piątek, 23 lutego 2018

26: Cena x Obietnic.



Nie pamiętał, kiedy ostatnio cieszył się tak na widok znajomej twarzy. Kiedy Kurapika pojawił się znikąd w pomieszczeniu i przypuścił atak, korzystając z elementu zaskoczenia i odwróconej uwagi Levisa, poczuł, jak ogarnia go ulga. Wygrali. A przynajmniej częściowo. 
— Powie mi ktoś co tu się dzieje? — w głosie blondwłosego pobrzmiewała złość wymieszana z żalem. Najpierw spojrzał na Levisa, potem na Renę, po czym jego wzrok w końcu spoczął na Killui i Gonie. — Nic wam nie jest? 
Zoldyck wstał z podłogi i pomógł Gonowi, po czym odpowiedział. 
— Jest w miarę. — Następnie przeniósł wzrok na Levisa i z trudem powstrzymał się przed ponownym atakiem, wiedząc, że są rzeczy ważniejsze niż wyładowywanie własnej złości. Zerknął na Nell i przejechał wzrokiem po fioletowych niciach odchodzących od jej bladego ciała. Reszta w milczeniu przyglądała się, jak podchodzi do szkarłatnowłosej i klęka przy jej boku. 
— Co zamierzasz, Killua? — głos Gona drżał. Bał się o Nell? Czy że to on zrobi jej krzywdę? Nie chciał jej śmierci. Co prawda wkurzała go niemiłosiernie, ale nie życzył jej najgorszego. A już na pewno nie w takim miejscu, nie w takich okolicznościach. 
— Nie radzę — odparł spokojnie Levis, gdy Zoldyck chwycił kilka pierwszych z brzegu nici. — Jeśli teraz je oderwiesz, cały jej nen i życie ujdą z niej w przeciągu kilka minut. To coś jak przecięcie tętnicy szyjnej. Dużo krwi, krótka sprawa. 
Kurapika rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu. Poczuł jak jego gardło ściska żal, gdy zobaczył dwójkę nastolatków leżących obok siebie na betonie. Oczywiście wiedział, że ciało Kyle'a nie było prawdziwe. W końcu, sam go pochował. Jednak Nell nie była zamiennikiem. Jej stan był jak najbardziej rzeczywisty i realny. Blade ciało, liczne rany i siniaki. Włosy mokre od jej własnej krwi, częściowo pokrywającej podłogę. Z odległości kilku metrów mógł dostrzec sine ślady na nadgarstkach i nogach. Musiała wcześniej mieć na sobie kajdany. W co on ją wpakował? 
Wiedział, że z tą książką jest coś nie tak, a mimo to wysłał swoich przyjaciół, by oddali ją właścicielowi. Czasem zdarzało mu się nie połączyć faktów, ale tym razem cena, którą mógł za to zapłacić była wysoka. Być może wyższa niż był w stanie znieść. 
— Jak to zatrzymać? — spojrzał na Levisa, jednak ten nie wydawał się skłonny do współpracy. Sheen jakby nigdy nic usiadł na podłodze po turecku i oparł łokcie na kolanach, po czym uśmiechnął się niewinnie i nie pisnął słowem. — Jeśli nie odpowiesz, zabije cię. 
Fioletowowłosy parsknął śmiechem. 
— Myślisz, że jesteś w stanie coś mi zrobić tym swoim śmiesznym, wyimaginowanym łańcuchem? — wyszczerzył zęby, posyłając Kurapice wyzywające spojrzenie. — No dalej. Spróbuj.  
Killua spojrzał na Kurapikę ostrzegawczo. Nie daj się sprowokować. Ciężko było jednak zachować spokój, kiedy widział jak jego przyjaciółka umiera. Ta scena zbyt przypominała mu tą z przed kilku laty, gdy Nell klęczała nad umierającym Kyle'm. Miał nigdy nie popełnić już tego błędu. Śmierć młodszego Sheena wisiała nad nim niczym widmo, nie pozwalając na chwilę wytchnienia. Nie chciał mieć na sumieniu również Nell. 
— To nic nie da — powiedziała rudowłosa dziewczyna. Kurapika w dalszym ciągu nie znał jej imienia. Ale jej wzrok raz po raz wędrował w stronę Nell, a pięści zaciskała do tego stopnia, że aż bielały jej knykcie. Blondyn wiedział co ją dręczy. Znał uczucia, które nią targały, chociaż nie wszystkie. On nie był jeszcze w nikim zakochany. — Żeby go zabić, trzeba... 
— Oj, chyba im nie powiesz? — Levis wszedł jej w słowo, a trzy pary oczu wlepiły w nią wzrok. — W końcu obiecałaś, prawda?  
— Wiedziałaś od początku jak go zabić. — skwitował Killua. — Nigdy nie byłaś po naszej stronie.  
— Próbowałam was ratować, do cholery! — krzyknęła, wytrącona z równowagi. Wzrok wbiła w podłogę, próbując uniknąć wrogiego spojrzenia Killuy i spojrzenia Gona, pełnego niezrozumienia i zawodu. — Po za tym, obowiązuje mnie przysięga...  
W tym samym momencie do pomieszczenia wpadł nie kto inny jak Leorio, kulejąc na prawą nogę. Rena uniosła głowę, a Gon uśmiechnął się z ulgą. Mimo że jego ciuchy były w dużej mierze w strzępach, a z ciała gdzieniegdzie lała się krew, żył. 
— Leorio! — krzyknęły trzy osoby jednocześnie.  
Rudowłosą zalała fala ulgi, jednak po chwili jej oczy rozszerzyły się w przypływie szoku, gdy Paladinight wymierzył jej siarczysty policzek. Zapanowała chwilowa cisza, którą po chwili przerwał Levis, gwiżdżąc cicho. 
— Ale drama. Skoczy ktoś po popcorn? Zabiliście mi sługusa, cierpię na brak podwładnych.  
— Zamknij się — warknął Kurapika 
Leorio zmierzył zszokowaną nastolatkę surowym spojrzeniem. Jego oczy wyrażały wiele, jednak dominowała w nich złość.Rena nigdy nie widziała go tak złego. 
— Miałem siedzieć grzecznie za ścianą, ponieważ jestem ranny — zaczął, przeczesując wzrokiem teren. — Ale nie mogę już słuchać tych bredni. Jaka tajemnica jest warta czyjegoś życia, co?! Levisa już nie ma! On już-  
— Spalić — przerwała mu dziewczyna, uciekając wzrokiem w bok. 
— Co? — okularnik zamrugał kilka razy, zdezorientowany.  
— Żeby zabić Merosa, trzeba spalić serce tego, którego zamieszkuje.  
Po jej policzkach spłynęły łzy, gdy ostatnie słowa opuściły jej usta. Otarła szybko twarz dłońmi i odwróciła się w stronę Levisa. 
— Nie może spłonąć z ręki byle kogo. Merosa może zabić tylko ktoś bliski osobie opętanej lub transmutator. 
Kurapika zacisnął szczękę. Killua uniósł brwi. Meros zaśmiał się widząc wahanie zebranych. 
— Jeśli mnie zabijecie, Levis umrze — zaznaczył. — Umrze też Nell. Przekazywanie nenu jest prawie skończone. 
— Te nici z nenu to twoja robota, prawda? — spytał nagle Gon. Wszyscy spojrzeli na niego, zaskoczeni jego udziałem w rozmowie. Levis kiwnął głową. 
— Owszem, tylko ja mogę sprawić, żeby zniknęły.  
— I jakbyś umarł, zniknęłyby?  
— Nie jestem prawdziwym posiadaczem nenuNen zniknie tylko wtedy, gdy zabijecie prawdziwego użytkownika nenu — wyjaśnił. — Jednak pytanie, czy jesteście w stanie zabić Levisa Sheen'a? Niewinnego człowieka, którego rodzina bawiła się mocą, o której nie miała pojęcia? Który zaślepiony śmiercią brata sam sięgnął po zakazaną moc i zatracił się w niej do tego stopnia, że ostatecznie stał się jej częścią?  
Ledwo skończył zdanie, gdy poczuł przeszywający go ból. Spojrzał w dół by zobaczyć jak jego koszulka nasiąka krwią w miejscu, gdzie powinno być serce. Jak przez wodę usłyszał krzyk Reny. Splunął krwią, zdezorientowany i przerażony. 
— Nie sztuka zabić kogoś, kto już od dawna jest martwy — usłyszał przy uchu głos białowłosego.  
Killua przez chwilę patrzył jak chłopak przed nim dławi się własną krwią, po czym upada na podłogę, w kałużę własnej krwi. Pod Reną ugięły się nogi - upadłaby na podłogę, gdyby Leorio w porę jej nie złapał. Spojrzał na Nell, celowo unikając wzroku Gona i Kurapiki. Następnie przeniósł wzrok na serce trzymane w dłoni i skupił nen. Wiązki elektryczne zaczęły przepływać przez organ z coraz większą mocą, dopóki nie zmienił koloru i materii. Na koniec Zoldyck zacisnął palce, a spalone serce rozpadło się na części. 
Dopiero po tym odważył się podnieść wzrok. 
Minął długi czas, odkąd ostatni raz zabił. Nigdy nie robił tego w ten sposób. Czy morderstwo, które nie było zlecone, za które nie dostawał wynagrodzenia, było gorsze od zabójstwa na zlecenie? Czy był tak zepsuty, że potrafił zabić bez współczucia dla ofiary? Przecież to nie był człowiek! 
To nie ma znaczenia, przeszło mu nagle przez myśl, patrząc na miny zebranych. W ich oczach zabiłem Levis'a Sheen'a. Nie kreaturę, która opętała jego ciało. 
Nie zrobił tego dla przyjemności. Na szali ważyło się życie Nell. Chciał ją uratować. Nie było innej możliwości. 
Na pewno? spytał go cichutki głosik sumienia. Szukałeś innego wyjścia? A może wybrałeś to najprostsze dla ciebie? 
Zacisnął szczękę i podszedł do Nell. 
— Killua... 
W głosie Gona usłyszał troskę i to zmusiło go, by na niego spojrzał. Freecss błądził wzrokiem po jego twarzy, starając się odgadnąć stan, w jakim się znajdował. 
— Nic mi nie jest. 
Schylił się i podniósł na wpół żywą dziewczynę, po czym ruszył w kierunku wyjścia. 
— Czekaj, Killua. — Leorio podniósł się z kolan, zostawiając na chwilę płaczącą Renę. — Powinniśmy zadzwonić po kar- 
— Szybciej tam dobiegnę niż oni przyjadą — wszedł w zdanie młodemu lekarzowi, wymijając go. — Po za tym wydaje mi się, że nie potrzebna nam asysta policji, po którą lekarze zapewne by zadzwonili. 
— Oczywiście, na pewno jesteś szybszy od karetki. Słyszysz ten sarkazm, nie? 
Zignorował słowa Leoria, jednak zatrzymał się na słowa Reny. 
A raczej słowo. 
— Potwór — mruknęła pod nosem, jednak wystarczająco, by usłyszał. Minęło kilka sekund nim Killua uśmiechnął się nieznacznie. 
— Gdyby nie ty, nie wiedziałbym, jak go zabić. A sama byś się na to nie zdobyła. Wiedziałaś, że ja się nie zawaham i wykorzystałaś to. I kto tu jest potworem...? 
Uniosła głowę, zszokowana jego słowami. On jednak już ruszył przed siebie i po chwili wyszedł z sali, zostawiając przyjaciół w tyle. Gon, Kurapika i Leorio stali przez chwilę, nie wiedząc jak zareagować na tak mocną zgryźliwość. W końcu Paladinight zarządził ewakuację na zewnątrz posiadłości i reszta przystała na to rozwiązanie. Nawet Rena w końcu wstała i dała się poprowadzić, myślami jednak będąc daleko, a za razem blisko, ponieważ w tej samej posiadłości, tylko kilka lat wcześniej... 


— Rena! 
Ledwo weszła, gdy radosny głos przywitał ją już w progu. Przewróciła oczami i poczochrała Kyle'a po głowie, na co ten cofnął się i z teatralnym oburzeniem ugładził włosy, które po chwili ponownie odstawały na wszystkie strony. Standard. Przeszła przez obszerny hol i weszła po schodach na piętro, w towarzystwie młodszego Sheen'a 
— Levis ciągle narzeka, że za rzadko przychodzisz — mruknął jakby od niechcenia, katem oka obserwując jej reakcję. Uśmiechnęła się szeroko na te słowa. 
— Mówisz? Jakbyście chodzili do szkoły tak jak ja, czas wam by się tak nie dłużył. 
Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, więc to zignorowała. 
— Wiesz, że chcę zdawać egzamin na łowcę? — zagaił ponownie. 
— Nie zdasz — odpowiedziała od razu, po czym wybuchła śmiechem, gdy naburmuszył się na jej słowa. — Ja tylko mówię co myślę, Kylee. Łowca musi mieć jakiekolwiek umiejętności, żeby pracować w swoim zawodzie. Ty nie umiesz nawet podstaw nenu, o specjalnościach nie wspominając... 
— Levis mówi, że nie ma rzeczy niemożliwych. 
— Levis sam jest niemożliwy. 
— Słyszałem to, jaszczurko. — Drzwi na końcu korytarza otworzyły się i na widok chłopaka, który stanął w progu pokoju, Rena uśmiechnęła się szeroko. 
— Doberek, panie Sheen. 
Przyciągnął ją do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Przewróciła oczami i również go przytuliła, dopiero po chwili orientując się, że coś jest nie tak. 
— Co jest? — spytała szeptem. 
— Jeez, nie na korytarzu, ludzie. — Kyle uniósł wzrok na sufit. Rena parsknęła śmiechem, jednak zanim zdążyła odpowiedzieć, Levis wciągnął ją do pokoju i zatrzasnął nogą drzwi. Przez chwilę zdrętwiała, gdy Levis się od niej odsunął. Nigdy nie wpuszczał nikogo do swojego pokoju. 
— Przepraszam. — Przez jego twarz przemknął pół uśmiech. — Stęskniłem się. Nie powinnaś wyjeżdżać nigdy więcej na całe wakacje. Dlaczego nie przyszłaś po powrocie? 
— Miałam na następny dzień szkołę — wyjaśniła, rozbawiona jego pretensjonalnym tonem. — Nie każdego stać na zajęcia indywidualne i to na dodatek w domu. Ale mniejsza z tym. Co się dzieje, Vivi? I nie mów mi, że nic, bo ci w to nie uwierzę. 
Westchnął, po czym zaśmiał się cicho. Nie był to jednak radosny śmiech. Raczej pełen goryczy i zrezygnowania. Levis usiadł na łóżku i poklepał materiał obok. Rena niewiele myśląc ściągnęła półbuty i usiadła po turecku na środku czerwonej, aksamitnej narzuty, którą wyłożony był materac. Spojrzała na przyjaciela wyczekująco, na co ten zamknął oczy. Następnie chwycił za koniec koszuli i poniósł ją, odkrywając część ciała. Rena zakryła usta, by nie krzyknąć. Cały tors Levisa był pokryty sinymi plamami i nie były to siniaki. Jego ciało pulsowało w fioletowych miejscach jakby było osobną istotą. 
— Co... Co to jest? — uniosła na niego zdezorientowane, pełne przerażenia spojrzenie. Wyciągnęła dłoń i delikatnie przejechała po sinych miejscach. Były gorące. 
— To, co tak naprawdę zabiło moich rodziców. — Odsunął jej dłoń i zakrył ciało. — Słyszałaś kiedyś o Merosach? 
Pokręciła przecząco głową. 
— Ten termin sięga dawnych czasów. Jeden z moich przodków napisał książkę, w której opisał dokładnie czym są i jak z nimi postępować. Pytałem dziadka czy ją ma, ale okazało się, że po świecie błąka się tylko jeden egzemplarz, a resztę spalono. Znalezienie jej trochę mi zajmie. Być może... Nie zdążę na czas. 
Czuła, jak jej serce przyspieszyło z przerażenia. Nie rozumiała o czym mówił. Nie rozumiała, dlaczego mówił o tym jej. 
— Co to znaczy? — jej głos drżał. Nie mogła nic na to poradzić. To, o czym mówił wydawało jej się abstrakcją, jednak nie podobało jej się stwierdzenie ,,nie zdążę na czas" . Levis uniósł wzrok i ich spojrzenia się spotkały. 
— Meros, który we mnie żyje... Rozwija się. W pewnym momencie przejmie moje ciało i stracę panowanie nad ciałem. Potem świadomość. Zniknę, Rena. 
— Nie gadaj głupot. Nie ma jakiegoś sposobu, żeby to zabić? 
— Jest... 
— No to czemu... 
— Żeby zabić Merosa musisz wyrwać mi serce i je spalić. Nie znam innego sposobu. Mam nadzieję, że znajdę sposób, żeby... No wiesz. — Przeniósł wzrok na swoje dłonie. — Nie chcę umierać, wiesz? — uśmiechnął się słabo. Rena nigdy nie widziała go w takim stanie. Miała wrażenie, że chłopak zaraz rozpłacze się przed nią jak dziecko, mimo że wiedziała, że tego nie zrobi. Levis nigdy nie płakał. — Może to głupie, ale zawsze marzyłem o kochającej żonie i maluchu biegającym po placu zabaw. Fajnie było by mieć rodzinę, a na starość patrzeć, jak twoje wnuki bawią się w ogrodzie. Chciałbym wtedy siedzieć z żoną na werandzie i trzymać ją za rękę... 
— Przestań — chwyciła go za ramiona. Płakała. — Przestań, rozumiesz? Obiecuję, że nikomu nie powiem. Nie umrzesz. Znajdziemy sposób, żeby pozbyć się tego czegoś. Dożyjesz tej swojej ckliwej starości, niepoprawny romantyku. 
Uśmiechnął się po raz kolejny i znów przyciągnął ją do siebie. Wtulił się w nią jakby widzieli się po raz ostatni, jakby szukał schronienia w jej ramionach. Był rozbity. 
— Jeśli jednak nie zdążymy... Nigdy nie daj sobie wmówić, że nie żyję. Będę walczył. Będę walczył do końca, słyszysz? Nie chcę stać się potworem. 
Pokiwała głową, starając się nie rozpłakać na całego. Mimo to łzy bezgłośnie spływały po jej policzkach. Był jej najlepszym przyjacielem. On był częścią niej, a ona jego. Nie wyobrażała sobie bez niego życia. Musieli znaleźć sposób... Nie. Znajdą sposób. Bez wątpienia go znajdą. 


Przejechała wyprutym z emocji wzrokiem po nieskazitelnie czystych oknach posiadłości. Czy to źle, że do końca wierzyła, że była szansa na uratowanie kogoś, kogo kochała jak brata? Przecież się starała. Odzyskała kontakt z Leoriem, a ten zapoznał Levisa z jakimś znajomym, który miał wprawę w szukaniu rzadko występujących rzeczy. Znalazł książkę, której szukali. Jednak w międzyczasie umarł dziadek Sheen i KyleLevis ubolewał nad odejściem brata z posiadłości, a gdy ten umarł, zaprzedał duszę by go odzyskać. Zatracił się, a ten, który zastąpił jego miejsce, odsunął od siebie Renę. By mu nie przeszkadzała, wziął za zakładnika najpierw jej brata, później Nell. Mordował, zwodził, tłumacząc się wolą Levisa o przywróceniu życia bratu. Mimo to ona i tak szukała sposobu, żeby uratować przyjaciela. I tak wierzyła, że on gdzieś tam jest, że walczy. Przecież powiedział, że się nie podda. Obiecała, że nie powie jak go zabić. Obiecała, że będzie wierzyć. Przez te dwie obietnice zginęło ponad kilkadziesiąt dziewczyn, a Nell ledwo co uszła z życiem. Nie postępowała zgodnie z sumieniem, ale obiecała. Cenę za jej obietnicę ponieśli inni. Koniec końców złamała wszystkie obietnice, które złożyła fioletowowłosemu. 
Otarła łzy, które ponownie spłynęły po jej policzkach. W tym samym momencie posiadłość zapłonęła, a przez główne drzwi wyszedł Kurapika i Gon, z książką w dłoni. 
— Trzymaj. Stwierdziłem, że chciałabyś to zatrzymać. — Freecss wyciągnął przedmiot w jej stronę i wtedy zauważyła, że nie była to książka, jak wcześniej założyła. Chwyciła drżącymi dłońmi przedmiot i delikatnie podniosła okładkę. Album ze zdjęciami. I to nie tylko tymi, co wklejał Levis. Gon pozbierał wszystkie zdjęcia które znalazł w pokoju starszego Sheena i w sąsiednich pomieszczeniach. — Przykro mi, że tak się to skończyło. Wiem, że to brzmi głupio. Nie mogę wyobrazić sobie co bym czuł, gdyby ... Na przykład Killua, umarł. Ale sądzę, że twój przyjaciel nie chciałby tego wszystkiego, co zrobił Meros jego rękami. Na tych zdjęciach... Wygląda na fajnego chłopaka.  
— Był wspaniały — odpowiedziała Rena z uśmiechem. Popatrzyła na Gona i poczuła jak coś w niej pęka. Ten uśmiech, jego szczery, pocieszający uśmiech ostatecznie złamał tamę, która trzymała jej emocje. 
Przytuliła do siebie album i wybuchła niepohamowanym, głośnym płaczem. Kurapika klęknął i objął dziewczynę, nim Leorio zdecydował co należy zrobić. Rudowłosa uczepiła się ubrania blondyna i płakała. Płakała z powodu straty i złamanych obietnic. Płakała za przeszłość, która odeszła bezpowrotnie. Płakała przez wszystkie błędne decyzje, które podjęła. Płakała za przyszłość przyjaciela, której tak bardzo pragnął, a która przepadła bezpowrotnie. 

,,Zniknę, Rena" 

 — Przepraszam, Vivi... 

Nie zdołała go uratować. 

******************** 
No. Mam nadzieję, że teraz przynajmniej trochę rozumiecie Renę i jej motywy postępowania. 
Nienawidzę się za to że koniec końców zabiłam i Levisa i Kyle'a. I w ogóle całą rodzinę Sheenów. Podczas pisania zdążyłam ich naprawdę mocno pokochać XD Miałam wpakować miliony retrospekcji Reny z nimi w roli głównej, ale stwierdziłam, że sobie daruję. Może kiedyś napiszę jakiś krótki dodatek o Sheenach, ale na razie nie mogę poświęcić im więcej czasu antenowego. 
Następne dwa rozdzialiki (albo jeden, wyjdzie w praniu) będą podsumowujące, a potem biorę się za ostatni "arc" tego opowiadania 😊 
Mam nadzieję, że Wam się podobało :3 

 



2 komentarze:

  1. Opowieść była wspaniała, aż na końcu się prawie popłakałam.
    Życze dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje, cieszy mnie że ci się podobało 😘

      Usuń