niedziela, 30 lipca 2017

18: Tajemniczy x Spadkobierca

Kiedy Nell po raz pierwszy na nią spojrzała, wiedziała, że będą z nią kłopoty. I miała rację.

Rena, bo tak im się przedstawiła, miała również czternaście lat. Włosy długie, wściekle pomarańczowe. Oczy duże, intensywnie zielone. Cerę jasną, kilka piegów na twarzy. Pełne, różowe usta. Sylwetkę zgrabną, ładne kształty... I jak na gust Nell, stanowczo za duże piersi.

Znalazła się modelka, psia krew.

Teraz jedli śniadanie, a dziewczyna rozmawiała z Gonem i Killuą. Obaj byli naprawdę nią zafascynowani, czego Nell nie podzielała. Wręcz przeciwnie, wszystko w niej miało ochotę ją pociąć na plasterki. Była tak... Za otwarta, za radosna... Po porostu za. Ale najwyraźniej był to plus dla chłopaków.

Oparła policzek na dłoni, patrząc na dziewczynę ze znudzeniem. Może właśnie taki typ charakteru lubił Killua? Otwarta, radosna i zabawna (według chłopaków, nie niej).

Może powinnam się przefarbować?, myślała intensywnie. Albo zapuścić włosy? Być bardziej dziecinna? Czy tam otwarta... Ale każdy jest inny. A oni lubią te cechy u niej. U mnie mogłoby się to nie sprawdzić.

Bądź co bądź, Nell nie należała do osób szczególnie otwartych i przesadnie radosnych. Tę funkcję w ich ekipie pełnił Gon i to w pełni zasłużenie. Killua robił za tego sprytnego, racjonalnie myślącego. I groźnego, jak zachodziła potrzeba. A ona...? No właśnie. Nie wydawało jej się, by wnosiła coś do drużyny. Killua jej nawet nie lubił. Uważał ją za zagrożenie. Ona sama miała jakąś tam nieciekawą przeszłość. Na razie jedyne co zrobiła to wpakowała dwójkę przyjaciół w środek jakiegoś odbijania miasta, przez co Gon prawie umarł. A potem we własną aferę z Kamieniem Życzeń, przez co wszyscy prawie umarli. Podejrzewała, że gdyby nie Kurapika, byliby naprawdę martwi.

Rena bardziej by im się przydała. Szczególnie, że właśnie chwaliła się umiejętnością posługiwania się mieczem, kataną czy co tam to było. Nell, jeżeli cokolwiek umiała, ,, odpalała" to tylko nieświadomie, pod wpływem emocji. I zazwyczaj nie pamiętała jak to zrobiła.

Jestem bezużyteczna.

Co nie zmieniało faktu, że Rena dalej znajdowała się na liście osób do odstrzału.

— A ty, Nell?

Wyrwana z rozmyślań, spojrzała na dziewczynę z dezorientacją.

— Co ja?

— Jakim typem użytkownika nenu jesteś?

Nell poczuła, jak ogarnia ją złość. Chciała jej dopiec? Nie, wykluczone. Nie wiedziała o jej amnezji. Po prostu ta głupia dziewczyna miała zapewne zwyczaj zadawania niewygodnych pytań.

— Ja... — zaczęła, nie wiedząc jak wybrnąć z tej sytuacji. — A tak w ogóle, gdzie jest Leorio?

Rudowłosa zdziwiła się na to pytanie, a Nell przybiła sobie w myślach piątkę za zapamiętanie tego fikuśnego imienia.

— Zapewne w swoim pokoju, uczy się do egzaminów — odpowiedziała Rena. — Czemu pytasz?

— Miałam nadzieję, że powie nam jak dotrzeć do znajomego Kurapiki. Przyjechaliśmy tylko na chwilę, żeby oddać mu książkę i musimy wracać.

— Co? Tak szybko? — zdziwił się Gon. Nell przeniosła na niego spojrzenie, unosząc brwi.

— Wiesz że Mistey to nasz ostatni trop. A Ging nie należy do osób, które siedzą w jednym miejscu dłużej niż tydzień.

— Ale Kurapika mówił, że ten jego znajomy może pomóc nam złapać trop — wtrącił Killua, opierając się o stół. — A jeżeli nam pomoże, nie musimy wracać do Mistey. Po za tym, połowa ludzi zapewne wyjechała już z miasta dla handlu.

— Mistey, huh? — Rena ponownie usiadła przy stole i wgryzła się w kanapkę. — Ponoć było okupowane przez jakiś gang. Pisali i tym w gazetach.

— Tak, wiemy. Pomogliśmy w odbiciu — rzucił luźno Killua, na co ruda zakrztusiła się kanapką. Gon spanikowany podał jej wody, a Nell przez chwilę naprawdę poprawił się humor - dopóki dziewczyna nie odzyskała tchu i okazało się, że jednak się nie udusi, na co złotooka liczyła.

— Pokonaliście Red Riders'ów?!

— Nie sami — odparł Gon. — Przyłączyliśmy się do Ruchu Oporu.

Nell już miała wtrącić, że de facto zostali zmuszeni do dołączenia, ale spasowała. Nie chciała psuć zabawy chlopakom.

Kuchnia, w której siedzieli, była maleńka, ale przytulna. Ciemne meble ładnie komponowały się z niebieskimi ścianami. Podłoga wyłożona była ciemnoniebieską wykładziną w kratę, przez co Nell miała wrażenie jakby chodziła po gumowej powierzchni. Słońce wpadało przez średniej wielkości okno za plecami dziewczyny. Gdy przez nie wyjrzała, jej oczom ukazał się ogródek przed domem i ulica.

I nagle Nell zatęskniła za białym dywanem, przestronnym biurkiem i rodziną, mimo że nie do końca prawdziwą. Za ojcem czytającym gazetę, mamą, przygotowującą wieksze posiłki niż byli w stanie zjeść i Shiro, jej Shiro, przez którego tyle razy zastanawiała się gdzie ktoś popełnił błąd w jego oprogramowaniu.

— Nell, wszystko w porządku? — Gon popatrzył na nią z troską, na co uśmiechnęła się smutno.

— Nic mi nie jest — wyciągnęła dłoń i pogłaskała go po głowie, jeszcze lekko zamyślona, po czym odeszła od stołu, zostawiając zdezorientowaych chłopców z Reną. W końcu to właśnie Rena była tą, która znalazła sobie miejsce w ich drużynie. I nawet jeżeli nie była jeszcze jej częścią, Nell nie wątpiła, że prędzej czy później to nastąpi. Tylko czy wtedy będzie jeszcze miejsce dla niej?





— Kurapika się wścieknie.


Tak o to skwitował sytuację Killua, gdy stanęli przed mosiężnymi drzwiami rezydencji niejakiego Levisa. Gon skrzywił się, a Nell przewróciła oczami. Z jakiegoś powodu Kurapika nie chciał, by Nell uczestniczyła w przekazaniu książki. I właśnie dlatego złotooka uparła się, by przy tym być.

— Gościu który tu mieszka, ma dziewiętnaście lat — wyjaśniła Rena szeptem. — Odziedziczył majątek po zmarłym dziadku. Ponoć mowa tu nie tylko o rezydencji, ale też o grubych milionach, dlatego chłopak nigdy nie wychodzi z domu. Nawet za życia jego dziadka rzadko to robił, bo pan Antony bardzo się wtedy denerwował. Koniec końców i tak biedaczek zmarł na zawał. Chociaż chodzą plotki, że...

W tym samym momencie drzwi skrzypnęły i oczom czwórki nastolatków ukazał się młody, brazowowłosy mężczyzna w stroju lokaja. Jego wzrok od razu padł na Renę, na co ta skrzywiła się niezanacznie.

— Myślę, że goście panicza powinni sami najpierw go poznać. — zaczął chłopak. — Zanim nagadasz im tych swoich teori spiskowych, przez które ludzie boją się przestąpić próg dziedzińca, o domu już nie wspominając.

— Dobra, dobra — ruda uniosła ręce do góry w poddańczym geście. — To jak, Chris, wpuścisz nas?

— Ich tak — kiwnął głową na trójkę po lewej. — Ciebie nie.

— Boisz się, że coś wywęszę?

— Pan Levis cię nie lubi, z resztą, ja też.

Nell z miejsca poczuła, że polubi tego chłopaka jak i Levisa.

— Dalej nie wierzę, że ktoś może mnie nie lubić — odparła ruda. Chris uśmiechnął się cynicznie.

— Jak widać, niektórym otwartość i duże cycki nie wystarczą, żeby cię polubić.

Gon otworzył szerzej oczy w przypływie szoku, a Killua i Nell gwizdnęli jednocześnie. Rena jednak zaśmiała się i przewróciła oczami, nie biorąc tego komentarza do siebie.

— No nic, i tak nie chciałam widzieć się z Levisem. Killua, jak skończycie, to zadzwoń.

— Okej.

Nell wybałuszyła oczy na białowłosego i Renę. Kiedy oni, do cholery, zdążyli wymienić się numerami?


Rudowłosa machnęła na pożegnanie i zbiegła po schodach, a Gon, Killua i Nell weszli do rezydencji.


Już od progu pomieszczenie robiło wrażenie. Duży, przestronny hol kończył się na parze schodów, prowadzących w dwie strony i złączonych pośrodku. Kryształowy żyrandol mienił się w świetle lamp. Dźwięki ich butów odbijały się od marmurowej podłogi, gdy przechodzili do następnego pomieszczenia. Kolumny, drogie obrazy, wszędzie czerwony aksamit – przepych uderzał w nich z każdej strony, jednocześnie nie było go ani za mało, ani za dużo.

— Dlaczego wszystkie okna są pozasłaniane? — spytał Gon, na co Killua i Nell spojrzeli na niego zaskoczeni. Szczerze powiedziawszy, nie zwrócili na to szczególnej uwagi, zachwycając się iście pałacowym wnętrzem.

— Panicz cierpi na fotofobię — wyjaśnił szatyn z powagą.

Gon spojrzał na przyjaciół, nic nie rozumiejąc.

— Światłowstręt — sprostował Killua.

Gdy weszli do następnego pomieszczenia, nie zaskoczył ich już wystrój. Usiedli na kanapie, obitej czarną skórą, przy szklanym stoliku. Chris powiadomił ich, że Levis zaraz przyjdzie i wyszedł pod pretekstem przyniesienia napojów. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, Nell poderwała się z miejsca i zaczeła przyglądać się zdjęciom powieszonym na bordowych ścianach, mając nadzieję, że zobaczy na nich Levisa. Zobaczyła jednak kogoś zupełnie innego i to jedno zdjęcie sprawiło, że zaschło jej w gardle.

Fioletowowłosy chłopak uśmiechał się do niej promiennie, a w jego zielonych oczach błyszczała pewność siebie. W prawej dłoni trzymał statuetkę, na szyi przewieszony miał złoty medal. Ubrany w zieloną koszulkę i ciemnozielone spodenki, cały mokry, ale szczęśliwy chłopak miał może z czternaście lat.

Widząc jej zachowanie, chłopcy podeszli do niej i spojrzeli na zdjęcie.

— To jest...? — Killua uniósł jedną brew i spojrzał na Nell, szukając potwierdzenia. Sama jej mina była wystarczającym dowodem na to, że się nie mylił. Wyciągnęła rękę do zdjęcia i przejechała palcami po szkle, czując narastającą w niej dezorientację.

— Nie rozumiem — szepnęła. Co Kyle miał do zmarłego staruszka, rezydencji i Levisa?

— Wygrał wtedy zawody pływackie — usłyszeli nagle. Jak na komendę odwrócili się w stronę nieznajomego i Nell zamarła.

Chłopak miał rozmierzwione, fioletowe włosy i intensywnie zielone oczy. Ubrany w białą koszulę i czarne, eleganckie spodnie, sprawiał wrażenie rozpieszczonego dzieciaka, jednak jego twarz była łagodna, a spojrzenie w jakiś sposób uspokajało.

Podszedł do nich i spojrzał z nostalgią na zdjęcie, uśmiechając się smutno.

— Miał wtedy jedenaście lat. Chodził z tym medalem przez miesiąc i chwalił się przed wszystkimi w mieście. Nawet kupcy mieli tego dość — zaśmiał się cicho. — Słodki, mały Kylee. Zawsze robił za tego starszego.

Kylee? – Nell zmarszczyła brwi, gdy w jej umyśle zapaliła się czerwona lampka. Kyle nigdy nie pozwalał się tak nazywać. To było przeznaczone dla kogoś. Kogoś ważnego...

— Kim jesteś? — spytał Gon zdezorientowany. — I skąd znasz Kyle'a?

— To ja powinienem zadać te pytania, no ale nich będzie — zaśmiał się chłopak. — Nazywam się Levis Sheen — przedstawił się pogodnie, jednak jego oczy uważnie śledziły reakcję przybyszy. — A Kyle to mój młodszy brat. 

Nell poczuła, jak nogi się pod nią uginają. Chlopcy widząc to chwycili ją pod ramiona, dzięki czemu nie upadła.

Levis Sheen. Vivi. Tak zwykle nazywał go Kyle.

W tej jednej chwili zakaz Kurapiki nabrał dla niej znaczenia. Nie chciał, żeby miała styczność z kimś, kto przypominał Kyle'a. To zaskakujące, jak potrafił się o nią troszczyć. Mimo że była z tych złych.

Dzięki tej jednej informacji zdała sobie sprawę, że Kyle nie chwalił się zbytnio starszym bratem, ani swoją rodziną. Jego przeszłość pozostawała dla niej zagadką. Wcześniej chyba jej to nie przeszkadzało, ale teraz, skoro już miała ku temu sposobność, zamierzała dowiedzieć się możliwie jak najwięcej.

Szkoda tylko, że wtykanie nosa w nie swoje sprawy nigdy nie kończyło się dobrze. Szczególnie dla osób takich jak Nell.



4 komentarze:

  1. Rena rujnuje mój ukochany szip...Jeżeli ona zabierze się z nimi w dalszą podróż to moje serce tego nie zniesie, bo Nel jest tak sfrustrowana, że nawet na mnie to idzie. Poza tym Rena o wiele bardziej pasuje mi do Gona. Tak czy tak, zobaczymy, no i gratuluję dostania się na studia - dopiero teraz nadrobiłam rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rena to Rena — chodzący tajfun XD No, będzie z nią zabawa XD
      A dziękuję dziękuję ❤

      Usuń
  2. Coś tak czuję, że nasz trójkącik miłosny dopełni się w kwadracik i w końcu się zamknie. Zazdroszczę ci głowy pełnej pomysłów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spodziewaj się niespodziewanego :3
      Nie ma czego zazdrościć, wiesz jak głowa przez to boli? 😂😂

      Usuń