prawda? Ci źli tak mieli. Lubili łamać silną wolę i niszczyć nadzieję. Ale, w takim razie, dlaczego ich tu przyprowadził? Nie wyglądał na chętnego do rozmowy. Gdzie była Nell? Spojrzał w prawo, na czarną płachtę odgradzającą część pomieszczenia, niczym kurtyna oddzielająca scenę od widza. To właśnie ona dawała czas na przygotowanie się aktorom...

Jego oczy rozszerzyły się w szoku, gdy odpowiedź pojawiła się w jego głowie niespodziewanie.

 — Killua...!

Odwrócił się w stronę przyjaciela, jednak białowłosy, skupiony na czymś zupełnie innym, wiedział, kiedy w porę zareagować. Nim Gon zdążył powiedzieć, co mu wpadło do głowy, młody Zoldyck pchnął go z całej siły w bok, przyjmując na siebie niespodziewany atak ze strony Levisa. Fioletowe światło rozbłysło w pomieszczeniu, gdy pięść Sheena zderzyła się z krzyżowanymi rękami Killuy. Chłopak, odrzucony siłą uderzenia, odleciał kilka metrów w tył, szybko jednak stanął na nogi i przypuścił błyskawiczny atak. Skoczył lekko do góry i zamachnął się nogą - Sheen nie był jednak głupi. Chwycił chłopaka za kostkę i z absurdalną siłą rzucił białowłosym przez pomieszczenie. Killua z impetem uderzył o ścianę. Z jego płuc uszło powietrze i przez chwilę stracił kontakt z rzeczywistością. Upadł na ziemię, jednak szybko wstał z klęczek i potrząsnął głową, by odzyskać ostrość widzenia. Przez to ledwo zdążył uniknąć kolejnego ataku. W ostatnim momencie odskoczył, a neonowa, fioletowa pięść stworzona z nenu uderzyła w miejsce, gdzie przed momentem stał, tworząc w podłodze sporych rozmiarów dziurę.

— Niesamowite, prawda? — Levis poruszył palcami, a dłoń stworzona mocą zrobiła to samo. — Jego moc jest wspaniała. Jak wy to nazywacie? Nen? Im więcej ludzi pożerałem, tym więcej wyczuwałem w sobie energii. Nie miałem pojęcia, że tą mocą można osiągnąć tyle rzeczy. Nie trzeba nawet walczyć samodzielnie! — zaśmiał się, a Killua ponownie zaatakował. Wypróbował kilku wyuczonych ciosów i technik, próbował atakować z kilku stron jednocześnie. Miotał się po pomieszczeniu niczym owad, chcący wydostać się na zewnątrz, próbując znaleźć w międzyczasie jakiś słaby punkt wroga. Nic z tego. Obrona Levisa była nie do zdarcia nawet dla niego. Co więcej, miał wrażenie, jakby nastolatek czytał jego ruchy, jakby dokładnie wiedział, gdzie uderzy. To było irytujące.

Innym problemem był fakt, że odkąd pchnął Gona i przyjaciel wpadł za kurtynę, nie dawał znaku życia. Miał nadzieję, że nie wepchnął go w pułapkę...

Odskoczył, robiąc salto do tyłu i puścił wiązkę elektryczną po suficie. Podpalony materiał opadł z łoskotem na podłogę, ukazując drugą połowę sali.

—  Eh, a tak się męczyłem, żeby to zawiesić — mruknął Levis z niezadowoleniem w głosie. Zaprzestał na chwilę ataku, dając czas na oswojenie się przybyszom z nowym widokiem.

Killua patrzył w przerażeniu przed siebie, nie mogąc wykrztusić słowa. W końcu zrobił krok w przód, zdobywając się na jedno, jedyne słowo.

—  Gon...

Freecss odwrócił wzrok od ciała nastolatki, leżącej na podłodze i przeniósł go na przyjaciela.

—  Spóźniliśmy się, Killua. — Mimo że szeptał, młody Zoldyck słyszał go wyraźnie. — Spóźniliśmy się.

Killua spojrzał na blade ciało czerwonowłosej, skąpo okryte strzępkami ubrań i poczuł żal. Żal tak wielki, że sam się go nie spodziewał. I mimo że obok Nell leżało jeszcze drugie ciało, tym razem chłopięce, nie mógł oderwać od dziewczyny wzroku. W jednym momencie żal zastąpiła złość. Nie wiedział czy na samego siebie, czy na Levisa. A może na całą zaistniałą sytuację? Nie miał pojęcia. Wiedział jednak, na kim mógł się wyładować.

Przywołał wszystkie pokłady nenu, które w sobie miał. Jego ciało otoczyła elektryczność, włosy uniosły się do góry od naelektryzowania. Kiedy ruszył do ataku przez myśl przemknęło mu, że rzadko bywa tak zły.

**

Ocknęła się, słysząc krzyk Killuy. Jęknęła, czując ból na całym ciele. Odgarnęła rude kosmyki z twarzy i dźwignęła się na nogi, próbując rozeznać się gdzie przeniosły ją te podłe kreatury. Gdyby choć raz posłuchała Leoria, kiedy ją przed czymś przestrzegał! Właśnie, Leorio. Musiała wrócić. Musiała mu pomóc, zanim... No chyba że już...

Potrząsnęła głową.

Nie było takiej opcji. Leorio nie dałby się zabić.

Kolejny krzyk.

Wkładając w ruch resztki silnej woli, zaczęła iść w stronę, z której słyszała odgłosy walki. Nie miała co prawda siły, żeby pomóc przyjaciołom - ledwo co trzymała katanę - jednak musiała się z nimi zobaczyć. Musiała im powiedzieć prawdę. Musieli wiedzieć, inaczej wszyscy umrą. Nie chciała tego.

Miała wrażenie, że minęły wieki, nim przekroczyła próg pomieszczenia, w którym rozgrywała się walka. Jedno spojrzenie wystarczyło jej by zrozumieć, że Killua ledwo się trzymał. Podejrzewała, że te wszystkie wgniecenia w ścianach były efektem jego nieudolnych prób ataku. Dlaczego Gon mu nie pomagał?

Odszukała wzrokiem chłopaka i zmarszczyła brwi, widząc jak przy kimś klęczy. Ruszyła w jego stronę, ignorując walczących. Z resztą, oni też nie zwrócili na nią uwagi, zbyt zajęci próbą wzajemnego pozabijania się.

Mogła krzyknąć Zoldyckowi co musiał zrobić, jednak słowa nie mogły przejść jej przez gardło. Zamiast tego postanowiła zorientować się w sytuacji. Tchórzyła. Znowu. Ale to nie było niczym nowym w jej życiu. Odkąd ta cała szopka się zaczęła, nic nie robiła, tylko uciekała.

Kiedy zrobiła kilka kroków i jej wzrok padł na twarz nieprzytomnej dziewczyny, coś w niej  pękło. Jak w amoku podeszła do czerwonowłosej i uklękła przy jej ciele, naprzeciwko Gona. Chłopak podniósł na nią wzrok i jego oczy nabrały wyrazu, jakby dopiero teraz się ocknął.

—  Rena? Rena, co się stało? Gdzie jest Leorio?

— Pomóż mu, głupku — wychrypiała przez ściśnięte gardło. Gon, jakby dopiero teraz zdając sobie sprawę z całej sytuacji, poderwał się z podłogi i rzucił w kierunku Killuy, by pomóc mu w walce z Levisem. To wszystko było kwestią czasu.

Nie mieli szans. Nikt nie miał z nim szans.

Omiotła wzrokiem całe ciało Nell i wstrząsnął nią szloch. Nie mogła patrzeć na jej sine usta, siniaki na całym ciele, przemoczone ubrania, lepkie od krwi włosy. Zdarte nadgarstki. Liczne rany. Z drugiej strony, coś nie pozwoliło jej odwrócić wzroku. Patrz, co zrobiłaś, krzyczało jej sumienie. To wszystko twoja wina. Twoich złych decyzji. Twojego tchórzostwa.

— Przepraszam, Nell...— drżącą dłonią dotknęła jej policzka i delikatnie przejechała kciukiem po mlecznobiałej skórze. — Tak bardzo cię przepraszam...

Tak bardzo chciała ją uratować. Tak usilnie starała się zmusić ją do wyjazdu, zniechęcić do chłopaków, by nic ją tu nie trzymało. Znosiła jej grymasy, swoimi próbami obudziła w niej nienawiść do jej osoby. Wszystko na nic.

— Otwórz oczy. Błagam, otwórz oczy...

Zrobiłaby wszystko, by jeszcze raz zobaczyć błysk życia w złotych oczach Nell. Zniosłaby każdy grymas ust, każdą chamską odzywkę. Obwinianie za wszystko. Byleby wstała, byleby jej serce znów zaczęło bić.

Śmiech, który usłyszała zaraz po tym, przyprawił ją o ciarki. Znała ten głos i zarazem wydawał się jej obcy, jakby... Nieludzki. Może dlatego, że Levis nie był już człowiekiem.

—  Miło że wpadłaś, Reno.

Otarła łzy spływające jej po policzkach i odwróciła się w stronę chłopaka, wiedząc co zobaczy. Rozmierzwione, fioletowe włosy. Intensywnie zielone oczy, w których zamiast łagodności królowało rozbawienie i jakby...Pogarda? Zakrwawiona, biała koszula. Czarne, przetarte spodnie. Levis Sheen we własnej osobie... Nie. Levis Sheen już nie żył. W końcu, Levis nigdy nie zrobiłby czegoś tak okropnego.

—  Coś  ty jej zrobił? — spytała przez zaciśnięte zęby. Wzruszył ramionami.

— Chciałem wyciągnąć z niej co powiedziała Zoldyckowi, ale nie chciała gadać. Przyznaję, że mogło trochę mnie... ponieść. — Przeniósł wzrok na moment z Reny na Nell i skrzywił się z niezadowoleniem. — Jej wina.

Jej wina. Rena uniosła brwi, nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. Ogarnęła ją złość. Jej oczy błysnęły furią, znikąd pojawił się ogień, który otoczył jej ciało. Widziała, jak Gon i Killua patrzą na nią z zaskoczeniem. Byli poturbowani, ledwo stali na nogach. Mogli mieć problem z dalszą walką. Ona natomiast była zła i zrozpaczona.

— Wykorzystałeś mnie— warknęła, wyszarpując katanę z pokrowca. Jej oczy śliniły od gniewu, który zawładnął jej ciałem.

Levis zaśmiał się, rozbawiony jej słowami.

—  Oczywiście, że wykorzystałem— odparł, posyłając jej kpiące spojrzenie. — Byłaś tak zdesperowana, żeby uratować Nell, że zgodziłabyś się na wszystko. Aż szkoda było nie skorzystać...

  — Co?— Killua przeniósł zdezorientowany wzrok z  Levisa na Renę, a ona uśmiechnęła się smutno. — Rena, co ty zrobiłaś?

  —  Nic. Właśnie to było warunkiem naszej umowy— zaśmiała sie ponuro, ocierając łzy, które ponownie spłynęły jej po policzkach.— Miałam się nie wtrącać, a w zamian za to on miał zostawić w spokoju Nell.  Miał jej nic nie robić...

 —  Ale wasza czerwonowłosa koleżanka ma dar do wtykania nosa w nie swoje sprawy— dokończył Sheen za nią.— W międzyczasie dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy na temat nenu. Wiedzieliście, że posiadając nen zmarłej osoby i wspomnienia o niej, można przywrócić ją do życia?

Rena poczuła, jak jej serce zwalnia obroty, kiedy ostatni element układanki wskoczył na swoje miejsce. Odwróciła się i podeszła do drugiego ciała, po czym zerwała chustę z twarzy nieprzytomnego chłopaka. A przynajmniej wcześniej zdawało jej się, że był nieprzytomny. W końcu, nie było możliwości, żeby nastolatek przed nią był tym, na kogo wyglądał.

Dopiero gdy zobaczyła jego twarz, a do jej oczu napłynęły łzy, dostrzegła również to. Cienkie, fioletowe nitki, łączące ciało Nell z ciałem, które miało należeć do Kyle'a. Nici z nenu, które wysysały energię życiową z czerwonowłosej i składały ją ciało dla młodego Sheen'a.

Ona umiera.

Chwyciła miecz, jednak nawet nie uniosła go nawet kilka centymetrów, gdy poczuła szarpnięcie i poleciała do tyłu. Wpadła na Gona i Killuę, po czym wszyscy troje uderzyli w ścianę. Killua mruknął pod nosem coś, co brzmiało jak przekleństwo i zrzucił z siebie Renę.

— Gon, nic ci nie jest?

Przewróciła oczami na to jawne zignorowanie jej osoby, ale nic nie powiedziała. Killua i tak już był na nią zły. Nie chciała, żeby przypadkiem ją zabił, w przypływie irytacji. Wstała, chwyciła pewniej miecz i rzuciła się z krzykiem na Levisa. Gon i Killua podążyli za jej przykładem. Meros widząc ich determinację, tylko się zaśmiał.

Rena machnęła mieczem, celując w brzuch. Killua skoczył i zaatakował z góry. Gon za to próbował z tyłu. Levis zaśmiał się i chwycił ostrze Reny gołą dłonią, po czym złamał je na pół, przyciągnął do  siebie dziewczynę i zamienił się z nią miejscami w błyskawicznym tempie, przez co koniec końców trójka atakujących nastolatków wylądowała ponownie na sobie.

—  Killua, nici! — wrzasnęła rudowłosa. Zoldyck zerwał się z podłogi i rzucił w kierunku Nell. Ból przeszył jego plecy, kiedy po kilku krokach przygniotła go wielka bestia, ważąca chyba z tonę. Wykorzystał nen i potraktował wroga wiązką elektryczną. Bestia zaskowyczała, wbijając pazury pazury głęboko w jego plecy. Wrzasnął, próbując się wydostać spod Merosa, jednak każdy ruch tylko bardziej szkodził jego plecom. Po chwili jednak ból zelżał, kiedy Gon wykorzystał nen i stworzył coś, co Renie przypominało kulę ognia, którą rzucił w potwora. Siła z jaką to zrobił, odrzuciła bestię na drugi koniec sali, końcowo paląc ją na popiół.

Dziewczyna  w dalszym ciągu próbowała rozpaczliwie dosięgnąć Levisa, tym razem ognistym biczem, który stworzyła z nenu na poczekaniu. Dusz w pomieszczeniu przybywało, a oni nie wiedzieli jak walczyć z czymś, czego nie można uderzyć.

Byli na przegranej pozycji. Umrzemy tutaj, przemknęło Renie przez myśl.

I wtedy usłyszała brzdęk łańcuchów. Coś ze świstem przecięło powietrze tuż obok niej.

Wszystko ucichło.

Dusze rozpłynęły się w powietrzu. Levis z niedowierzaniem patrzył się w swoją klatkę piersiową, z której wyraźnie odstawał jeden łańcuch. Część ukryta była pod skórą, owinięta wokół jego serca. Czuł to wyraźnie.

—  Rusz się, a zginiesz.

Z początku Rena myślała, że nowo przybyły mówił do niej, jednak miny Gona i Killuy, pełne ulgi, utwierdziły ją w przekonaniu, że nie miała się czego obawiać. Odwróciła się w stronę wejścia, by zobaczyć nienagannie ułożone blond włosy oraz szare, spokojne oczy. Chłopak stojący przed nią nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat. Na sobie miał niebiesko złotą tunikę, a pod nią białą koszulę, do tego luźne, białe spodnie i niebieskie, wsuwane buty. Przywodził jej na myśl członka jakiegoś klanu z innego kontynentu. Kim był ten człowiek?

 Levis również spojrzał na przybysza i westchnął teatralnie Oparł dłoń o biodro, jakby nic sobie nie robił z obecnej sytuacji, ani przewiercającego go spojrzenia szarych oczu. Po chwili na jego twarzy pojawił się krzywy uśmiech, raczej nie wyrażający entuzjazmu.

  — Kopę lat, Kurapika. Tęskniłeś?

***************

Nigdy jeszcze nie pisałam rozdziału dwa  miesiące. Serio. Łapcie i  mam nadzieję, że wam się spodoba.

I dziękuję za cierpliwość. Sesja co prawda jeszcze trwa ale małymi kroczkami udało mi się coś napisać :3

~Meiko



1 komentarz:

  1. Dziewczyno, jak ja wstawię rozdział raz na miesiąc, to jest coś. Opowiadanie fajne, Polsta, który wszyscy znamy i kochamy. Weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń